Reklama.
Komunikat PAP nie wyjaśniał co się stało. Opinia publiczna, poza tym, że dostała informacje z instrumenty jakie kryją się pod 40 miliardami poczynić się mają do dalszych postępów w osiąganiu unijnych celów w zakresie energii i klimatu, nie widzi ani wniosku rządu o zatwierdzenie pomocy ani szczegółów decyzji Komisji. Nie wie też czy chodzi o notyfikację wsparcia w uchwalonych przepisach czy o tzw. prenotyfikację projektów ustaw i dopiero planowanych nowych instrumentów wsparcia. W takich sytuacjach (olbrzymie kwoty i nadzieje społeczne) łatwo o dezinformację i rozgrywki z wykorzystaniem PR.
W tym przypadku, faktycznie uzgodnionej maksymalnej wielkosci pomocy wraz z instrumentu wsparcia, które nie zakłócą rynku, chodzi o projekt Ministerstwa Energii (ME) nowelizacji ustawy o OZE z 16 czerwca 2017r., który miał być uchwalony najpóźniej we wrześniu, a do tej pory nie stanął nawet na Komitecie Rady Ministrów, bo został poddany prenotyfikacji (tryb nieformalnego i poufnego procedowania) która normalnie nie powinna trwać dłużej niż 2 miesiące. Projekt nowelizacji ustawy o OZE zawierał informacje o wielkości aukcji jaka miała odbyć się jeszcze w 2017 roku. ME przewidziało do zakontraktowania w aukcji ‘2017 – 26 mld zł, w tym 19 mld zł dla nowych źródeł i 7 mld zł dla źródeł istniejących (w ramach tzw. aukcji migracyjnej). Środki te miały być wydane na produkcję energii w okresie do 15 lat. Roczne wsparcie na energię z nowych OZE miało wynieść ok. 1,3 mld, a ich wkład w produkcje energii z OZE miał wynieść jedynie ok. 10% zobowiązania w zakresie energii elektrycznej z OZE w 2020 roku.
ME planowało aukcje migracyjne na 2017 dla wszystkich źródeł, oprócz energetyki wiatrowej i fotowoltaiki. W przypadku nowych źródeł ME także nie planowało aukcji dla tych technologii, poza przeprowadzonymi wcześniej udanymi aukcjami testowymi dla fotowoltaiki o mocach do 1 MW. Aukcje miały być też przeprowadzone na podstawie rozrządzeń w latach 2018, 2019 i 2020 roku, wiedząc że te kolejne mało wniosą w realizację celów '2020. Jak widać, zaakceptowana przez Komisje kwota 40 mld zł wsparcia, przy jej rozłożeniu na 15 lat i na kilka aukcji, nie jest wygórowana także w sensie zamawianego wolumenu energii, tym bardziej że ME wyklucza ze wsparcia technologie dające najtańszą energię, wymagające najniższej dopłaty.
W projekcie ustawy poddanej procedurze prenotyfikację była tez propozycji wprowadzenia taryf gwarantowanych (FiT) dla małych istniejących i nowych źródeł OZE o mocach do 500 kW. Propozycja ta miała dwa mankamenty: też nie uwzględniała źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych, a wysokość stawki FiT dla pozostałych technologii w całym zakresie mocy była taka sama i równała się 80% ceny referencyjnej w systemie aukcyjnym dla źródeł o mocy do 1 MW. Pojawiają się tu dwa problemy (więcej na blogu Odnawialnym, wpis lipcowy): a) dyskryminacji mniejszych instalacji (mikrogeneracji) w dostępie do systemu wsparcia, b) nieadekwatności metody ustalania wysokości taryfy FiT, które jednak nie są przeszkodą w notyfikacji, bo Komisja w trybie badania zasadności proponowanej przez dany kraj pomocy publicznej dopuszcza wykluczanie technologii i nie bada czy wsparcie nie jest za niskie. To rząd, a nie Komisja, ma wiedzieć czy proponowany instrument jest adekwatny do wyzwań, a ten zaproponowany wypacza samą ideę taryf FiT z uwagi na nieopłacalność instrumentu dla nowych inwestorów. W zupełnie innym za to trybie Komisja sprawdza czy dzięki wszystkim instrumentom kraj wypełnił zobowiązania (tu- osiągnął cele na 2020 rok) i jeżeli nie to wtedy wymierzana jest kara.
