Praktycznie zawsze kiedy mowa o przewozach kolejowych temat dotyczy transportu pasażerskiego. PKP Intercity, Przewozy Regionalne, Pendolino, Dart – to te nazwy padają najczęściej w przestrzeni publicznej. Tymczasem to przewozy towarowe są tym obszarem, do którego na kolei się nie dopłaca gdyż przynosi on zyski. Niestety jest też to obszar często pomijany przez decydentów.
Przewozy pasażerskie z natury rzeczy są deficytowe. Mowa tu zarówno o przewozach dalekobieżnych, ale także (a może nawet przede wszystkim) przewozach regionalnych. Nawet jeżeli jakiś przewoźnik w danym roku wypracuje zysk, to jego wynik finansowy uwzględnia także znaczne dotacje z budżetu państwa (PKP Intercity) lub samorządów (przewoźnicy regionalni). Nie jest to z resztą wyłącznie polska specyfika. Tak dzieje się w całej Europie. Tymczasem kolejowi przewoźnicy towarowi funkcjonują w Polsce na normalnych zasadach rynkowych. Jest to biznes, który przy odpowiednich warunkach może być naprawdę dochodowy i generować spore wpływy do budżetu. Niestety, ten segment branży transportu szynowego traktowany jest często po macoszemu.
Drogi puchną, kolej słabnie
Wg danych Stowarzyszenia Ekspertów i Menedżerów Transportu Szynowego w latach 2004-2014 rynek przewozów ładunków wzrósł o 515,5 miliona ton. Wszystkie te towary trafiły jednak na drogi gdyż w analizowanym okresie z kolei wyparowało 50 milionów ton. Wiem, co czytelnicy mogą sobie w takiej sytuacji pomyśleć: „kolejarze sami są sobie winni”, „mamy wolny rynek”, „widać przewóz pociągiem to gorsza usługa” itd. Sytuacja nie jest jednak tak jednoznaczna. Oczywiście kolej musiała nieco urynkowić swoją ofertę i cieszę się, że nareszcie się tak dzieje, jednak problemy przewoźników wynikają w większości z czynników poza ich zasięgiem.
Nie chcąc nikogo zanudzać specjalistycznym słownictwem i dziwnymi danymi napiszę tylko, że:
1. Przewoźnicy kolejowi płacą za użytkowanie torów wielokrotność tego co przewoźnicy drogowi za dostęp do dróg. Co więcej, przez lata byli także obarczani kosztami remontów infrastruktury, choć rozjeżdżaniem przez tiry dróg nikt się specjalnie nie przejmuje.
2. Nie dość, że infrastruktura kolejowa jest droga, to jeszcze jej stan bywa fatalny. Średnia prędkość pociągów towarowych to ok. 30 km/h. Kto kojarzy pędzące ulicami ciężarówki rozumie jak poważna jest to różnica.
Gorsze dziecko ministra
Kolej, a w szczególności kolej towarowa, traktowana jest więc jak gorsze dziecko resortu transportu w naszym kraju. I to od wielu, wielu lat. Jest to o tyle dziwne, że Unia Europejska oczekuje że do 2030 roku 30% ładunków obecnie jeżdżących po drogach trafi do innych środków transportu, przede wszystkim na kolej. Do 2050 roku ma to być już 50% wszystkich ładunków. Przy obecnie prowadzonej polityce wobec kolejowego transportu towarowego jest raczej mało prawdopodobne aby Polska była w stanie sprostać tym wymaganiom. A „tiry na torach” to przecież nie tylko bardziej ekologiczny transport, ale i większe bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego. Na 100 wypadków z udziałem ciężarówek śmierć ponosi ok. 20 osób.
O tym jak można poprawić warunki funkcjonowania kolejowych przewozów towarowych będziemy rozmawiać na tegorocznym Kongresie Kolejowym w Katowicach. Podczas tego wydarzenia zostanie też zaprezentowana Biała Księga Railway Business Forum, obszerny dokument który skupi się właśnie na przewozach ładunków. Zachęcam Państwa do udziału w Kongresie, gdyż jest o czym rozmawiać.