Finansjalizacja czyli powrót do przyszłości
Iwo Augustyński
16 grudnia 2015, 15:43·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 grudnia 2015, 15:43Jeden z dwóch olbrzymów współczesnego świata. Brzydszy brat globalizacji.
Byłem ostatnio w Rzeszowie na bardzo ciekawej konferencji na temat tytułowej finansjalizacji gospodarki. Jest to proces równie potężny co globalizacja, jednak bardzo rzadko poruszany w mediach. A tymczasem, jak elegancko ujął to prof. Paul Dembinski o ile globalizacja spowodowała skurczenie się przestrzeni, to finansjalizacja powoduje skurczenie się czasu. Brzmi trochę jak wymarzony wehikuł czasu? I w pewnym sensie nim jest, a co najlepsze określenie to dotyczy przede wszystkim skurczenia przyszłości! Brzmi obiecująco i groźnie zarazem? I słusznie.
Z czego więc jest zbudowana ta maszyna do podróży w czasie? Co pozwala na podróż w przyszłość? Dla bankowców i finansistów odpowiedź powinna być prosta: z instrumentów pochodnych takich jak kontrakty futures, forward oraz opcje. Najprościej mówiąc są to umowy (którymi można handlować), wymyślone po to, aby zabezpieczyć się przed niekorzystnymi wydarzeniami w przyszłości właśnie. Jesteś rolnikiem i obawiasz się, że cena twojej pszenicy spadnie w okresie zbiorów? Podpisujesz umowę z odbiorcą, w której ustalacie przyszłą cenę. Masz firmę w Polsce i sprzedajesz towary np. w euro ale potrzebujesz wiedzieć ile złotych zarobisz na dostawie za rok? Umawiasz się z bankiem. Jesteś szefową banku i obawiasz się, że pojutrze zabraknie Ci gotówki na spodziewane wypłaty? Umawiasz się z innym bankiem, że pożyczy Ci pieniądze pod zastaw papierów wartościowych, a dług zwrócisz za tydzień (to jest akurat operacja repo, tak dla urozmaicenia). Instrumenty te służą właśnie do przesuwania zobowiązań finansowych w czasie, w przyszłość. A cena takiej podróży zależy od ryzyka. Większe ryzyko, wyższa cena. Chcesz poznać przyszłość? Spójrz na notowania instrumentów pochodnych.
Niestety, ponieważ są to umowy pomiędzy dwoma stronami, to do ich podpisania wymagany jest kompromis znaczy się odmienny pogląd co do przyszłych wydarzeń i związanego z nimi ryzyka. Oznacza to, że mamy do czynienia z zakładem typu ceny wzrosną vs ceny spadną. Tak przy okazji rodzi to bardzo ciekawe pytania natury filozoficznej ale to już nie moja bajka.
Skutki finansjalizacji są wielorakie. Po pierwsze powodują (z założenia) rozmycie ryzyka. O ile samo dzielenie ryzyka jest ze wszech miar pożyteczne, to doprowadzone do ekstremum powoduje, że nikt do końca nie wie, jakie ryzyko realnie ponosi. Niewielkie, bo posiada ułamek ryzyka jakiejś inwestycji, czy ogromne, jeśli ogromna suma tych ułamków różnych ryzyk ziści się w jednej chwili? Z drugiej strony, dla tych, co byli w stanie pozbyć się całego ryzyka, piekła nie ma, hulaj dusza, im gorzej tym lepiej!
Po drugie, jak wspomniałem, takie umowy to rodzaj zakładów, przez co dzięki finansjalizacji żyjemy obecnie w ogromnym globalnym kasynie, w którym garstka wygrywa pieniądze od nieświadomej większości (pamięta ktoś jeszcze naszą krajową aferę z opcjami w 2008 r.?)
Po trzecie, ogromna skala takiej działalności powoduje, że gospodarka światowa staje się coraz bardziej niestabilna, niewielkie zachwiania na rynkach finansowych mogą spowodować ogromne straty w przedsiębiorstwach niefinansowych i gospodarstwach domowych.
Po czwarte, finansjalizacja oznacza nowy typ kapitalizmu, tzw. kapitalizm finansowy, gdzie inwestorzy finansowi, poprzez giełdy, decydują o funkcjonowaniu firm niefinansowych. Powoduje to, że są one nastawione na krótkookresowy zysk, który dodatkowo, w coraz większym stopniu pochodzi z operacji finansowych, a nie produkcji i sprzedaży dóbr materialnych. W rezultacie, zwłaszcza w przypadku korporacji globalnych, coraz trudniej określić, gdzie jest granica między firmami sektora finansowego i niefinansowego.
Artyści już dawno odkryli, że podróże w czasie nie przynoszą niczego dobrego…
Zakończę jednak nietypowo definicją :)
Finansjalizacja to ciągłe zwiększanie się roli sektora finansowego w gospodarce. Polega to na tym, że motywy finansowe zyskują w biznesie coraz większe znaczenie, a aktorzy finansowi stają się coraz potężniejsi. Widać to choćby po rosnącym udziale sektora finansowego w PKB poszczególnych krajów. Ale to nie jest jedyny symptom. Stale zwiększa się rozmiar rynku akcji w stosunku do PKB, długo rósł wolumen udzielanych kredytów. To zjawisko trwa mniej więcej od lat 80. Zaczęło się w USA i Wielkiej Brytanii. W latach 90. zagościło w Europie kontynentalnej. A wraz z rozwojem globalizacji rozlało się po całym świecie.
Ciekawy wywiad na ten temat znajdziecie
tutaj
Dla zaawansowanych polecam: http://fessud.eu/working-papers/