Rolnicy do pługa, koncerny do OZE! Kolejna nowelizacja ustawy służy wywłaszczeniu małych firm i rugowaniu chłopów z OZE
Grzegorz Wiśniewski
28 lipca 2017, 15:01·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 28 lipca 2017, 15:01W trybie ekspresowym przemknęła przez parlament trzecia już poselska nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii (uOZE). W tej szybkiej i niespodziewanej nowelizacji chodziło o zasady ustalania cen i zakupu świadectw pochodzenia (popularnie określanych jako „zielone certyfikaty”) jakie dostają producenci energii z OZE. Świadectwa pochodzenia energii zobowiązane są umarzać spółki obrotu energią, w większości należące do państwowych koncernów energetycznych lub (alternatywnie) wnosić na konto funduszu ekologicznego tzw. opłaty zastępcze.
Zaproponowane w nowelizacji obniżenie opłaty zastępczej zmniejszy nadzieje na przyszły wzrost obecnie niezwykle niskich cen zielonych certyfikatów i realną poprawę sytuacji wytwórców energii z OZE, pogłębi straty (odpisy) w kredytujących inwestycje bankach, ale obniży koszty koncernów energetycznych i być może częściowo zasili fundusz ekologiczny. Na jakie jednak cele przeznaczone zostaną kwoty z ew. zasilenia nie wiadomo (a należy zwrócić uwagę, że co do zasady środki te miały zostać przeznaczone na wsparcie rozwoju OZE). Ewentualne roszczenia większych wytwórców energii z OZE (np. z powodu naruszenia praw nabytych i niezgodności z prawem UE) po nowelizacji zostaną przeniesione z koncernów na skarb państwa. Przy tej okazji warto skupić się bardziej na procedurze uchwalania zmian w prawie i na momentami bulwersującej dyskusji wokół nowelizacji.
Czujni dziennikarze (Rzeczpospolita, Wysokie Napięcie, Gram w Zielone) wykazali, że prawdopodobnie to nawet nie ME (na pewno nie posłowie) przygotowało projekt zagadkowej nowelizacji, ale jeden z państwowych koncernów, zobowiązany do zakupu certyfikatów na podstawie wcześniej zawartych umów z wytwórcami energii z OZE. Umowy były dobre dopóki koncern na nich zarabiał (ceny zakupu certyfikatów były niższe od opłaty zastępczej) , ale przestały takimi być, kiedy ceny certyfikatów spadły i trzeba było znaleźć skuteczny sposób na wyplątanie się z wcześniejszych zobowiązań wobec niezależnych (od koncernów) wytwórców energii z OZE. Dalszym skutkiem (poza podreperowaniem budżetów koncernowych) wprowadzanych rozwiązań będzie bieżący spadek wartości OZE będących w rękach niezależnych producentów energii oraz pewna perspektywa podniesienie wartości certyfikatów w dłuższym okresie, co służyć będzie przejmowaniu instalacji przez koncerny.
Całą tę sytuacje wymownie przedstawił obecny na debacie senackiej Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Pan Maciej Bando: „w Polsce jest 5, 6 gigantycznych firm, które koncentrują się na obrocie energią elektryczną, (…) należą do skarbu państwa. I to są właśnie ci, którzy dysponują tymi kontraktami, do których muszą dzisiaj dopłacać. Mamo, tato, ratuj! Ratuj, bo zbankrutuję! No więc mama i tata ratuje”. Mówiąc „mamo, tato” prezes Bando miał na myśli ME, która jest dominującym współwłaścicielem największych 4 z tych „gigantycznych firm”, a jednocześnie faktycznie (tak jak np. w przypadku trzech dotychczasowych nowelizacji uOZE) steruje procesem legislacyjnym i faktycznie stanowi prawo także dla znacznie mniejszych partnerów „swoich” koncernów (tu: stron umów). Pokrzywdzeni w tym przypadku to operatorzy instalacji OZE, w tym np. spółki celowe firm zagranicznych, ale przede wszystkie mały polski biznes, osoby indywidualne i rolnicy, którzy zdecydowali się w systemie świadectw pochodzenia zainwestować w OZE.
W trakcie debaty Pan Senator Marian Poślednik zadał pytanie: Czy ewentualna nowelizacja będzie jakimkolwiek elementem, o którym też mówi pan minister rolnictwa, wsparcia w tym zakresie rolnictwa, rolników, wsi? (…) Dla porównania podam, że koszty energii w produkcji rolnej wynoszą w Niemczech – 3%, w Polsce – 12%. W podobnym duchu o sens nowelizacji pytali inni senatorowie.
