REKLAMA
Zainspirowany świeżym tekstem „Bizantyjskie PANowanie” postanowiłem umieścić wreszcie obserwacje z pewnej niedawnej imprezy naukowej.
A było to tak: w ostatnim czasie w Warszawie odbyło się od dawna przygotowywane The UK-PL Science Forum, którego inicjatorami były: Ambasada Brytyjska i polskie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). Celem miał być transfer najlepszych brytyjskich praktyk akademickich i pogłębienie kontaktów. Pod względem organizacyjnym impreza była przygotowana bez zarzutu, miejsce była odpowiednie i program atrakcyjny. Ten ostatni rozszerzony był o cykl warsztatów prowadzonych przez Brytyjczyków. Z obu stron zapewniono obecność odpowiednich gości – zarówno ze środowiska akademickiego jak i z odpowiednich struktur rządowych.
Royal Society wystawia mocna reprezentację
Po stronie brytyjskiej swoistą „wisienką na torcie” była obecność dwóch osób ze ścisłego kierownictwa Royal Society (Królewskiego Towarzystwa Naukowego). Pierwszą z nich była Julie Maxton – pierwsza kobieta będąca dyrektorem wykonawczym w ponad 350-ciu latach historii tej instytucji, która wcześniej była jednym z Prorektorów University of Oxford i również pierwszą kobietą na tym stanowisku. Drugą osobą był Andy Hopper, który jest Wiceprezesem i Skarbnikiem Royal Society. Wcześniej przez wiele lat kierował on wydziałem informatyki University of Cambridge, a jego osiągnięcia naukowe i komercjalizacyjne (m.in. stworzenie z sukcesem kilkunastu startup’ow) czynią z niego żyjącą legendę, nawet wg standardów Cambridge. Jest też otwartym i życzliwym człowiekiem, który chętnie dzieli się swoim doświadczeniem, o czy miałem okazję przekonać się osobiście wiele razy w latach spędzonych w Cambridge.
Sytuacja była o tyle wyjątkowa, że z Royal Society nawet na tak ważne imprezy przyjeżdża z reguły jedna osoba tej rangi. Tutaj zdecydowały związki Ande’go Hoppera z Polską (urodził się w Warszawie) i przez to chęć pogłębionego zaangażowania w rozwijanie polsko-brytyjskiej współpracy.
„Strzelanie” focha?
Imprezę miał osobiście otworzyć Premier Jarosław Gowin, ale na dwa dni przed imprezą odwołał swoją obecność. Plotka kuluarowa głosiła, że uznał, iż obecność członków Royal Society i Ambasadora Brytyjskiego to nieco za mało aby pojawił się osobiście. Zastąpił go więc, bez żadnego wyjaśnienia, jeden z podsekretarzy stanu w MNiSW. który całe swoje wystąpienie przeczytał z kartki. W porównaniu z tym czego byliśmy świadkami archiwalne nagrania z wystąpień Władysława Gomułki, kiedy kierował on PZPR, są porywającym show a’la najlepszy wykład na konferencji TED. Zgodnie z angielskim powiedzeniem „to add insult to injury” tej formie dorównywała treść – był to standardowy tekst na temat tego jakim sukcesem jest tzw. reforma Gowina, który swoją zawartością mógł doprowadzić do ziewania najbardziej wprawionych w bojach parlamentarzystów. Składając to wszystko razem trudno oprzeć się wrażeniu, że był to zabieg celowy ze strony MNiSW. Po pierwsze czy w MNiSW naprawdę nie było nikogo, kto dałby radę sensownie przemówić i to w języku Szekspira? A po drugie wydaje się wiceminister w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego, i to taki z doktoratem, powinien jednak umieć wystąpić po angielsku - zwłaszcza jeśli już czyta z kartki. Wydaje się jednak, że nazwisko Pana Ministra można litościwie pominąć milczeniem. Wszak i tak działał w imieniu i „na rachunek” Premiera Gowina.
