Digital Dreamers
Kamil Kulesza
06 marca 2016, 18:44·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 marca 2016, 18:44To opowieść o pięknych czasach, kiedy urzędnicy nie „pochylali się z troską nad start-upa’mi”, chyba też nie „rozwijali strategii w zakresie zaawansowanych technologii”, czy „systemowych mechanizmów wspierania innowacyjności”, a nawet słowa "innowacja" w dzisiejszym jego znaczeniu chyba nie używano. Komputery 8-bitowe zostały w końcu uznane za dopuszczalny przedmiot eksportu do chylących się ku upadkowi tzw. krajów demokracji ludowej, a w Polsce zaczęto tworzyć na nie gry i tak powstały pierwociny polskiego gamedev’u. Czasowa wystawa Digital Dreamers jest otwarta w warszawskim Muzeum Techniki do połowy marca br. i zdecydowanie ją wszystkim polecam. Można nie tylko zapoznać się z całą tą pasjonującą historią, ale również pograć w gry z tamtych czasów i to na oryginalnym sprzęcie!
Jak większość czytelników z pewnością się orientuje sektor gier komputerowych już dawno przerósł, jeśli chodzi o wielkość obrotów, cały przemysł filmowy. W dodatku ma też często ciekawe badawcze problemy dla matematyki użytkowej (industrial mathematics) i pieniądze aby za ich rozwiązywanie odpowiednio zapłacić. Również w Polsce nie jest z tym źle i tak w ostatnich latach realizowaliśmy projekty dotyczące m.in. analizy sieci społecznych w grach mobilnych, modeli matematycznych ekonomii wirtualnych światów, ilościowych aspektów grywalizacji czy cywilnych aspektów wykorzystania symulatorów i trenażerów przygotowanych dla potrzeb wojska. W dodatku wszystkie te projekty były realizowane bez użycia środków europejskich, grantów i ogólnie urzędniczych „mechanizmów wsparcia” – czyste, komercyjne finansowanie wprost od firm.
Sporą część ostatniej soboty poświęciliśmy na robocze warsztaty z pewną firmą z branży gier komputerowych, z którą zamierzamy zrealizować wspólnie duży projekt. Jako, że znów ma on charakter komercyjny, to nie poświęcaliśmy czasu na wypełnianie tabelek, czy formularzy grantowych, ale zajęliśmy się szczegółową strukturyzacją problemu. Warsztaty były udane i to nie tylko ze względu na sushi – lunch w trakcie ich trwania.
Na zakończenie dnia wybraliśmy się na
Digital Dreamers – dzięki wieloletniej współpracy z
Muzeum Techniki mieliśmy zorganizowane zwiedzanie wystawy po standardowych godzinach otwarcia Muzeum. Mieliśmy więc całą ekspozycję dla siebie - spędziliśmy tam ponad 3 godziny, zarówno oglądając jak i grając. Dla tych z nas, których czasy szkolne przypadły na erę komputerów 8-bitowych, była to pełna wzruszeń podróż sentymentalna. Zwłaszcza, że dodatkowo byli obecni przedstawiciele współorganizującej wystawę Fundacji Indie Games Polska – obaj będący w podobnej grupie wiekowej. Efektem było zorganizowane ad hoc seminarium nt. produkcji starych gier i programowania komputerów 8-bitowych, ze szczególnym uwzględnieniem Atari. Wspominano też zajęcia „z komputerów” w Pałacu Młodzieży – w końcu to ten sam budynek ;)
Młodsi najpierw tylko słuchali, ale potem, chyba dalej słuchając, przede wszystkim bawili się grami, zwłaszcza, że jak się okazało nie wszyscy mieli wcześniej w swoim życiu styczność z joystickiem. Dobrze bawili się też najmłodsi, niektórzy z naszych współpracowników na tą imprezę ściągnęli swoje dzieci, często razem ze współmałżonkami. Najmłodsze dzieci miały ok. 7 lat, i co ciekawe pokoleniu, które posługuje się tabletem wcześniej niż zaczyna chodzić, 8-bitowe gry też się podobały.
Mnie zaś zaczęły nawiedzać myśli takie jak te zapisane na początku artykułu i pytania, czy gdyby w tamtych czasach urzędnicy „wspomagali i stymulowali” rozwój branży to czy na pewno dziś byłoby co pokazać na wystawie. I czy za 25 lat na pewno będzie co pokazywać z projektów finansowanych dziś hojnie z pieniędzy podatnika i jaką potencjalną krzywdę rozwojowi naukowo-technologicznemu (cywilizacyjnemu?) robimy za pomocą tych środków?
Jeśli się głębiej zastanowić to są to dość smutne rozważania. Jednak myślę, że mimo wszystko nie należy wpadać w depresję, gdyż paradoksalnie możemy liczyć na urzędników. Podobnie jak 25 lat temu, większość z nich nie jest w stanie rozpoznać i „wesprzeć” istotnych obszarów, nawet jeśli podsunąć im je pod nos. Albowiem ich sposób myślenia i działania gwarantuje wtórność i zajmowanie się jedynie już dobrze poznanymi polami. Dodatkowo zaś procedury powodują, że ci którzy działają naprawdę, a nie jedynie konsumują i sprawozdają granty, bardzo często nie chcą tracić czasu na takie korowody i szukają wsparcia gdzie indziej. Tak więc jest szansa, że jeśli chodzi o tematy naprawdę ważne szkody nie będą aż tak duże :)