Każdy z nas jest indywiduum. Niepowtarzalnym kodem genetycznym, z innymi cechami, wartościami, zaletami i wadami (choć te dwa ostatnie są dość względne, ale o tym może innym razem). Nie ma dwóch identycznych osób, które świadczyłyby tak samo nawet taką samą usługę. Dlatego uważam, że coś takiego jak „konkurencja” nie istnieje, a jest to wytwór czasów, w których wmawia się nam, że wszyscy o wszystko „muszą” rywalizować.
Wspólnie zbudujemy Twój wizerunek offline i online.
Dlatego też zastanawiam się, co kieruje tymi, którzy pod płaszczykiem profesjonalizmu, w doskonale wyprasowanych koszulach, w marynarkach i garsonkach, tylko czekają aż „konkurencja” się potknie - popełni gdzieś błąd, wykaże się brakiem wiedzy w jakimś aspekcie lub - co gorsza - ma po prostu odmienne zdanie na konkretny temat w obszarze wspólnej ekspertyzy?
Dlaczego osoby, które pokazują się często jako pełne klasy i wiedzy, potrafią wbijać szpilę równie lekko i z przyjemnością jak lekko zjada się rurkę z ulubionym kremem? Jaki mechanizm powoduje, że robimy sobie takie rzeczy? Że rzucamy się jak harpie do klawiatur, by wytknąć coś, wyśmiać albo powiedzieć „ja jestem lepszy, a Ty się nie znasz!”?
Czy to zawiść? Zazdrość? Chęć wywyższenia się? Pęczniejące ego? A może strach? Na tyle silny, że bojąc się o swoją pozycję nie boimy się nawet stracić na własnym wizerunku - bo przecież inni widzą, słyszą, czytają i wyciągają wnioski. To widać, gdy tonący brzytwy się chwyta, brzytwy, która - jak kij ma dwa końce - i ta ma dwa ostrza, z dwóch stron - potrafi zranić zarówno jedną jak i drugą stronę. A kiedy pokazujesz palcem na kogoś, cztery Twoje palce na Ciebie pokazują...
Takie są moje przemyślenia po zobaczeniu ostatnimi czasy kilku potyczek na linkedinowym poletku. Miłości, szacunku i radości nam życzę. Bo dla każdego na tym świecie jest miejsce i to w dostatku, bez przepychanek :)