Na polskiej kolei, w cieniu Pendolino i dokonań Pesy i Newagu, toczy się gra o naprawdę duże pieniądze. Koszt taboru to bowiem zaledwie część tego ile kosztuje modernizacja kolejowej infrastruktury. Największym problemem z którym obecnie boryka się ta branża jest wystąpienie tzw. „luki inwestycyjnej”. Mówiąc wprost: nastąpi długie, bo aż dwuletnie, spowolnienie w realizacji inwestycji. A że środki unijne (przypomnijmy: rekordowe) muszą zostać wydane, to po dwóch chudych latach nastąpi wysyp zleceń, byle tylko zmieścić się w terminie…
Jak to się zaczęło
Mimo że o perspektywach finansowych UE, w ramach których Polska otrzymuje środki na realizację inwestycji infrastrukturalnych, mówimy w kontekście sześcioletnich okresów, np. 2007-2013, 2014-2020, to tak naprawdę nakładają się one na siebie. Oznacza to, że środki z pierwszej „sześciolatki” rozliczane są już w drugiej, a plany dotyczące przyszłych inwestycji powinny być robione zanim wejdzie się w okres budżetowania. Niestety, z tym drugim najczęściej mamy w Polsce problem, szczególnie na kolei. Gdy bowiem te dwa okresy nie zazębiają się odpowiednio, to dochodzi do sytuacji w której na długi czas firmy wykonawcze nie mają możliwości uczestniczenia w przetargach infrastrukturalnych, by potem zostać zasypane pracami.
Jest to działalność destrukcyjna dla rynku, eliminuje bowiem spółki niedysponujące wystarczająco dużym kapitałem aby przetrwać chude lata i zaburza płynność finansową dużych przedsiębiorstw. Z taką sytuacją mamy właśnie obecnie do czynienia.
Jak to jest
Sytuacja wygląda tak, że w 2015 roku na modernizację infrastruktury kolejowej PKP PLK S.A. przeznaczone zostało 9 miliardów zł. Tak dużych środków do dyspozycji kolej nie miała jeszcze nigdy w jednym roku. Jednak jak pokazują prognozy, w kolejnych dwóch latach (2016-2017) suma inwestycji ma wynieść odpowiednio 4,5 i 1,5 miliarda zł. Potem zaś znacznie wzrośnie, prawdopodobnie ponownie do rekordowych dla rynku poziomów. Jakim cudem potencjał wykonawczy ma elastycznie odpowiedzieć na to zmienne zapotrzebowanie? Tego nikt nie wie.
Problem ten nie jest z resztą niczym nowym. Wykonawcy prac infrastrukturalnych podnoszą go od lat. Niestety na próżno. A wystarczyło wcześniej ustalić priorytety inwestycyjne (Krajowy Program Kolejowy został zatwierdzony przez rząd dopiero dwa miesiące temu – ponad półtora roku po rozpoczęciu nowej perspektywy UE) i wcześniej rozpisać projekty, tak aby przetargi były ogłaszane równomiernie przez cały okres budżetowania. Zdaniem ekspertów, nie istnieją obiektywne powody dla których na kolei nie udało się tego zrobić, a udało się np. w branży drogowej.
Jak to będzie
Najwięksi wykonawcy, szczególnie ci dysponujący doświadczeniem w różnych branżach (jak Budimex czy Grupa Trakcja) lub realizujący inwestycje za granicą (jak Torpol), będą w stanie poradzić sobie z luką inwestycyjną na kolei. Jednak dla mniejszych spółek, również podwykonawczych, może to stanowić poważny problem. Niektóre już zapowiadają redukcję zatrudnienia.
Co więcej, realizacja inwestycji w perspektywie 2014-2020 powinna być dla polskich firm impulsem do zdobycia środków i doświadczenia aby powalczyć w przyszłości o zagraniczne kontrakty. Mówił o tym niedawno Tomasz Szuba, prezes Stowarzyszenia Inicjatywa dla Infrastruktury. Czy uda się wykorzystać ten impuls jeśli najpierw wyczyści się rynek ze zleceń, a następnie zasypie go przetargami…? Myślę, że każdy zna odpowiedź na to pytanie.
Warto więc pamiętać, że przyznanie przez Unię Europejską środków na realizację inwestycji nie jest sukcesem samo w sobie. Trzeba je jeszcze rozsądnie rozdysponować.