Większość osób myśli, że w produktywności chodzi o to, aby robić coraz więcej rzeczy i najlepiej w jak najszybszym czasie. Takie przekonanie sprawia, że bardzo chętnie poszukujemy coraz to nowych wskazówek jak się lepiej zorganizować, czy też nowych cudownych metod, które podniosą naszą wydajność. Nie jest to niby złe podejście, lecz warto zadać sobie pytanie: A co jeśli całą moją produktywność oraz chęć sprawniejszego i szybszego działania kieruję nie tam gdzie trzeba?
„Jak to nie tam gdzie trzeba? Potrzebuję przecież być wydajny w pracy. Klienci, szef, ciągłe zmiany na rynku determinują przecież moje zachowanie. Jak nie będę działał szybciej, to wypadnę z gry. Nie będę zarabiał tyle ile bym chciał.” Taką właśnie odpowiedź usłyszałam kiedyś od jednego przedsiębiorcy podczas rozmowy o istocie produktywności.
Michael Hyatt, dawny przewodniczący i prezes amerykańskiego wydawnictwa Thomas Nelson temat produktywności zaczął zgłębiać po to, aby pomóc przede wszystkim sobie. Ciągłe napięcie, stres i przeciążenie obowiązkami, wewnętrzna presja by robić jeszcze więcej sprawiły, że nie miał czasu na to, co było dla niego w życiu ważne. Jego poświęcenie i oddanie pracy dawało mu zarobki pozwalające na utrzymanie rodziny, lecz czas spędzony z nią był coraz mniej efektywny. Był obecny ciałem, lecz nieobecny duchem tam, gdzie widział sens swojego życia. To sprawiło, że zaczął rozumieć co kryje się pod często znienawidzonym słowem "produktywność".
Michael Hyatt obecnie nazywany jest wirtualnym mentorem, który uczy jak wygrać w pracy i odnieść sukces w życiu. Autor znanego bestsellera „Twoja e-platforma. Jak się wybić w świecie pełnym zgiełku.” Pracując z najlepszymi liderami biznesu i ucząc się od najlepszych zauważył, że mają oni całkowicie inną definicję słowa „produktywność”. Zamiast zadawać sobie pytanie: „jak mogę zrobić więcej zadań szybciej”, zadają sobie głębsze pytanie „jak duży postęp mogę zrobić w tym, co ma dla mnie największe znaczenie?”. Okazuje się, że najbardziej produktywni liderzy i przedsiębiorcy to Ci którzy porzucili zasadę „zrobić jak najwięcej” by kierować się zasadą „zrobić najważniejsze rzeczy”.
Najprostszym sposobem, aby to zmienić jest zastosowanie prostych kroków: Wyeliminować, zautomatyzować i oddelegować. Choć te czynności były mi zawsze znane, to nie zawsze miałam odpowiedź na pytanie „Jak to zrobić efektywnie?”
Michael Hyatt pokazuje bardzo ciekawe narzędzie, które określił „kompasem wolności”, które w prosty sposób określa co powinno znaleźć się na liście zadań do zrobienia, a co powinno zostać usunięte. Na górze jest „wolność”, na dole „harówka”, na lewo „ucieczka” na prawo „znudzenie”. Nie trzeba zgadywać, że w tym kompasie słowo „wolność” od razu przykuwa uwagę. Czym jest wolność w tym kompasie? To robienie tych zadań, do których czujemy pasję i umiejętnie potrafimy je wykonywać, realnie określając czas wykonania danego zadania. To zwiększa nie tylko dźwignię czasową, lecz przede wszystkim przybliża znacznie do sukcesu, jaki chcemy osiągnąć.
Produktywność to celowe i świadome działania, które zamieniają „to do list” (lista zadań do zrobienia) na „great progress list” (lista największych postępów).
Dlaczego jest ważna taka zamiana list?
Według badań przeprowadzonych przez LinkedIn tylko 11% profesjonalistów realizuje swoje dzienne listy zadań do zrobienia. Jednym z powodów jest brak priorytetów, lecz jako główny powód takiego stanu rzeczy badani podawali szybkie rozpraszanie się. Niezapowiedziane telefony, maile, bądź spotkania to momenty, które nie pozwalają działać wydajnie i skupić się na zadaniach. Niektórzy twierdzą, że to jest nieuniknione i nie da się tego zmienić. „Kiedy klient dzwoni TRZEBA reagować natychmiast, w szczególności, gdy w grę wchodzą bardzo duże pieniądze”. Czy rzeczywiście tak jest i tak musi pozostać? Czy da się uwzględnić „kompas wolności” Michaela w ciągu dnia? Zachęcam do sprawdzenia.