Tam doliczają opłatę... za przekrojenie tosta. Nowy wymiar paragonów grozy

Maria Glinka
09 sierpnia 2023, 14:58 • 1 minuta czytania
We Włoszech paragony grozy się rozhulały. Okazuje się, że w niektórych restauracjach trzeba dodatkowo płacić za przekrojenie tosta czy kolejny talerzyk. Właściciele zupełnie nie widzą w tym problemu, ale turyści są zaskoczeni.
Dodatkowe opłaty w restauracjach podbijają paragony turystów. Fot. Wagner, Hanna/Travel Collection/East News, Screen Twitter/Selvaggia Lucarelli
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

2 euro za przekrojenie tosta i dodatkowy talerz. "Paragony grozy" we Włoszech

Turyści, którzy w tym roku spędzają urlopy we Włoszech, mogą przekonać się na własnej skórze, jak zwykły paragon zamienia się w prawdziwy "paragon grozy". I wcale nie chodzi o koszty, a o okoliczności nakładania dodatkowej opłaty.


W jednym lokalu gastronomicznym obsługa doliczyła 2 euro za przekrojenie tosta na pół. "Użyliśmy dodatkowych spodków i serwetek" - tak tłumaczyli się właściciele restauracji, cytowani przez portal "La Provincia".

Na niekorzyść urlopowiczów, nie jest to odosobniony przypadek. O innej zaskakującej opłacie naliczonej w lokalu w Ligurii na zachodzie Włoch poinformowała na Twitterze włoska dziennikarka Selvaggia Lucarell.

Klientka zamówiła trofie (rodzaj makaronu) z pesto za 18 euro. Poprosiła o dodatkowy talerz, aby jej trzyletnia córka również mogła skosztować dania. "Na rachunku umieszczają 2 euro za mały talerz" - informuje dziennikarka we wpisie na Twitterze.

Tak właściciele tłumaczą się z dodatkowej opłaty

Portal italy24.press donosi, że na właścicieli restauracji wylała się fala krytyki. Obsługa broni się, tłumacząc, że klienci są wcześniej informowani o konieczności poniesienia dodatkowych kosztów z tytułu nadprogramowych naczyń.

Z kolei Na oficjalnym fanpage'u na Facebooku lokal tłumaczy, że zawsze pobiera dodatkową opłatę, jeśli dwie osoby dzielą się jednym posiłkiem.

Praca musi być płatna. Mam 76 lat i pracuję z pasją, ale to sprawiedliwe, że płacą mi za to, co robię – przekonywał szef kuchni, cytowany przez italy24.press.

Jak na razie takich dodatkowych opłat nie zaobserwowano na polskich "paragonach grozach".

Obiad dla czterech osób nad Bałtykiem. Czy to drogo?

Tymczasem, jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, paragony znad Bałtyku wcale nie muszą być "groźne". Świadczy o tym kwota, jaką nasza czytelniczka musiała przeznaczyć na obiad dla czteroosobowej rodziny we wsi Karwia (pow. pucki, woj. pomorskie).

W zamówieniu pojawiły się: smażony dorsza, zestaw ze smażoną flądrą i zestaw ze smażonym halibutem. Do tego dość nieoczywiste posiłki dla dzieci – danie "Supermena" i "Kłapouchy". Dorośli dokupili jeszcze dwa piwa beczkowe (0,3 l).

Za obiad dla czterech osób nad Bałtykiem turyści zapłacili 182,80 zł. Najdroższy okazał się zestaw ze smażonym halibut, który kosztował prawie 45 zł.

Jednak nie w każdym miejscu uda nam się zjeść posiłek w rozsądnej cenie. Dla przykładu w jednej ze smażalni w Kołobrzegu obiad dla dwóch osób kosztował około 173 zł, a więc tylko o 10 zł mniej niż zapłaciła nasza czytelniczka za cztery osoby.

Chcąc uniknąć drożyzny, warto zatem wybrać mniej oblegane miejscowości. Jeśli już chcemy skosztować nadmorskich przysmaków w słynnych miastach, to możemy oddalić się od głównych ulic. Czasami w ukrytych knajpkach jest nie tylko taniej, lecz także równie smacznie.