Współpraca nauki z gospodarką – fakty i mity.
Jacek Sobczak
20 grudnia 2015, 22:11·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 grudnia 2015, 22:11Czy istnieje jakiś wzorzec, schemat, model działania, zgodnie z którym można by określić zasady współpracy nauki z gospodarką? Według jakich reguł ta współpraca jest i „dzieje się”, a jakiego rodzaju działanie lub bezczynność, przesądzają o jej braku? A może nic takiego nie jest potrzebne, albowiem znamy i rozumiemy istniejące uwarunkowania formalno-prawne oraz dwóch głównych graczy na rynku. To w takim razie dlaczego wciąż szukamy odpowiedzi na pytanie, gdzie (w czym) tkwi problem?
W kwestii porządkującej dyskusję proponuję skonkretyzowanie pojęć: „nauka”, czyli uczelnie, albo szkoły prowadzące studia wyższe, utworzone w sposób określony w ustawie – Prawo o szkolnictwie wyższym – jak kto woli. Z kolei „gospodarka”, to przedsiębiorcy, czyli osoby wykonujące we własnym imieniu działalność gospodarczą.
Jeśli zatem chcemy mówić o współpracy pomiędzy nauką, a gospodarką, to odnośmy to do szkół, albo – jeszcze lepiej – szkoły prowadzącej studia wyższe versus podmiot prowadzący działalność gospodarczą. To znacznie upraszcza i sprowadza całą, bliżej nieokreśloną, kategorię pojęć do relacji pomiędzy dającymi się zidentyfikować kręgami oznaczonych adresatów. Jednocześnie wskazuje to na istnienie faktu nr 1 w postawionej w tytule kwestii: współpraca nauki z gospodarką to relacje pomiędzy konkretnymi podmiotami, a w ślad za tym: ludźmi z dwóch różnych obszarów eko-systemu.
Powyższe spostrzeżenie ma swoje implikacje w tym, że łatwiej jest diagnozować istniejący stan rzeczy, tym bardziej, że stroną inicjującą współpracę – poprzez transfer wiedzy – jest z zasady uczelnia.To ona, a raczej jej pracownicy, jako pierwsi nawiązują relację w związku z transferem wiedzy.
Nie ma w tym ani nic dziwnego, ani odkrywczego. Wśród podstawowych zadań uczelni – wymienionych w art. 13 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym – jest bowiem prowadzenie własnych badań naukowych i prac rozwojowych. Posiadające charakter twórczy rezultaty prac badawczych, stanowią podlegające ochronie dobra niematerialne i jako własność intelektualna mogą być przedmiotem obrotu. To oraz szukanie możliwości wdrożenia wyników prac badawczych siłą rzecz otwiera drogę do nawiązywania relacji z przedsiębiorcami. Podstawowym zadaniem uczelni jest także świadczenie usług badawczych, a to z kolei wymusza budowanie oferty skierowanej do przedsiębiorców, którzy są potencjalnymi zleceniodawcami w takich pracach.
Jakość zatem relacji pomiędzy ludźmi z uczelni i przedsiębiorcami, umiejętność zbudowania atmosfery wzajemnego zaufania, szacunku dla posiadanych kompetencji, stanowi o potencjalnym sukcesie lub porażce w budowaniu takiego modelu współpracy.
Z praktyki wyraźnie jednak widać, że po stronie uczelni realnymi przeszkodami w nawiązywaniu w/w relacji są (mogą być):
1. Zależność osób pracujących wszędzie tam, gdzie odbywa się transfer wiedzy od władz uczelni; znacząco wpływa to i wydłuża proces podejmowania decyzji o współpracy z przedsiębiorcami.
2. Brak wyspecjalizowanej kadry; ci pracownicy uczelni, którzy są odpowiedzialni za współpracę wskutek kumulowania obowiązków z podstawowymi obowiązkami służbowymi, są mało wydolni, co przekłada się na jakość ich pracy.
3. Brak zrozumienia, że transfer wiedzy jest takim samych zamierzeniem inwestycyjnym, jak np. zbudowanie budynku, w którym mieścić się będzie laboratorium badawcze, albo biblioteka i jeśli uczelnia chce się tym zajmować, to wymaga to zainwestowania czasu i pieniędzy, a zatem poświęcenia pracy konkretnych i kompetentnych ludzi.
4. Brak istnienia zdefiniowanego zasobu własności intelektualnej do komercjalizacji (zwrot: „szuflady pełne wynalazków”, którym posługiwano się uzasadniając swego czasu propozycję "uwłaszczenia twórców" w uczelniach jest mitem).
Z dużą uwagą zapoznałem się z artykułem prof. dr hab. inż. Zbigniewa Malary z Politechniki Wrocławskiej pt. „Współpraca nauki i gospodarki. Uwarunkowania, model, implementacja” w Przeglądzie 1/2015 TNOIK. Autor bardzo trafnie diagnozuje wzajemne relacje pomiędzy nauką i gospodarką i zwraca uwagę także na to, że współpraca pomiędzy nimi jest w większości przypadkowa, nietransparentna i nieuporządkowana metodycznie. W tej sytuacji adresuje on – jego zdaniem – oczywistą potrzebę „wyprowadzenia” poza uczelnię jednostki ds. współpracy szkoły wyższej z gospodarką. I mimo że formalnie wciąż pozostawałaby ona w strukturach uczelni, to równocześnie podporządkowano by ją dodatkowo („macierzowo”) przedstawicielowi(om) biznesu. Utworzona w ten sposób jednostka, mogłaby reprezentować interesy zarówno nauki, jak i gospodarki.
O ile podzielam zdanie Autora co do przeszkód leżących po stronie uczelni, w budowaniu relacji z gospodarką, o tyle nie bardzo wiem, jak praktycznie wyobraża on sobie powstanie takiej modelowej jednostki, chyba, że owo „podporządkowanie” biznesowi i „reprezentowanie” obu stron interesariuszy potraktujemy bardzo umownie.
Autor zdaje się nie zauważać jednak pewnej tendencji i zmiany modelu funkcjonowania szkół wyższych w dwóch obszarach:
1) komercjalizacji wyników prac B+R prowadzonych na uczelniach – i tu działalności spółek celowych (100% własność uczelni – od 01.10.2011 r.) oraz
2) spółek kapitałowych wszędzie tam, gdzie uczelnia zamierza prowadzić działalność gospodarczą (z możliwością objęcia udziałów nie tylko przez uczelnie – od 01.10.2014 r.).
W tych warunkach przynajmniej częściowo „wyprowadzenie” poza uczelnie jednostek dedykowanych do współpracy z biznesem już się odbywa (co najmniej 35 działających w Polsce spółek celowych, w tym Instytut Transferu Technologii Sp. z o.o./Politechnika Wrocławska).
Można dyskutować, jak ten model w praktyce funkcjonuje, czy się sprawdza i czy jest to instrumentarium, które w sposób skuteczny może budować współpracę pomiędzy nauką, a gospodarką (osobiście uważam, że tak). Ale jak dotąd nie wymyślono niczego innego, a zatem – patrz fakt nr 1 powyżej.