Od 2008 r. poziom bezrobocia pozostaje jednym z największych problemów w Unii Europejskiej. Nie tylko dlatego, że wciąż wynosi przeszło 10% ale z powodu jego struktury. Połowa bezrobotnych (23 miliony) nie pracuje dłużej niż rok, 1/5 to młodzież z czego 40% nie może znaleźć pracy co najmniej od roku. Taka kombinacja grozi trwałą rezygnacją z poszukiwania pracy i „niezatrudnialnością” takich osób wynikającą z erozji umiejętności i apatią. Problemem jest również wzrost „bezzatrudnieniowy” oznaczający tzw. bezrobocie technologiczne. Praca powtarzalna, o dobrze zdefiniowanych procedurach, jest zastępowana przez roboty lub programy komputerowe.
Taka struktura bezrobocia i negatywne trendy na rynku pracy grożą spadkiem tzw. produkcji potencjalnej (potencjalnego PKB), wskaźnika służącego do mierzenia poziomu produkcji w długim okresie. Ta nieobserwowalna zmienna reprezentuje poziom, jaki powinna osiągnąć produkcja rzeczywista przy pełnym wykorzystaniu wszystkich czynników produkcji. Wielkość luki produkcyjnej pokazuje w jakim stopniu czynniki takie jak praca, czy kapitał są „marnowane”. Międzynarodowy Fundusz Walutowy obliczył, że wielkość produkcji potencjalnej zaczęła się zmniejszać zarówno w krajach wysokorozwiniętych (od 2000 r.) jak i rozwijających się (po 2009 r.).
W 2015 strefie euro luka produkcyjna zwiększyła się o 2%, czyli produkcja realna w porównaniu z potencjalną spadła. W Grecji aż o 7,4%, Hiszpanii 5% a we Włoszech o 4,5%. Jedynie Niemcy zmniejszyły wielkość luki. Jej pogłębianie się grozi zmniejszeniem potencjalnego, czyli maksymalnego PKB. Oznacza to, iż ewentualne „odbicie” gospodarcze w wymienionych krajach szybciej napotka barierę, której przekroczenie spowoduje zamianę wzrostu na inflację. Znacznie utrudni to powrót do sytuacji sprzed kryzysu.
Ekonomiści różnią się w określeniu przyczyn wzrostu luki produkcyjnej. Neoklasycy twierdzą, że realny wielkość produkcji automatycznie dąży do poziomu potencjalnego, a trajektorię wzrostu określają czynniki podażowe, takie jak wydajność czynników produkcji, elastyczność płac i mobilność kapitału i pracy. Zwiększanie tych wskaźników poprawi efektywność, a co za tym idzie, poziom produkcji. Keynesiści z kolei uważają, że poziom całkowitego (zagregowanego) popytu nie zbliża się automatycznie do swojej maksymalnej, potencjalnej wielkości. Keynes uważał, że przedsiębiorcy nie planują swojej produkcji według tego ile mogą wytworzyć, tylko na podstawie swoich oczekiwań ile mogą sprzedać, czyli jakiego spodziewają się popytu na swoje produkty lub usługi. Jeśli popyt jest słaby, produkcja i zatrudnienie będą poniżej swojego potencjału.
W efekcie neoklasyczne recepty na kryzys polegają na reformach strukturalnych, które mają przybliżyć gospodarkę do idealnego wolnego rynku. Taki charakter mają propozycje Komisji Europejskiej. Z takiego punktu widzenia reformy mające na celu walkę z kryzysem (czy jak to mawiają ekonomiści „szokiem”) poprzez „uelastycznienie” (tzn. obniżenie) płac oznaczają wiarę, że w ten sposób produkcja potencjalna się zwiększy i w konsekwencji produkcja realna również wzrośnie. W obecnych czasach kryzysu oznacza to jednak, że jedynym efektem będzie dalszy wzrost luki produktowej.
Nie jest to pierwszy przypadek niezrozumienia przez decydentów natury kryzysu. W czasach kryzysu naftowego w pierwszej połowie lat 70 politycy „keynesiści” do walki z szokiem podażowym zastosowali narzędzia odpowiednie dla szoku popytowego. Skończyło się to tzw. stagflacją czyli wysoką inflacją i brakiem wzrostu gospodarczego. Dodatkowym skutkiem było odrzucenie propozycji keynesowskich w polityce i nauce.
Niestety niedługo minie dekada od wybuchu kryzysu a wciąż nie widać aby przewodniczący Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego, czy przywódcy największych państw członkowskich pojęli co się stało. Tak długa recesja, spowodowana brakiem odpowiednich działań, powoduje likwidację niewykorzystywanych mocy produkcyjnych oraz bezpowrotną utratę „kapitału ludzkiego”. Im dłużej musimy czekać na zmianę polityki gospodarczej w UE tym słabsze będą jej efekty. Budowa nowych fabryk i biurowców trwa a edukacja trwa jeszcze dłużej.
P.S. Około połowa tego wpisu to moje tłumaczenie tego artykułu.
P.S.S Uważni czytelnicy spostrzegli pewnie, że na wykresie realna produkcja bywa większa niż potencjalna. Wynika to z faktu, że neoklasycy uznają, że produkcja potencjalna jest to maksymalna produkcja niewywołująca inflacji czyli przy pewnym poziomie bezrobocia (tzw. NAIRU)