Blackout
Grzegorz Wiśniewski
29 lipca 2015, 14:04·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 29 lipca 2015, 14:04W coraz bardziej skomplikowanym obszarze jakim stała się energetyka, niewiele już dają jednozdaniowe ćwierknięcia na Twitterze, trzyzdaniowe komunikaty na Fejsbuku czy trzyakapitowe wpisy blogowe, bo nie ma już prostych rozwiązań ani prostych recept na nasze współczesne problemy. Medialna energetyka i efektowne bezkontekstowe memy to nawet nie informacja, a od samej informacji daleko jeszcze do wiedzy. Powierzchowne slogany jakie docierają do nas nieustannie i mimowolnie, nie dają okazji do dłuższej koncentracji uwagi na istocie, a bez tego, żadnego istotnego problemu nie da zrozumieć. Łatwe, proste, szybkie figury retoryczne i z pozoru prawdziwe slogany stają się i wirusem i nałogiem wzmacniającym medialny ping-pong. To dlatego profesor Ewa Łętowska mówi, ze jak już szukać okazji do analizy poważniejszych problemów (a takich w energetyce nie brakuje) i czytać - to tylko grube książki.
Po taką wakacyjną lekturę sięgnąłem. Pod krótkim, wymownym tytułem „Blackout” kryje się wydany w Polsce w tym roku, niemalże 800 stronicowy, dobrze udokumentowany thriller naukowy Marc'a Elsberga o totalnej awarii europejskiej sieci energetycznej (ok. 70% obszaru) spowodowanej atakiem terrorystycznym na współczesną infrastrukturę informatyczną i energetyczną. Opis dwu tygodni katastrofy - od moment ataku na elektrownie i sieci do momentu stopniowego podnoszenia sieci - osadzony jest we realiach („tu i teraz”) technologii i polityki energetycznej UE oraz w realiach społecznych i biznesowych. Konieczne w tym przypadku 2-3 dni na lekturę pozwalają na prześledzenie niemalże w czasie rzeczywistym okoliczności w jakich przebiega (przebiegać może) stan braku prądu na dużym obszarze cywilizacji zachodniej, ale też daje okazje do szerszych refleksji o chwiejnej (pozornej) stabilności systemu energetycznego i iluzoryczności budowanego na nim systemu społeczno-gospodarczego, także w odniesieniu do Polski.
Przytoczę tylko kilka przykładowych problemów poruszanych (prowokowanych) przez Elsberga, które (choć książka jest fikcją i nie może zastąpić fachowej analizy) mogą dać asumpt do szerszej (także z większym udziałem społeczeństwa) debaty publicznej nt. energetyki. Jakie tezy postawione w książce poruszają najbardziej, które z nich mogą być przyczynkiem do rozważań np. politycznych oraz punktem wyjścia do fachowej krytyki i które z nich mogą najbardziej zainteresować polskiego czytelnika?
Scentralizowane systemy energetyczne (jednostki wytwórcze centralnie sterowane) oraz sieć energetyczna (stacje, transformatory) to wprost wymarzony obiekt cyberataku i sabotażu. W posłowiu Elsberg zastrzega się nawet, że z uwagi na to, że nie chciał dostarczać nikomu wskazówek do przeprowadzenia ataku i dlatego pewne wrażliwe dane techniczne pominął lub pozmieniał.
Ryzyko skutecznego (paraliżującego) ataku rośnie wraz z działem elektrowni jądrowych w systemie oraz z wprowadzeniem w dotychczasowy system technologii ICT, takich jak coraz bardziej złożone i bardziej zintegrowane systemy sterowania pracą elektrowni (SCADA) czy np. liczniki inteligentne u odbiorców energii, które stosunkowo łatwo (zasadnicza teza książki) zainfekować wirusami i za pomocą których osoby niepożądane mogą stosunkowo łatwo przejmować sterowanie całymi obszarami sieci. I nie muszą stać za tym mocarstwa, ani nawet specjalnie duże pieniądze. Minimum zasobów użytych przez niezadowolonych (takich obecnie nigdzie nie brakuje) celowo i w złej wierze może przynieść niewyobrażalne straty.
