Jak ratownik medyczny osiąga średnio 150 tys. zasięgu na LinkedIn i jak możesz to zrobić Ty?
Karol Bączkowski – ratownik medyczny i trener pierwszej pomocy, którego organiczne zasięgi na LinkedIn dochodzą nawet do 800 tysięcy (a średnie – ok. 150 tys.), uśredniona liczba samych reakcji pod treściami to pół tysiąca, a liczba obserwujących konto to ponad 25,700. Jak osiągnęła to osoba, której działalność – na pierwszy rzut oka – nie kojarzy się z stereotypowym* użytkownikiem LinkedIna? Jaką drogą podążał, aby dość do tego pułapu?
Zapraszam na rozmowę z Panem Karolem, okraszoną moimi komentarzami, w których dzielę się swoimi doświadczeniami z mojej pracy z Klientami nad ich wizerunkiem na LinkedIn.
Wspólnie zbudujemy Twój wizerunek offline i online.
Panie Karolu, dlaczego zaczął Pan działania na LinkedIn? Co było tego powodem i jakie miał Pan oczekiwania?
Do rozpoczęcia publikowania zachęcił mnie przyjaciel Hubert. Powiedział, że to świetne miejsce dla mnie, by budować markę osobistą. Stwierdził że takiej osoby na LinkedIn nie ma i wypełniłbym lukę. A moje oczekiwania? Było to zdobycie nowych kontaktów szkoleniowych oraz dalsze działania w temacie szerzenia zasad pierwszej pomocy.
Pytanie o cel jest bardzo ważne w kontekście strategicznym. Jest bardzo wiele osób, które zaczynają działania na LinkedIn (bądź, oczywiście, na innych serwisach) bez żadnego celu. A chyba wszyscy wiemy, gdzie dochodzi się nie mając celu… Jedni mówią - do nikąd, a ja mówię - gdzie rzuci nas los, bo to jest często kwestia przypadku.
Jak można wywnioskować po powyższej wypowiedzi, cele Pana Karola były konkretne i chyba nie muszę dodawać, że - patrząc po wynikach, skupienie się na nich dało świetne efekty. Ale jak od sprecyzowania celów dojść do ich osiągnięcia? To była kolejna rzecz, o którą zapytałam, czyli
Jak przebiegały etapy Pańskiej aktywności - czy można to w jakiś sposób podzielić, wyróżnić?
Na początku publikowałem 2-3 razy w tygodniu. Obecnie publikuję praktycznie codziennie od poniedziałku do piątku, publikacje zamieszczam około 9:00. W weekendy staram się zaglądać dużo, dużo mniej i nie publikować.
Dojście do każdego celu wymaga podjęcia małych kroków na początku. Jest nawet takie mądre powiedzenie - zjedz słonia po kawałku. Mówi o tym także technika SMART - aby cele były co prawda ambitne i motywujące, ale też osiągalne, bo w innym przypadku szybko się zniechęcamy.
Zdaję sobie sprawę, że teraz jedną z możliwych reakcji Czytelników ta słowa Pana Karola może być „zacząć powoli to rozumiem, ale codzienne publikacje to bardzo dużo, boję się wyskakiwać z lodówki”. Już słyszę te głosy ;) Ale:
1. W takiej olbrzymiej ilości treści, które są publikowane codziennie (2 mln postów na Linkedin, omnicore.com, dane z 04.01.2022) nasze posty często giną w gąszczu i nie jest możliwe, że zobaczy je każdy (to też za sprawą algorytmów). Inaczej sytuacja wygląda, jeśli jest się czyimś prawdziwym fanem i np. czyta się z chęcią czyjeś wszystkie treści - wówczas LinkedIn z dużo większym prawdopodobieństwem wyświetli nam aktualizacje od tej osoby. Lecz skoro jest się czyimś fanem, to uważam, że właśnie o to chodzi, aby te treści widzieć, prawda?
2. Druga kwestia, nieco bardziej z zakresu pracy nad własnymi przekonaniami - pozwólmy swoim odbiorcom zdecydować, czy chcą oglądać nasze treści! Przecież jeśli sami siebie limitujemy powyżej wskazanym myśleniem, to - proszę mi wybaczyć - egoistycznie odbieramy im to prawo. W imię czego? Może wymówki, aby nie publikować częściej? To akurat rozumiem - nie zawsze się chce ;) Ale z innych powodów - już nie. Dlatego dajmy swoim odbiorcom szansę zdecydowania, czy chcą nas oglądać, czy wcisnąć „przestań obserwować”. I ten wybór jest bardzo w porządku.
Ale dobrze, skoro już wiemy, jak często chcemy publikować, ile czasu się na to poświęca? Odpowiedź Pana Karola była krótka i zwięzła:
Niektóre publikacje powstają 20 minut, inne w 5. Wszystko zależy od stopnia skomplikowania treści i czy sięgam po teksty źródłowe.
