Lepsze, bo polskie
Jakub Kompa
21 sierpnia 2015, 10:08·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 sierpnia 2015, 10:08W zamierzchłych, z dzisiejszej perspektywy, latach 90., trafiające na polski rynek produkty zagraniczne były obiektem zazdrości i pożądania. W większości były dużo lepszej jakości, zwłaszcza jeśli chodzi o zaawansowanie techniczne. Po latach rozwoju państwa i transferu technologii, wciąż w niektórych branżach pokutuje przekonanie, że nasze, krajowe produkty ustępują tym, które są produkowane przez zagraniczne firmy. Tymczasem firmy znad Wisły coraz śmielej i skuteczniej konkurują na arenie międzynarodowej, słusznie zresztą zapominając o kompleksach z przeszłości.
I nie chodzi tu o znane na całym świecie polskie alkohole, warzywa, owoce, czy produkty mleczne. Choć z drugiej strony, ile osób wie, że polskie mleko jest w Chinach uważane za produkt klasy premium, a żurek w chlebie, podawany w restauracjach w prowincji Syczuan, okazał się rarytasem, komentowanym we wszystkich lokalnych stacjach telewizyjnych? Albo, że Szwedzi do pracy jeżdżą polskimi Solarisami z Bolechowa, a mieszkanki Malezji stosują kosmetyki Inglot z Przemyśla? Przykładów z każdym rokiem przybywa, ale tym razem skoncentrujmy się na mniej widowiskowych, choć niemniej budujących przykładach.
W wielu niszach rozwijają się firmy, które rywalizować mogą już nie tylko ceną, ale przede wszystkim jakością wykonania, parametrami technicznymi i innowacyjnymi rozwiązaniami. Jednym z takich przykładów jest Vigo System, niewielkie przedsiębiorstwo z Ożarowa Mazowieckiego. Produkowane przez nie detektory podczerwieni są na tyle czułe i wysokiej jakości, że NASA oficjalnie wpisała producenta na listę dostawców podzespołów. Niewielkie detektory pokazały swoją klasę podczas misji łazika Curiosity na Marsie. Trudno o lepsze referencje, a plany na przyszłość są niemniej ambitne. Inna branża, inny model biznesowy, ale podobny, dynamiczny wzrost, notują firmy w sektorach obsługi IT, czy produkcji gier i multimediów. Międzynarodowy sukces gry Wiedźmin i firmy CD Projekt RED, to oczywiście najbardziej jaskrawy przykład, ale coraz częściej korzystamy z aplikacji, czy gier na urządzenia przenośne, nie zdając sobie sprawy z ich polskiego pochodzenia.
Zresztą, w dobie łańcuchów dostaw, rozciągniętych pomiędzy kontynentami i szerokopasmowego Internetu, granice geograficzne często stają się zupełnie nieistotne. W przyszłości „kraj pochodzenia” może być sprawą dyskusyjną. Weźmy chociażby drukarki cyfrowe 3D. Oczywiście, dzięki firmie Zortrax, mowa będzie o urządzeniach, które są projektowane w Polsce. Szczęśliwy posiadacz takiej drukarki, dajmy na to z Gwatemali (drukarki mają być tam dostępne w tym roku), nie będzie musiał zamawiać kuriera, żeby dać żonie komplet biżuterii, której projekt powstał nad Wisłą. Wystarczy, że ściągnie do urządzenia odpowiednią instrukcję, naciśnie „start”, pójdzie na kawę i voila. Z drugiej strony, w segmencie produktów luksusowych, w którym cena nie odgrywa znaczącej roli, można wykreować popyt na produkty pochodzące z konkretnego kraju. Gdyby było inaczej, trudno byłoby odnieść sukces twórcom japońskiej whisky, którzy przekonali świat, że ich dzieło jest warte chwilowej rezygnacji z single maltów ze słynnego szkockiego regionu Speyside.
Marka „Made in Poland” powoli, ale konsekwentnie, toruje sobie drogę do świadomości konsumentów wymagających wysokiej jakości i innowacyjności. Każdy przedsiębiorca biorący udział w ekspansji zagranicznej i podbijający nowe rynki jest ambasadorem Polski. Być może więc niedługo, za przejaw pozytywnie rozumianego snobizmu, będzie uchodziło ubieranie się w polskie ubrania, korzystanie z zegarków o polskim rodowodzie i jeżdżenie samochodem rodzimej produkcji? To jednak temat do poruszenia w osobnym wpisie.
j.kompa@hbrp.pl