Kryzysowe wsparcie dla biznesu w dobie koronawirusa wydaje się czymś oczywistym. Rządy całego świata wspierają gospodarkę i przedsiębiorców. Co ciekawe, polska gospodarka jest postrzegana na arenie unijnej jako jedna z bardziej odpornych na kryzys. Ekonomiści szacują, że nasze PKB spadnie o niewiele ponad 4%. Mówi się, że tarcza antykryzysowa o wartości przekraczającej 300 mld złotych to filar tego sukcesu.
Tylko skąd te protesty przedsiębiorców i jak wygląda sytuacja w innych krajach, w których Polacy także prowadzą działalność. Porównujemy realne wsparcie biznesowe firm na rynku brytyjskim i rodzimym. Na pierwszy rzut oka spójrzmy na wartości bezwzględne. Liczby mówią same za siebie. Brytyjski rząd deklaruje wsparcie w ramach tarczy antykryzysowej o łącznej wartości przekraczającej 1,7 bln PLN. W takim zestawieniu polskie 300 mld, choć nadal imponujące wydaje się zaledwie ułamkiem w morzu potrzeb. Warto jednak mieć świadomość, że krajowa tarcza antykryzysowa w relacji do PKB, to według różnych szacunków od 10 do 15%. Patrząc pod tym kątem, nie wygląda to źle.
Tarcza nie musi być duża. Wystarczy, że będzie skuteczna
Mówi się, że wielkość tarczy nie jest najważniejsza. Rządy wielu państw w tym Polski już kilkukrotnie korygowały wartość szacowanego wsparcia z uwagi na niekorzystny scenariusz rozwoju pandemii. Wszyscy zgodnie twierdzą, że najważniejsze jest, aby mechanizm przyznawania pomocy działał sprawnie i bez zbędnej zwłoki. W przypadku wielu firm ten czas może okazać się kluczowy. Brak pomocy może spowodować duże trudności, a nawet upadek firm i likwidację miejsc pracy, a to jest scenariusz, którego wszyscy chcą uniknąć. Wsparcie gospodarki w takich okolicznościach wydaje się najlepszym możliwym rozwiązaniem.
Nawet rząd brytyjski zdecydował się dotować miejsca pracy swoich obywateli. Dużą swobodę w zakresie realizacji programów pomocowych daje możliwość skorzystania z technologii, z którą przedsiębiorcy pracują od lat. Wszystkie procedury związane z ubieganiem się o środki zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii są zoptymalizowane pod kątem składania wniosków online. To znaczne usprawnienie. Polscy przedsiębiorcy doceniają ten fakt. Składanie wniosków w Polsce za pośrednictwem bankowości elektronicznej zostało ogólnie uznane za rozwiązanie właściwe. Jednak jak to zwykle u nas bywa, pojawiło się ale i doszło do protestów, których gdzie indziej nie było.
Ale o co chodzi z tymi polskimi wnioskami?
Na wstępie docenić trzeba koncepcję składania wniosku o wsparcie w formie oświadczenia i to, że do takiego wniosku nie trzeba dołączać żadnych załączników. To naprawdę spore ułatwienie, które wśród polskich przedsiębiorców i firm księgowych, które ich obsługują, wywołało niemałe zadowolenie. Dzięki temu kolejne wnioski napływają do instytucji pośredniczących w szybkim tempie, a na rynek trafiło już sporo ponad 40 mld PLN w formie środków wspierających utrzymanie miejsc pracy i różnego rodzaju subwencji oraz zwolnień, które mają na celu wzmocnić płynność finansową przedsiębiorstw różnej wielkości.
Jednakże początki były trudne i nie wszyscy przedsiębiorcy otrzymali należne im wsparcie wtedy, gdy go najbardziej potrzebowali. Jak wskazują doświadczenia firm obsługujących przedsiębiorców, wnioski okazały się zbyt skomplikowane. Niektórzy mieli problem z podaniem właściwych danych, głównie ze względu na brak precyzyjnych informacji i definicji ujednolicających niektóre z pojęć. Dobrym przykładem jest algorytm do obliczenia wielkości zatrudnienia, który nie pozwala uwzględnić wszystkich zleceniobiorców i zwraca wartości ułamkowe, których nie przyjmuje się we wniosku.