Zaskakującej odpowiedzi udzielił reprezentujący ME wiceminister Andrzej Piotrowski: "Miałem okazję oglądać film, który pokazywał wywiad z przedsiębiorcami z terenu wiejskiego, byli to rolnicy, było pokazane ich obejście, nie było to wysoko zaawansowane technologicznie obejście, a kilkaset metrów dalej stała nowiutka konstrukcja turbiny wiatrowej. I na tym filmie (…), ci rolnicy właśnie wypowiadali się następującym tekstem: rząd obiecał nam ustawę, dzięki której my będziemy mogli prowadzić działalność. Proszę państwa, nie deprecjonując tych ludzi, trzeba powiedzieć, że to nie oni wymyślili ten biznes (…). Jest to niestety, powiedziałbym, dość kontrowersyjne wykorzystywanie rolników, którzy znają się na innych obszarach produkcji, a naraz wskoczyli w obszar, w którym ktoś im obiecywał złote góry bez jakiegokolwiek uzasadnienia”.
Zatem zdaniem ME „prości” rolnicy powinni robić to co robili dotychczas („rolnicy do pługa”) w swoich „niezbyt zawansowanych obejściach”, za zarobione pieniądze kupować „lepszą energię”, a jej produkcję i zyski zostawiać fachowcom z koncernów, na rzecz których uOZE jest właśnie nowelizowana i po nowelizacji nie będzie uzasadnienia aby kiedykolwiek energię produkowali. Swoją drogą postrzeganie zarówno sektora rolniczego jak i energetyki wiatrowej przez Ministerstwo Energii jest raczej zadziwiające dla każdego, kto choć trochę te sektory zna…Niestety to co się dzieje jeśli chodzi o instalacje OZE u rolników przypomina rugi chłopskie, czyli (przypomnę) włączenie chłopskich OZE (dekretem i bez odszkodowania) do folwarków energetycznych.
Wiem o czym mówił Pan Minister, chodzi o fragment (43:50-48:05) filmu
„Punkt krytyczny”. Każdy może sam zobaczyć i ocenić czy ministerialny komentarz do sprawy poważnej w sensie cywilizacyjnym i w sensie ludzkim przedstawionej na filmie, faktycznie nie deprecjonuje bohaterów. Moim zdaniem bohaterowie tego fragmentu filmu – działający w spółdzielni rolnicy - chcieli aby, tak jak w Niemczech, mieć umiarkowany dodatkowy dochód w gospodarstwach, dzięki któremu zmniejszyliby dystans cywilizacyjny do mieszkańców miast, mogliby taniej produkować żywność (po konkurencyjnych cenach) i wspomagać w wypełnieniu zobowiązań państwo, które zresztą dostało na to niemałe pieniądze z UE. Rolnicy, choć zdaniem Pana Ministra mają „niezaawansowane technologicznie” obejścia prowadzą działalność gospodarczą na dużą skalę, doposażają gospodarstwa w środki produkcji, inwestują i uczą się korzystając z dorobku ich kolegów po fachu z innych państw, w których to właśnie rolnicy stanowią dominującą grupę właścicieli instalacji OZE.
Widać, że to państwo nie dotrzymało słowa i właśnie dlatego obecną nagłą nowelizacją uOZE powinno pomóc przede wszystkim takim rolnikom, a nie koncernom kosztem rolników. To nie nieświadomi, oszukiwani polscy rolnicy są problemem, bo w innych krajach UE kilka milionów rolników z powodzeniem użytkuje instalacje OZE. Inwestycje rolników pod rządami poprzedniej ustawy były bardziej racjonalne niż inwestycje prosumentów po poprzedniej nowelizowanej uOZE w czerwcu ub. roku. Problemem jest coraz gorsze polskie prawo i sposób jego tworzenia z pominięciem rzeczowej dyskusji nad sytuacją tych najsłabszych.
Zastanawiające jest, jak to się dzieje, że od wielu lat kolejne rządy w Polsce (nie jest to wyłącznie przypadłość wyłącznie ME) idą na pasku koncernów energetycznych. Zaledwie 2,5 roku temu ówczesny wiceminister skarbu z nominacji PO przy okazji uchwalania uOZE straszył Wysoką Izbę prosumentami i taryfami gwarantowanymi (wg modelu z którego szeroko korzystają rolnicy niemieccy) wymachując przed posłami pismem z jednej z organizacji skupiających polski monopol energetyczny. W piśmie do ministra było napisane, że trzeba usunąć z ustawy przepisy dające prawo produkcji energii przez zwykłych ludzi, bo ci, korzystając z taryf dla OZE będą produkowali energię z innych źródeł niż z OZE. W moim zespole wówczas szybko przeliczyliśmy, że aby to się opłacało np. rolnikowi musiałby ukraść nie tylko agregat prądotwórczy, ale też kanister z olejem napędowym do niego. Jednocześnie koncerny z powodzeniem walczyły u „ówczesnego tatusia” o wsparcie w uOZE dla współspalania biomasy z węglem w elektrowniach węglowych, czyli o środki wielokrotnie większe. Po czasie okazało się, że nadużycia prawa są, ale właśnie w koncernach i najczęściej dotyczą oszustw na paliwie do współspalania –
łatwo znaleźć link do jednego z przypadków w największym polskim koncernie energetycznym.
Niestety folwarczne zarządzanie nie sprawdza się ani w rolnictwie ani w energetyce.