Dużo także zależy od flow. Czasem jest tak, że niektóre moje własne publikacje wylatują z mojej duszy w chwilę, a nad innymi spędzam nawet 1-2 godziny. Ale jedno jest pewne - im więcej się tworzy, tym łatwiej i szybciej ta praca z czasem idzie.
Ale czy samo tworzenie publikacji wystarczy, aby zdobyć szerszą publiczność? Bywa, że tak, ale nie są to przypadki bardzo częste. Dlatego też, ciekawa jak to jest u Pana Karola, zadałam takie oto pytanie:
Czy oprócz tworzenia treści poświęca Pan czas na jakieś inne regularne działania na Linkedin?
I odpowiedź mnie nie zdziwiła:
Tak, obserwuję moją sieć oraz przebijam główny kanał Linkedin w poszukiwaniu ciekawych treści. W miarę możliwości staram się komentować i czytać ze zrozumieniem to, co mnie zainteresuje.
Bardzo wiele osób sądzi, że jedyną aktywnością, jaką mają do wykonania na LinkedIn, aby budować markę osobistą, jest tworzenie treści. Nie jest to dziwne, wszak o tym mówi się najgłośniej; wchodząc do serwisu widzimy też mnóstwo różnych treści. Mało jednak osób wie o tym, że równie ważnym czynnikiem jest aktywność pod treściami innych osób - która nienachalnie pozwala zaznaczyć naszą obecność, a także pomaga algorytmowi LinkedIn dowiedzieć się, jakie treści są dla nas atrakcyjne, więc z czasem otrzymujemy ciekawszy dla nas content. Dlatego nie bójmy się odnosić do zamieszczonych przez inne osoby postów, głosować w ankietach czy dawać like’i i serduszka. To wszystko ma znaczenie.
Pójdźmy więc dalej. LinkedIn to z założenia serwis zawodowy, gdzie spotykają się profesjonaliści. Hejt nie zdarza się często - głównie dlatego, że komentujemy pod własnym imieniem i nazwiskiem, lecz mimo wszystko - występuje. Zadałam więc kolejne pytanie:
Czy napotkał Pan na LinkedIn jakiekolwiek trudności ze strony swoich odbiorców? Czy pojawiło się u kiedykolwiek zwątpienie w celowość Pańskich działań?
Było kilka sytuacji gdzie spotkałem się z hejtem, co ratownik medyczny robi na LinkedIn oraz pojawiło się kilku „specjalistów”, co wiedzieli lepiej. Było też kilkanaście osób, które obrażało się za kwestię związaną z COVID i moją pracą w pogotowiu.
Nie szarpie się, blokuję.
Granica między konstruktywną krytyką a hejtem bywa bardzo cienka. Każdy z nas ma prawo do swojego zdania, lecz jeśli zamiast ad rem zaczyna się odnosić ad personam, osoba, do której kierowane są te słowa ma pełne prawo do rezygnacji z kontynuowania „znajomości” lub chociażby rozmowy. Stąd właśnie istnieje opcja blokady użytkownika.
Jeśli zaś pojawiłaby się wątpliwość, czy nie „kneblujemy komuś ust” i „nie dajemy prawa do wypowiedzenia się” to jest to wątpliwy argument - prawo takie osoba ta straciła w momencie, gdy dyskusja zmieniła się w emocjonalną przepychankę, która dotyka drugiego człowieka, a nie jest polemiką z treścią, którą opublikował.
Czy był jakiś przełomowy, zwrotny moment w Pańskiej działalności na LinkedIn? Co to było?
Moment przełomowy pojawił się po około 8 miesiącach, gdzie w pierwszym konkursie Topowy Głos LinkedIn zostałem nominowany i znalazłem się w pierwszej dziesiątce laureatów.
Ratownik wśród Topowych Głosów LinkedIn? Jak to się stało? ;) To pytanie Pan Karol sam zadawał sobie w jednym ze swoich postów, gdzie również podał swoją receptę na taki stan rzeczy. I jak brzmi ta odpowiedź?
„❣️ Daj się polubić, bądź naturalnym. Tyle.❣️
Proste? No właśnie nie..........
Zostawiam to bez komentarza, ku refleksji.
Wiele osób, które zaczyna przygodę z LinkedIn zastanawia się, jak długo będą musieli czekać na pierwsze efekty swoich działań. Z doświadczeń klientów, z którymi dotąd pracowałam wynika, że czasem „wystarczy” łut szczęścia - bycie w dobrym miejscu i w dobrym czasie, ze świetnie przygotowanym profilem na LinkedIn, który według mnie zawsze jest podstawą, który daje lepszy start, gdyż pozycjonuje nas wiele poziomów wyżej w „rankingu” LinkedIn. Dlatego czasem już kilka dni po zamieszczeniu „nowego” profilu mojego klienta na LinkedIn dostawałam wiadomości, że otrzymał kilka ofert (współ)pracy czy propozycję od inwestora.