Całokształt działań legislacyjnych w zakresie OZE świadczy o słabości państwa. „Spec” ustawa o OZE, która miała być uchwalona w 2010 roku, aby wdrożyć zobowiązanie na 2020 rok nie działa nawet pod koniec 2017 roku, czyli w dwa lata przed okresem, kiedy cały park wytwórczy OZE powinien pracować z pełną mocą aby w całym rozliczeniowym 2020 roku dostarczy wymagane wolumeny energii z OZE. Dopuszczalne cykle inwestycyjne w systemie aukcyjnym do 2-4 lata od daty wygrania aukcji. Oznacza to, że systemem aukcyjnym i właśnie uzgodnioną z Komisja pomocą publiczna nie damy rady wypełnić nawet tej części celu, która dotyczy energii elektrycznej z OZE.
Nie jest niestety dokładnie tak jak mówi Minister Energii w komunikacie PAP że decyzja Komisji w sprawie zatwierdzenia 40 miliardowej pomocy „otwiera możliwość racjonalnego kształtowania miksu energetycznego i wykorzystania naszego potencjału OZE” i że prowadzona nowelizacja ustawy o OZE i rozwiązania w niej zawarte (zaakceptowane przez Komisję) rozwiążą problem realizacji zobowiązań unijnych. Problemy wcale nie jest fetyszyzowane uzgodnienie pomocy publicznej z Komisja, problemy tkwią zupełnie gdzie indziej.
Jak to się stało, że uchwalona w lutym 2015 roku ustawa o OZE musiała czekać 3 lata na notyfikacje i w końcu uzgodniliśmy z Komisją instrument, który jest niewystarczający do zrealizowania celu? Planowana pierwotnie aukcja, która prawdopodobnie zostanie przeprowadzona w 2018 roku, to tylko połowa energii elektrycznej, której nam będzie brakować w 2020. A nie wszystkie wygrane projekty zostaną zrealizowane, a ponadto cześć nie dostarczy zakładanego wolumenu energii już w 2020 roku. Dlaczego od 2015 roku ustawa o OZE była już 3 razy nowelizowana zanim zaczęła na dobre funkcjonować jako instrument wsparcia, przy czym nowelizacje z czerwca ‘2016 jeszcze bardziej pogorszyła słabą jakość pierwotnej wersji ustawy (w zasadzie teraz poprawiana jest ówczesna nowelizacja), a nowelizacja z lipca 2017 roku jest wręcz skandaliczna?
Czy aby nie jest prowadzona gra na zwłokę po to aby uzasadnić decyzję, że należy zdjąć kaganiec na współspalanie aby w ten sposób w trybie już notyfikowanego systemu zielonych certyfikatów lub w systemie aukcyjnym dać zarobić państwowym koncernom i instrumentami wsparcia OZE dofinansować węgiel? To i tak problemu nie rozwiąże (współspalanie "na całość" dostarczy ledwie 5% całkowitego celu na OZE) i zniszczy park wytwórczy elektrowni węglowych (nie byłoby to "racjonalne" kształtowanie miksu paliwowego na przyszłość i na lata 2021-2030). Ale na krótko da zarobić koncernom, które potem - na naprawę i modernizację swoich staroci - wyciągną w ramach ustawy o rynku mocy po środki z kieszeni odbiorców energii w formie tzw. opłaty mocowej na naszych rachunkach za prąd. Resztę dorzuci podatnik za tzw. transfer statystyczny brakującej ilości energii, więcej w poprzednim wpisie na blogu.
Być może gwiazdkowy prezent w postać 40 mld zł od wszystkich konsumentów energii dostali nie inwestorzy OZE, wbrew zdrowemu rozsądkowi, tylko koncerny i to może być prawidłową odpowiedź na tytułową zagadkę.
Całość tekstu na Blogu "Odnawialnym"