Na zakończenie dnia wybraliśmy się na Digital Dreamers – dzięki wieloletniej współpracy z Muzeum Techniki mieliśmy zorganizowane zwiedzanie wystawy po standardowych godzinach otwarcia Muzeum. Mieliśmy więc całą ekspozycję dla siebie - spędziliśmy tam ponad 3 godziny, zarówno oglądając jak i grając. Dla tych z nas, których czasy szkolne przypadły na erę komputerów 8-bitowych, była to pełna wzruszeń podróż sentymentalna. Zwłaszcza, że dodatkowo byli obecni przedstawiciele współorganizującej wystawę Fundacji Indie Games Polska – obaj będący w podobnej grupie wiekowej. Efektem było zorganizowane ad hoc seminarium nt. produkcji starych gier i programowania komputerów 8-bitowych, ze szczególnym uwzględnieniem Atari. Wspominano też zajęcia „z komputerów” w Pałacu Młodzieży – w końcu to ten sam budynek ;)
Młodsi najpierw tylko słuchali, ale potem, chyba dalej słuchając, przede wszystkim bawili się grami, zwłaszcza, że jak się okazało nie wszyscy mieli wcześniej w swoim życiu styczność z joystickiem. Dobrze bawili się też najmłodsi, niektórzy z naszych współpracowników na tą imprezę ściągnęli swoje dzieci, często razem ze współmałżonkami. Najmłodsze dzieci miały ok. 7 lat, i co ciekawe pokoleniu, które posługuje się tabletem wcześniej niż zaczyna chodzić, 8-bitowe gry też się podobały.
Mnie zaś zaczęły nawiedzać myśli takie jak te zapisane na początku artykułu i pytania, czy gdyby w tamtych czasach urzędnicy „wspomagali i stymulowali” rozwój branży to czy na pewno dziś byłoby co pokazać na wystawie. I czy za 25 lat na pewno będzie co pokazywać z projektów finansowanych dziś hojnie z pieniędzy podatnika i jaką potencjalną krzywdę rozwojowi naukowo-technologicznemu (cywilizacyjnemu?) robimy za pomocą tych środków?