W przypadku najbardziej zagrożonych małych przedsiębiorców problemów jest znacznie więcej. Nie do końca jasne dla wszystkich było, jak określić obrót firmy. Przedsiębiorcy mieli problem z rozstrzygnięciem na etapie wypełniania wniosku czy podawać kwotę netto, czy brutto i czy uwzględniać zaliczki. Problemem okazały się też nieopłacone faktury vat, które w metodzie kasowej nie mogą stanowić przychodu. Opóźnienie należnych płatności związane z epidemicznym spowolnieniem spowodowało różnice w danych zadeklarowanych we wnioskach i rozliczanych przez wielu przedsiębiorców.
Ponadto, problemem okazały się też pliki JPK przedsiębiorców rozliczających się w formie VAT-marża. Sprawdzanie deklaracji przychodów netto z deklaracją wykazaną w JPK VAT nie do końca odpowiada rzeczywistemu poziomowi obrotów, co znacznie obniża poziom dostępnego dofinansowania. Problemy z wnioskami można by wyliczać dłużej. Warto jednak wspomnieć jeszcze o opóźnieniach w rozpatrywaniu wniosków, które najpierw muszą być kompleksowo sprawdzone i zweryfikowane z danymi zaksięgowanymi przez skarbówkę. Wszystko to powoduje spory ferment wokół realizacji szczytnej idei wsparcia gospodarki.
W Wielkiej Brytanii bez problemów
Polskie problemy z tarczą antykryzysową wydają się wyjątkowo niezrozumiałe szczególnie dla przedsiębiorców, którzy prowadzą biznes także w innych jurysdykcjach podatkowych. Okazuje się, że angielska firma założona przez Polaka otrzymuje wsparcie na takich samych prawach jak każdy inny brytyjski przedsiębiorca. Przedsiębiorcy z doświadczeniem na obu rynkach nie mają żadnych wątpliwości, że system ratowania biznesu i miejsc pracy w Wielkiej Brytanii jest po prostu skuteczny. Nie chodzi tu o to, że rząd brytyjski dysponuje prawie sześciokrotnie większymi środkami.
Angielskie firmy prowadzone przez Polaków i obsługujące je biura, takie jak Admiral Tax mówią wprost, procedura w Anglii jest przyjazna i nosi znamiona akcji ratunkowej. W takich warunkach ubieganie się o wsparcie wydaje się naturalne. Nikt nie ma problemu z wypełnieniem wniosków. Przedsiębiorcy nie są traktowani jak oszuści. Składanie aplikacji o wsparcie online przez system brytyjskiej skarbówki jest szybkie, a przyznanie wsparcia odbywa się niemal automatycznie. To spora różnica w porównaniu do i tak niezłych polskich realiów. Porównując wsparcie na obu rynkach, można mówić o swoistym poczuciu komfortu w przypadku ubiegania się o wsparcie w Wielkiej Brytanii.
Podsumowując, w kraju mamy do czynienia ze sporą sztywnością syst2emu, która wynika z braku zaufania do przedsiębiorców. Spore emocje wokół tematu powodują, że niektórzy mówią wręcz o braku zaufania, skąpstwie, celowym utrudnianiu szybkiego złożenia skutecznego wniosku i jak zawsze o zbyt rozdmuchanej biurokracji w polskich urzędach. Normalizacja sytuacji związanej z pandemią i stopniowe znoszenie ograniczeń budzą wiarę w to, że wszystko w końcu wróci do normy. Jednak wydaje się, że warto zrewidować sposób dystrybucji wsparcia, gdyby okazało się nagle, że konieczne jest szybkie wprowadzenie na rynek kolejnych transz środków pomocowych.