Ale nie zawsze jest tak kolorowo, a nawet powiedziałabym - nieczęsto ;) Zwykle - z powodu ilości treści, trzeba się nieco bardziej przyłożyć do działań, które już omówiliśmy wyżej. Zadałam więc Panu Karolowi pytanie:
Po jakim czasie od prowadzenia regularnej komunikacji otrzymał Pan pierwszą komercyjną ofertę? Czy zdradzi Pan, czego dotyczyła? I czy dzisiaj, dzięki ofertom, które do Pana przychodzą, dzięki działalności na LI, mógłby Pan się utrzymać bez pracy jako ratownik medyczny?
Pierwszą ofertę szkoleniową otrzymałem po około 5 miesiącach regularnego publikowania, było to szkolenie pierwszej pomocy. I tak, spokojnie mogę się utrzymać dzięki regularnemu opublikowaniu i licznym szkoleniom. Pracę w pogotowiu od wielu lat traktowałem jako pasję, chociaż już przed LinkedIn nie musiałem pracować w pogotowiu.
Czy 5 miesięcy to długo? To zależy od bardzo wielu czynników - sytuacji wyjściowej, oczekiwań, skali działań, ich jakości, częstotliwości, odbioru, angażowania, rodzaju działalności, grupy odbiorców… I tak mogłabym wymieniać jeszcze naprawdę długo. Jest to subiektywne, ale też pokazuje, jak wiele czynników się liczy, więc też nie ma jednej odpowiedzi.
Zapragnęłam więc pogłębić nieco temat z jednego z poprzednich pytań, bo wiem doskonale, że większość z nas jest na LinkedIn po EFEKTY:
W czym, według Pana, tkwi sekret powodzenia, przyciągania uwagi na LinkedIn?
Trzeba być naturalnym, szczerym i dobrze przemyśleć to, o czym chcemy pisać. Oczywiście świetnie by było, gdyby pojawiła się szansa monetyzacje pracy - to dodatkowy motorek do działania. Ważne, by być regularnym oraz w miarę możliwości odpowiadać na komentarze - chodzi o budowanie relacji. Przecież na Linkedin są ludzie, którzy pod garniturami i garsonkami mają serducho.
Co powiedziałby Pan osobom, które - jak w Pana przypadku jako ratownika - na pierwszy rzut oka nie widzą bezpośredniej korzyści w działaniach na LinkedIn (czyli nie znajdą tu ani klientów ani pracodawców - bezpośrednio) i zastanawiają się, czy warto działać na Li?
Najpierw spróbuj, daj sobie czas, dobrze przemyśl po co tu chcesz być i spróbuj. Do odważnych świat należy. Czasami trzeba podjąć wyzwanie, a potem zastanawiać się, jak to zrobić.
*) W nagłówku użyłam wyrażenia „stereotypowy” użytkownik LinkedIna nie bez powodu. Z badań prowadzonych przeze mnie podczas pracy z moimi klientami nad ich profilami, a także z młodszym pokoleniem (przy okazji mojego kursu online„LinkedIn w 7 krokach”) jasno wynika, że większość społeczeństwa ma wizję LinkedIn jako miejsca, gdzie konta swoje mają niemal wyłącznie:
a) osoby z tzw. twardego biznesu,
b) osoby z wieloletnim doświadczeniem.
To drugie założenie bardzo mocno i niestety negatywnie wpływa na aktywną obecność młodzieży w serwisie (z definicji UE - osoby do 30 r.ż.), co staram się zmieniać swoją działalnością edukacyjną. To pierwsze założenie zaś często stanowi czynnik nieprawdziwie definiujący całą społeczność LinkedIn, co również stanowi często o rezygnacji założenia konta przez osoby, które czują, że nie należą do grona „twardego biznesu” (wyrażenie używane potocznie przez osoby, z którymi rozmawiam, a które - z ich punktu widzenia - reprezentują bardziej miękkie branże, takie jak wellness, a nawet psychologia).
To wszystko pokazuje, jak wiele jeszcze jest do zrobienia w zakresie edukacji o LinkedIn. Jednak potrzeba, aby zaangażowani byli również sami jego użytkownicy, którzy swoją wiedzą i postawą mogą zachęcać „miękkie branże” i młodsze pokolenia do działań w tym serwisie. Taka właśnie jest moja misja. Dbając o własne konto i treści i dając swoje działania za przykład również edukujesz. Przyłączysz się?
---
www.annamariawisniewska.pl