
Reklama.
Krytyków inwestycji w lotnisko w Radomiu jest pewnie więcej niż pasażerów, którzy skorzystali z jego usług. W sumie nic dziwnego zważywszy że jest to bardzo elitarne grono nie przekraczające kilkuset osób. Analizując sytuację Portu Lotniczego Radom można wysnuć wniosek, że przyczyny problemów tej inwestycji można podzielić na dwie grupy: problemy natury koncepcyjnej i natury organizacyjnej.
Problemy natury koncepcyjnej:
Tym mianem należałoby określić wszelkie przyczyny problemów Portu Lotniczego Radom, które leżą w szerszym kontekście sytuacji w całej branży transportowej. Zdecydowanie prym wiedzie tu brak strategii dla sektora infrastruktury lotniczej. Ostatni tego typu dokument powstał w 2007 roku i mimo zapowiedzi jak dotąd nie został zaktualizowany. Brak owej strategii sprawia, że do głosu zaczynają dochodzić regionalne ambicje i o budowie portów lotniczych decydują nie gruntowne analizy, a chęć przypodobania się wyborcom przez przedstawicieli samorządów.
Kolejnym błędem jaki popełniono planując budowę radomskiego lotniska była wiara, że uda się ściągnąć do Radomia pasażerów z województwa świętokrzyskiego, którzy (póki co) swojego portu lotniczego nie mają. Nie wzięto jednak pod uwagę tego, że najpierw powinno się dysponować odpowiednią ofertą połączeń, a dopiero potem można liczyć na dużą liczbę podróżnych z okolicznych regionów. Tymczasem bez tychże regionów Radom nie miał od początku szans na zapewnienie lotnisku rentowności. Dane pokazują, że ze względu na wysokie koszty stałe, port lotniczy zaczyna przynosić zyski od ok. 1 miliona pasażerów rocznie. Żeby wygenerować taki wynik, każdy z ok. 220 000 mieszkańców miasta musiałby więc latać średnio dziesięć razy częściej niż przeciętny Polak…
Problemy natury organizacyjnej
Skoro lotnisko już powstało, to co można było zrobić, aby jednak przynosiło zyski lub przynajmniej generowało mniejsze straty? Tutaj wkraczają już problemy organizacyjne. Pod tym hasłem spróbuję wymienić przyczyny problemów radomskiego lotniska związane z jego bieżącą działalnością:
• Brak lotów „emigracyjnych” – źródłem sukcesu wielu małych portów lotniczych są połączenia z kierunkami masowej emigracji Polaków, takimi jak Wielka Brytania, Irlandia, Norwegia… Przy prawie 3 milionach emigrantów z Polski są to połączenia dające największą szansę na duży ruch.
• Brak lotów do „hubów” – jeśli lotnisko miałoby być „oknem na świat” dla Radomia, to zamiast lotów do Rygi i Pragi powinno oferować połączenia z głównymi europejskimi węzłami lotniczymi (tzw. „hubami”), np.: Zurich, Frankfurt.
• Brak czarterów biur podróży – poza kilkoma letnimi lotami do Hurghady, Radom nie zdołał zbudować u siebie siatki połączeń czarterowych.
• Dublowanie tras z Chopinem – zarówno Praga jak i Ryga, czyli jedyne połączenia oferowane z lotniska w Radomiu, są dostępne także w ofercie Lotniska Chopina w Warszawie. Radom nie mógł więc liczyć na podróżnych ze stolicy.
• Bliskość innych portów – nie tylko Chopin, ale także pobliskie lotniska w Lublinie, Łodzi i Modlinie obniżają atrakcyjność lotniska w Radomiu i „podbierają” mu połączenia lotnicze i pasażerów.
• Mała wiarygodność – spowodowana odwoływaniem niektórych lotów. Pasażer biznesowy nie może sobie pozwolić na brak pewności, że uda mu się danego dnia dolecieć w konkretne miejsce.
• Zamiast umów – listy intencyjne – wg informacji nowej prezes PL Radom, spółka nie podpisała z przewoźnikami prawdziwych umów, a jedynie… listy intencyjne. Dając im tym samym możliwość wycofania się ze świadczenia usług w dowolnym momencie.
• Wysokie koszty – mimo mikroskopijnej skali działalności lotnisko w Radomiu generuje ponad 3 razy większe koszty niż lotnisko w Zielonej Górze. Co warto dodać – również przynoszące straty.
• Brak płyty postojowej i lotów nocnych – czyli dodatkowe utrudnianie życia przewoźnikom i tak niezbyt skorym do korzystania z tego lotniska.
Jak widać, przyczyn niepowodzenia projektu pod tytułem „Lotnisko w Radomiu” jest sporo. Jak miasto wybrnie z tej sytuacji – czas pokaże. Kilka pomysłów z tym związanych postaram się pokazać już w następnym wpisie na blogu.