Innowacje zamiast rozwoju i twórczości
Muszę powiedzieć, że im bardziej zagłębiam się w świat startupowo-innowacyjno-inwestorski, tym bardziej mnie zadziwia jak bardzo jest on nieinnowacyjny, nietwórczy, ba, wręcz sztywny, bez wyobraźni, bez ideałów. Mam do tego teraz wiele okazji, bo budujemy Fabrykę i3, wehikuł, który ma pozwolić nam sprawnie realizować interesy i ambicje naszej społeczności dyrektorów Business Dialog m.in. w tych innowacyjnych tematach.
Współczesnie w Polsce "innowacje" stały się przede wszystkim sposobem narracji, począwszy od szczytów władzy poprzez korporacje aż po pojedyńczego przedsiębiorcę czy inżyniera. Już niemodnie jest mówić o rozwoju przedsiębiorstwa, o założeniu własnej firmy, o pomyśle na produkt czy o szczególnym podejściu do klientów. Trzeba wypowiedzieć magiczne słowa "startup" lub "innowacja", aby uzyskać status przedsiębiorcy.
A przecież jakakolwiek działalność gospodarcza prowadzona z sukcesem opiera się na oryginalności w całym modelu lub w jakiejś jego części i co więcej, aby trwać i rozwijać się trzeba tę oryginalność cały czas przejawiać. No, może do rozmiaru korporacji, kiedy biznes kręci się głównie dzięki działaniu procedur i hierarchii.
"Innowacje" dzisiaj są więc odmieniane przez wszystkie przypadki nie ze względu na potrzebę czy cechę innowacyjności gospodarki lub firmy lub produktu, lecz ze względu na potrzebę odnowy języka rozmowy o biznesie, rozwoju, klientach oraz ze względu na poczucie bezradności dotyczące zmieniania modelu gospodarowania i w skali makro, i w skali mikro. Jednak to nie zwiększa liczby i znaczenia tych innowacji w rzeczywistym działaniu firm, instytucji i agend rządowych, lecz wręcz przeciwnie - utrudnia systematyczne zarządzanie procesem innowacyjności. Narracja, opowieść, deklaracja zastępuje innowacyjność.
Agendy i osoby zajmujące się innowacjami - choćby w intencji, jeśli nawet nie faktycznie - bardzo rzadko są twórcze i innowacyjne, raczej powiedziałabym są odtwórcze, co gorsza korzystają z najgorszych wzorów. To jest jedno z moich największych zdziwień: im bardziej ktoś deklaruje zainteresowanie innowacjami i pretenduje do zarządzania tym procesem, tym mniej na ogół sam jest twórczy i otwarty intelektualnie. I znowu tak samo jest w skali kraju, gdzie sięga się po narzędzia, typu centralizacja lub państwowe rozdzielnictwo, co już wielokrotnie próbowano i nigdy nie dało rezultatu, jak i w przypadku mikro, np. komitetów inwestycyjnych czy innych ciał selekcyjnych startupy, gdzie też jest raczej chęć standaryzowania i wykluczania niż szukania kryteriów oryginalnych. Bardzo często stosowane narzędzia (polityki, kryteria, formatki, itd) mają ułatwić pracę menedżerom tych struktur czy procesów innowacyjnych, w tym inwestycyjnych niż wyłonić rzeczywistych innowatorów czy innowacyjne firmy. Te struktury i osoby pewnie wielkich błędów nie popełnią, ale z pewnością nie kreują warunków do innowacyjności, do wielkich osiągnięć.
Dodam też, że to nie jest jakieś nowe zjawisko w gospodarce. Często przyjmuje się reguły, które mają ułatwić pracę regulującym i realizować ich interesy, a nie zaspokoić potrzeby regulowanych, tak jest i w polityce podatkowej, i w organizacji pracy przychodni lekarskich, i w szkole, nawet w hotelu godziny wymeldowania są dostosowane do godzin pracy sprzątaczek. Nie chodzi o innowatora, przedsiębiorcę, pacjenta, ucznia, gościa, lecz o tych, którzy - przynajmniej w zamierzeniach - mieli być wobec nich służebni. Ale nie są nawet pomocni, nie mówiąc już o jakiejś służebności. Niestety, budujemy w Polsce takie praktyki w obszarze "innowacji", które służą zarządzającym tym procesem czy obszarem, a nie innowacjom czy innowatorom. A więc nie łudźmy się, że ich przybędzie albo że dzięki temu zarządzaniu osiągną sukces.
I jeszcze jedna uwaga - zauważmy jak mało i jak rzadko w takim razie zarządza się innowacjami profesjonalnie, to znaczy z użyciem właściwych metodyk, narzędzi i praktyk. Są wyjątki, znam je, są na przykład w środowisku Business Dialog i Fabryki. Ale to wyjątki i widzę też jak ich wyjątkowość działa przeciwko nim w tym poszufladkowanym innowacyjno-startupowo-inwestycyjnym świecie. Ale i my w Fi3 nie jesteśmy wolni od nietwórczych schematów.
No, właśnie, schematy. Trzecia cecha, która niepokojąco często pojawia się w naszym przemyśle innowacyjno-startupowo-inwestycyjnym, to jest zadziwiająca łatwość popadania właśnie w rutynę i schematy. Spotkania prawie wszystkich komitetów inwestycyjnych przebiegają tak samo, prawie wszystkie wnętrza, campusy, coworki dla startupów są wedle tej samej konwencji stylistycznej, prawie wszędzie przyjął się język i konwencja telewizyjnych show w prezentacjach i konkursach. Królują formaty. A wydawałoby się, że w tym świecie powinna być rozmaitość form, języków, konwencji, że normą powinny być wyjątki (nawet jeśli się wytwarza się reguła), że nagradza się zbuntowanych i odstających od reszty.
Zastanawiam się dlaczego tak jest. Może dlatego, że ludzie o wąskich horyzontach, którzy sami wiele nie tworzą, najszybciej chwytają wiatr mody, konwencji i dostosowują się. Więc ich widzimy najczęściej. A może dlatego, że przemysł innowacyjno-startupowy jest podporządkowany pieniądzom inwestorów, którzy przede wszystkim nie chcą stracić pieniędzy, natomiast łatwo się godzą, że nie zarobią jakoś ekstra dużo, więc innowacje ich mało interesują.
Najbliższe jest mi jednak wytłumaczenie, że innowacje, twórczość, wyobrażnia nie jest (jeszcze? już?) cechą społeczną Polaków. Innowacyjność ma sens i perpektywy, jeśli wyrasta z ludzkiej potrzeby rozwoju w wielu kierunkach i bycia razem na wiele sposobów. Nie ma innowacyjności na zamówienie władzy państwowej, komitetów inwestycyjnych i zarządów firm.