Mówienie po polsku
Zaraz po wiceministrze miał swoja prezentację prof. Andy Hopper. Choć zaczął on od powiedzenia kilku zdań po polsku, to trudno byłoby o większy kontrast. Odwołując się do swoich doświadczeń mówił m.in. o skutecznej współpracy nauki z biznesem, o potrzebie innego podejścia, które nawet tak konserwatywna instytucja jak Royal Society stosuje przyjmując ostatnio na członka Elona Muska. Tutaj były też na anegdoty o tym jak został tam odebrany niedawny głośny wywiad Muska w czasie którego palił on marihuanę. Andy Hopper wskazywał też na to, że nie należy tak bardzo fetyszyzować publikacji – sposób oceny pracy naukowej się zmienia na korzyść prawdziwych działań - mających większe przełożenie na rzeczywistość. Dowiedzieliśmy się też, że bycie Prezesem Royal Society, choć to praca w pełnym wymiarze czasu, jest funkcją pełnioną honorowo, bez wynagrodzenia przez całą pięcioletnią kadencję. Stanowi to ciekawy przyczynek do niedawnego raportu NIK o łamaniu ustawy kominowej w strukturach PAN. Ile z tego dotarło do polskich samców alfa uprawiających „wielką politykę naukową” (określenie pożyczam z artykułu prof. Leszka Pacholskiego pt. „Prokurator nas nie wyręczy …”) – najlepiej było widać po ich wystąpieniach. I tak niedługo potem Prezes PAN – prof. Jerzy Duszyński dowodził, że dla oceny pracy naukowca najważniejsze jest produkowanie publikacji. Następnie mówił że takie podejście, budując wspierając rzekomą jakość pracy naukowej, starają się Władze PAN egzekwować. Podobnie adekwatne przemyślenia, w tym o niedofinansowaniu i niskich płacach profesury, prezentowali inni „managerowie” polskiej nauki wypowiadający się na tym spotkaniu. I choć w przeciwieństwie do wiceministra lepiej lub gorzej posługiwali się językiem Szekspira, to podobnie jak prof. Duszyński co do meritum „mówili po polsku”. Czyli wyszło jak zawsze.
Co dalej?
Czy więc wszystko poszło na marne? Na szczęście nie – na imprezie było obecnych wielu młodych pracowników nauki, m.in. ze stowarzyszenia Top 500 Innovators. Z rozmów prowadzonych w kuluarach wynika, że oni jednak zrozumieli znacznie więcej i niewykluczone, że część z nich będzie miała odwagę, aby wcielać te przemyślenia w życie.
A jeśli jesteśmy przy informacjach kuluarowych, to na koniec jeszcze jedna. Jak wieść niesie prof. Jerzy Duszyński zadziwił prof. Andy’ego Hoppera w trakcie ich krótkiej bezpośredniej rozmowy. Wydaje się, że naturalna byłaby rozmowa o tym co Royal Society i jego Wiceprezes mogą zrobić dla pogłębienia współpracy z PAN i polskim środowiskiem akademickim. Zwłaszcza, że okoliczności ku temu były unikalne i wyjątkowo sprzyjające. Jednak Prezes PAN podobno skupił się przede wszystkim na narzekaniu na polskie prawo dostępu do informacji publicznej, w wyniku którego musi poświęcać czas na odpowiadanie na pytania związane z ujawnianymi ostatnio seryjnie nieprawidłowościami w PAN ...
Na koniec należy czytelnikowi należy się ostrzeżenie związane z osobą autora niniejszego tekstu. Otóż zdaniem większości polskich samców alfa uprawiających „wielką politykę naukową” jest on niekompetentny, nie ma żądnych osiągnięć i nie rozumie specyfiki tzw. nauki polskiej. Dodatkowo w Cambridge nie do końca wiadomo co robił, etc. (patrz wypowiedzi Władz PAN w artykule red. Miry Suchodolskiej „Badania i ‘rozbój’ w służbie innowacji”). Dlatego też czytelnika tego tekstu uprasza się o skorzystanie z własnego rozumu. A i w innych przypadkach to z reguły też nie szkodzi.