„Parkują nielegalnie, bo miejsc parkingowych jest za mało?” pyta portal ePoznań, „Parkingów jest za mało. Znalezienie miejsca to czasem cud” informuje Gazeta Wyborcza analizując sytuację w centrum Bydgoszczy, „I jak tu zaparkować?!” rozpaczliwie pyta w tytule artykułu Gazeta Lubuska. Czy rzeczywiście winę ponosi zbyt mała liczba miejsc parkingowych? Otóż podobno nie.
Podczas dyskusji specjalistów z branży transportowej często pada przykład prawa Lewisa-Mogridge’a, które głosi że ruch samochodów na poszerzonej drodze natychmiast zwiększa się do poziomu, który ponownie powoduje spadek jej przepustowości.
Jak twierdzą naukowcy z amerykańskiego University of Connecticut, z podobną sytuacją mamy do czynienia również w przypadku miejskich parkingów. Analizując sytuację w kilku największych miastach w USA od lat 60-tych, wykazali oni że wzrost ilości miejsc parkingowych szedł w parze z jednoczesnym wzrostem ilości samochodów przypadających na 100 mieszkańców na badanym terenie.
Oczywiście można to tłumaczyć bogaceniem się społeczeństwa lub innymi czynnikami i pewnie ciężko byłoby stwierdzić ze 100%-ową pewnością, że ludzie kupowali auta bo mieli gdzie je zaparkować. Realia są jednak takie, że mimo dwukrotnego zwiększenia ilości miejsc parkingowych, problemy z parkowaniem wcale się nie zmniejszyły.
Niezależnie od tego czy potraktujemy te dane jako przełomowe odkrycie, ciekawostkę czy naginanie rzeczywistości, to warto o nich pamiętać. W wielu metropoliach dotarliśmy już bowiem do punktu w którym liczba parkingów nie może być już większa, szczególnie jeśli chodzi o centra miast.
Dlatego może zamiast marudzić na brak miejsc postojowych lepiej przestawić się na transport publiczny. Jak stwierdził niedawno w rozmowie z naTemat.pl prezes Związku Pracodawców Polskich Cezary Kaźmierczak „w biznesie samochód nie stanowi o reputacji człowieka” i dlatego zdecydował się na korzystanie z komunikacji miejskiej. Warto przeczytać tę rozmowę, przeanalizować argumenty i może część kierowców postanowi pójść jego śladem…