Współczesny system energetyczny w wersji scentralizowanej wymaga coraz większej liczby systemów awaryjnego zasilania, obejść i zabezpieczeń. Na tym jednak, niestety w pierwszej kolejności, korporacje energetyczne najchętniej oszczędzają, często nie informując opinii społecznej o wzroście ryzyka, a państwa nie przygotowują odbiorców energii i instytucji do działań mitygacyjnych oraz do działań adaptacyjnych- już na okoliczność katastrofy. Klasyczna wręcz to teza we współczesnym świecie, temat sporów politycznych w energetyce i głównych wątków książek katastroficznych. Problem, który ujawnił się nieoczekiwanie i niezwykle jaskrawie w przypadku katastrofy elektrowni jądrowej w Fukushimie i który wychodzi na jaw w przypadku lokalnych blackoutów, staje się w narracji Elsberga także zmorą europejskich systemów energetycznych. Wielcy wytwórcy i dostawcy energii w Europie dramatycznie szybko tracą konkurencyjność (nie tracąc wpływów politycznych) i albo z konieczności albo z chciwości oszczędzają kosztem bezpieczeństwa.
Elsberg nie formułuje pomysłu, ani tym bardziej nie podaje przepisu jak zapobiec katastrofie wielkoobszarowego blackoutu, który bezpośrednio dotknie setek milionów ludzi i którym zgodnie zarówno ze zwykłą teoria prawdopodobieństwa jak i tzw. zdrowym rozsądkiem wydaje się coraz bardziej prawdopodobny. Ale pokazując niewyobrażalne skutki katastrofy podaje mechanizmy które zwiększają prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy i sposoby, które mogłyby ograniczyć dolegliwości.
Niech za niewyobrażalne skutki posłuży tylko jedna liczba – milion bezpośrednich ofiar w ciągu zaledwie dwu tygodni, w efekcie m.in. braku wody, żywności, lekarstw, ogrzewania, wzrostu przestępczości i mniejszych lokalnych katastrof jako pochodnych tej zasadniczej. Elsbergowi nie chodzi o statystykę, ale o pokazanie na przykładach konkretnych osób, rodzin, zbiorowości, jak katastrofa dosłownie pełznie po Europie i pożera swoje ofiary.
Elsberg pokazuje że źródłem problemów są relacje państwo-korporacje, a zapalnikiem nierówności społeczne. Pośrednio skłania się ku najważniejszemu ustaleniu przez komisję parlamentu japońskiego kluczowej przyczyny katastrofy w Fukushimie, którą nie było wcale tsunami, ale brak kontroli i zbyt bliskie związki pomiędzy politykami, a państwową firmą energetyczną TEPCO. Elsberg pokazuje słabość pojedynczego państwa, a jednocześnie pokazuje to co się dzieje gdy państwo – tu z konieczności - przestaje działać i wywiązywać, się ze swoich podstawowych zadań. To przestroga dla części najbardziej „oburzonych” i antysystemowców, bo ich nie brakuje obecnie na całym świecie i to środowiska wykształconych anypaństwowów stoją w thrillerze za atakiem terrorystycznym. Autor nie oszczędza polityków i prezesów koncernów, ale jednocześnie pokazuje dwa filary europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Nie brakuje w Europie odpowiedzialnych urzędników (to bardziej oni stanowią o sprawności służb państwowych, co pokazuje na najwyraźniej na przykładzie Niemiec). Zwraca uwagę, że solidarność unijna w momencie gdy do blackoutu dojdzie jest narażona na partykularyzmy narodowe, ale jednocześnie podkreśla, że każde pojedyncze państwo w UE jest bezbronne wobec dobrze przygotowanego jednoczesnego ataku na infrastrukturę energetyczną i telekomunikacyjną. Tylko instytucje UE w tej sprawie mogą próbować zapobiegać atakowi i systemowo zmniejszać rozmiary katastrofy. Solidarność polityczna i społeczna może przerwać bez prądu co najwyżej klika dni. Potem muszą być już (szybko) widoczne efekty działań naprawczych, albo dochodzi do anarchii, przewrotów politycznych itp. następstw wywracających dotychczasowy układ.
Poza olbrzymimi bezpośrednimi skutkami społecznymi blackout niesie za sobą długotrwała katastrofę gospodarczą. Działa prawo podaży i popytu (ceny skaczą wielokrotnie, przejściowo nasila się gospodarka wymienna), ale jak pisze Elsberg nie ma ono nic wspólnego ze sprawiedliwością. Największe straty ponosi współczesne intensywne rolnictwo (tracą takie kraje jak Polska), które po parutygodniowym blackoucie, stratach w hodowli zwierząt i uprawach najdłużej trzeba podnosić, a to utrudnia podniesienie całej sfery społeczno-gospodarczej. Na długo zamiera przemysł hutniczy, cementowy, bankrutują małe i średnie przedsiębiorstwa przemysłowe (olbrzymi cios w takie kraje jak Niemcy). Skutki ekonomiczne dla Europy są znacznie gorsze niż skutki kryzysu gospodarczego zapoczątkowanego w 2008 roku. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić zgodę na dalsze funkcjonowanie elektrowni jądrowych. Elsberg wskazuje na 6 działających elektrowni europejskich jądrowych (i wspomina o paru zamkniętych „odstojnikach”, które wymagają jednak chłodzenia) , w których w efekcie blackoutu i różnorodnych problemów z podtrzymaniem zasilania systemów chłodzenia dochodzi do groźnych incydentów i wybuchów, i na tym tle opisuje zachowania i postawy społeczne.
