„Przywilej profesorski” w procesie komercjalizacji wyników prac B+R w Polsce
Jacek Sobczak
20 sierpnia 2015, 15:25·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 sierpnia 2015, 15:25Zdaniem byłej już Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego – prof. Barbary Kudryckiej – „Przekazanie naukowcom praw majątkowych do ich wynalazków sprawi, że wdrażanie i komercjalizowanie wyników badań będzie dla nich po prostu bardziej opłacalne”. Słowa te padły podczas dyskusji jaka w roku 2013 odbyła się w związku z pracami nad projektem ustawy o zmianie ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Projekt ten przewidywał wówczas tzw. „uwłaszczenie naukowców”, czyli udział twórców nowych technologii w procesie ich komercjalizacji, w postaci „przywileju profesorskiego”.
Nie wdając się w ocenę słuszności, bądź nie, takiego założenia, zwłaszcza, że ostatecznie w/w rozwiązanie proponowane przez resort nauki nie znalazło się w przepisach ustawy z dnia 11 lipca 2014 r. o zmianie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. z 2014 r. poz. 1198), warto spojrzeć na tę kwestię przez pryzmat doświadczeń innych krajów oraz gotowości (zwłaszcza w sferze mentalnej) samych zainteresowanych – naukowców, doktorantów.
Co do zasady wyróżniamy własność wynalazku: instytucjonalną – prawo do niego i jego komercjalizacji należy do uczelni/jednostki badawczej oraz tzw. „przywilej profesorski”, w ramach którego właścicielami praw do wynalazków są naukowcy – jak w wersji proponowanej w niedoszłej noweli Prawa o szkolnictwie wyższym.
W odróżnieniu od naszego kraju, np. w Danii, czy Niemczech (w obu tych krajach zrezygnowano z przywileju profesorskiego) istnieje własność wynalazku instytucjonalna z prawem pierwszeństwa, to znaczy, że pierwszym właścicielem wynalazku jest twórca, ale jego pracodawcy przysługuje prawo do zgłoszenia roszczenia do wynalazku w określonym terminie i jeśli pracodawca z tego prawa skorzysta i opatentuje wynalazek, to twórcy należy się wynagrodzenie.
Odmianą systemu własności instytucjonalnej jest system tzw. hybrydowy (obowiązujący w Belgii), gdzie pierwszym właścicielem wynalazku jest pracodawca, natomiast, jeśli nie skorzysta on z możliwości jego skomercjalizowania w określonym terminie, to jego własność przechodzi na twórcę.
Warto zauważyć, że w krajach Unii Europejskiej system oparty na „przywileju profesorskim” obowiązuje już tylko we Włoszech i Szwecji i w obu tych krajach nie spełnia pokładanych w nim nadziei. We Włoszech jego krytyka sprowadza się do stwierdzenia, że odpowiedzialnością za komercjalizację wynalazku i koniecznością poniesienia wydatków związanych z ochroną prawnopatentową, obarczono twórców, z których część nie ma wiedzy i funduszy, aby to robić. Z kolei najważniejsze dla tamtejszych twórców – jako swoisty efekt zachęty – jest kształtowanie własnej reputacji i prezentowanie osiągnięć naukowych, a ewentualne korzyści majątkowe stanowią tego konsekwencję, a nie cel sam w sobie.
W Szwecji z kolei nie ma jednoznacznego potwierdzenia, że przywilej profesorski wprost przekłada się na poziom komercjalizacji wyników badań. Ponadto istnieje tam zróżnicowanie, zgodnie z którym, jeśli prace naukowe finansowane są ze środków publicznych, to zawierane są dodatkowe umowy pomiędzy uczelnią, a twórcami (w ten sposób konsumowany jest przywilej profesorski), a tam, gdzie prace naukowe finansuje przemysł, to własność do wyników badań przynależy do przemysłu.
Interesujące, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi byłej min. Kudryckiej, były wyniki ankiety, jaka została przeprowadzona w czerwcu 2013 r. na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, w związku z realizowanym projektem w ramach programu: „Kreator innowacyjności – wsparcie innowacyjnej przedsiębiorczości akademickiej” (NCBR 2012). W badaniu wzięło udział 132 doktorantów WUM (spośród 496) z wydziałów: lekarskich, lekarsko - dentystycznego, farmaceutycznego oraz nauki o zdrowiu (70% badanych stanowiły kobiety). Na pytanie: „Jakie jest Twoje zdanie w sprawie własności wynalazku?” ankietowani odpowiedzieli:
1) powinien on być własnością Uczelni, której jestem pracownikiem naukowym, doktorantem), a w przypadku jego skomercjalizowania przez Uczelnię powinienem/powinnam mieć prawo do odrębnego wynagrodzenia – 36,4%;
2) powinien on być własnością Uczelni, a jeśli w określonym terminie nie zostanie skomercjalizowany przez Uczelnię, to własność wynalazku powinna przejść na mnie – 6,8%;
3) powinien on być moją własnością, a jeśli dokonam jego skomercjalizowania, to powinienem/powinnam podzielić się uzyskanym dochodem z Uczelnią – 35,6%.
Obecnie – od 1 października 2014 r. – ustawowe reguły komercjalizacji wyników prac B+R i związanego z nimi know-how są takie jak przedstawia to poniższy schemat:
Należy pamiętać, że działania przedstawione w w/w schemacie nie dotyczą sytuacji, gdy badania naukowe lub prace rozwojowe były prowadzone:
1) jako badania lub prace zlecone (na podstawie umowy ze stroną finansującą lub współfinansującą, przewidującej zobowiązanie do przeniesienia praw do wyników badań na rzecz tej strony lub innego podmiotu);
2) z wykorzystaniem środków finansowych, tzw. „pomocowych”, czyli dotacji (zasady przyznawania lub wykorzystywania określają odmienny, niż w ustawie sposób dysponowania wynikami badań).
Jak wynika z powyższego ankietowani doktoranci na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym wykazali się dużym wyczuciem ustawodawcy, albowiem przewidzieli, że jeżeli wynalazek będzie stanowił własność uczelni, to powinni mieć oni swój udział w dochodach z komercjalizacji, natomiast jeśli będzie stanowił ich własność, to uzyskanym dochodem z komercjalizacji powinni oni podzielić się z uczelnią macierzystą.
Można też powiedzieć, że to ustawodawca racjonalny przyjął najlepsze, bo najbardziej odpowiadające społecznemu oczekiwaniu, rozwiązanie w tym zakresie.
Pojawiają się tu jednak dwie kluczowe kwestie z punktu widzenia komercjalizacji wyników prac B+R na uczelniach, a mianowicie: jaki ciężar gatunkowy ma obowiązek poinformowania uczelni przez naukowca o wynikach badań do komercjalizacji oraz, czy naukowcom opłaca się współpracować z uczelniami przy komercjalizowaniu ich wyników badań, nawet kosztem pozbawienia się prawa do ich własności, ale o tym w następnym odcinku.