Co pozwala przetrwać i łagodniej przywracać normalne funkcjonowanie? Blackout przypada na okres zimowy, dlatego bohaterem w energetyce jest … kominek na drewno. Szczęśliwi są ci nieliczni co mają agregaty prądotwórcze na drewno (agregaty dieslowskie konfiskują służby państwowe). Bohaterem w wodociągach jest własna studnia. O substytutach kanalizacji nie ma co pisać. Nic tak nie pozwala przetrwać jak kilka kur swobodnego chowu w obejściu. W transporcie, przy braku dostaw ropy, liczą się rowery. Okazuje się, że kolej mająca własną trakcję elektryczną (niezależne zasilanie) jest zdolna funkcjonować, choć problemem są dworce podłączone do sieci zewnętrznej (mimowolnie przypomina się obecna polska dyskusja wokół prywatyzacji PKP Energetyka, która też daje możliwość wydzielonego zasilania trakcji i skorzystania systemów rezerwowego zasilania).
Bohaterem w systemie elektroenergetycznym są lokalne mikrosieci, zwłaszcza z elektrowniami wodnymi, bo to one na tle pozbawionej światła Europie miejscami działała jako tzw. wyspy energetyczne i to one służą do podnoszenia sieci i dołączania kolejnych źródeł konwencjonalnych i odnawialnych (synchronizacji). Okazuje się, że to co jest technicznie najbardziej inteligentne, np. sieci, elektrownie, czy pełne elektroniki domy, staje się najszybciej bezużyteczne w obliczu blackoutu, a jednocześnie najbardziej wrażliwe na akty sabotażu czy terroru. Szkoda, że w Europie nie ma lokalnych sieci prądu stałego, mało wyszukana technologia Edisona w takich warunkach wsparta systemami fotowoltaicznymi i magazynami energii znacznie lepiej by się sprawdzała niż geniusz Tesli z sieciami prądu zmiennego, także z inteligentnymi sieciami energetycznymi. Przydałby się też powrót do idei lokalnego i regionalnego bezpieczeństwa energetycznego, o czym przypominałem
w 2009 na blogu „odnawialnym”, a troską krajowe bezpieczeństwo energetyczne dobrze byłoby podzielić się z UE, także w ramach nakierowanej ostatecznie na wewnętrzne bezpieczeństwo elektroenergetyczne „Unii energetycznej” (
na zasadność takiego podejścia wskazywałem tamże już ponad rok temu).
Polecam książkę, ale jeszcze bardziej o wykorzystanie okazji i znalezienie czasu na własną refleksję w trakcie dłuższej lektury. Antypaństwowcy Elsberga, chcący poprzez opisany przez niego akt terroru przywrócić światu „sprawiedliwość”, a w efekcie opacznego rozumienia i zabójczego zastosowania kantowskiego ''niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie'', sądzili że świat może się zmienić na lepsze (siłami niezadowolonych) dopiero po wielkich katastrofach. Doprawdy trudno, wobec ogromu zniszczeń i tragedii, z takim rozumieniem myśli wielkiego filozofa w realnym świecie się zgodzić. Ale czy jednak na pewno, w celu modernizacji polskiej energetyki i obudzenia kraju ze snu o ciągłych i tanich dostawach z obecnego systemu „ciepłej wody w kranie i energii elektrycznej w gniazdku”, nie przydałby się nam jednak jakiś mały blackout (po tym szybko zapomnianym szczecińskim z 2008 roku) i praktyczna weryfikacja wyobrażeń Elsberga na ograniczoną skalę i przy ograniczonej uciążliwości? Tak jak Elsberg w posłowiu swojej książki, nie dostarczam nikomu uzasadnienia do sabotażu czy strajku, tylko zastanawiam się co można zrobić, aby odwirusować umysły i uniknąć jednego i drugiego.
Tekst pierwotnie opublikowany na stronie: www.odnawialny.blogspot.com