Ostatnie głośne informacje o smutnym końcu prób komercjalizacji polskiego grafenu i upubliczniony nieco wcześniej mocno krytyczny raport NIK nt. komercjalizacji w Nauce Polskiej skłoniły mnie do przygotowania subiektywnego podsumowania ostatnich miesięcy w obszarze nauka i innowacyjność na naszym podwórku .
Pierwsze ostrzeżenie: Zarówno niniejsze podsumowanie jak i dobór wymienionych w nim tekstów, są subiektywne i wyrażają punkt widzenia autora.
Jest powszechnym przekonaniem, że rozwój innowacyjnych i zaawansowanych technologii ma swój początek w badaniach naukowych, które napędzają go zarówno w postaci wyników jak i kształcenia odpowiednich kadr. Choć pogląd ten bywa kwestionowany, to dla potrzeb niniejszego tekstu zakłada się jego prawdziwość. Najpierw podsumujemy co działo się ostatnio w „nauce polskiej”, a potem stopniowo przejdziemy do innowacji. Zaś cierpliwym czytelnikom obiecuję, że pod koniec zobaczą DUŻĄ KROPKĘ nad ‘i’.
FEUDAŁOWIE BEZ ODPOWIEDZIALNOŚCI
Jeśli popatrzymy co w ostatnich miesiącach działo się w zinstytucjonalizowanej nauce polskiej to zobaczymy, że najważniejszym tematem były tzw. reforma Gowina/ Ustawa 2.0. Najpierw był długi, nagłaśniany medialnie, proces dyskusji i doprowadzenia do jej uchwalenia. W ramach subiektywnego wyboru przytaczam dwa teksty opublikowane w „Rzeczpospolitej” wiosną 2018 r. w gorącym czasie procedowania ww. ustawy.
1. „Feudałowie bez odpowiedzialności”, w którym autor, posługując się znanymi publicznie przykładami, zwraca uwagę na istotne mankamenty reformy Gowina. Wskazuje też ich prawdopodobne przyczyny, koncentrując się, zgodnie z tytułem, na praktycznym braku ponoszenia konsekwencji swoich działań przez osoby sprawujące w nauce polskiej funkcje kierownicze,
2. „Nad polską nauką debatujmy poważnie”, stanowiący polemikę z ww. tekstem napisanym przez prof. Sławomira Zadrożnego. Kieruje on instytutem badawczym PAN i jest negatywnym bohaterem jednego podanych w artykule przykładów.
Przywołuję te artykuły, bo kwestia braku odpowiedzialności za działania jest moim zdaniem jednym z fundamentalnych problemów w zinstytucjonalizowanej nauce polskiej. Oraz dlatego, że drugi z nich stanowi modelowy przykład dla poziomu i sposobu argumentacji niemałej części „grupy trzymającej władzę” tamże. Tekst ten poza znanymi ogólnikami i frazesami koncentruje się głównie na ataku ad hominem mając na celu dyskredytację autora oryginalnego tekstu. Zwykły zdrowy rozsądek, bez konieczności studiowania „Erystyki” Schopenhauera, pozwala stwierdzić, jakie świadectwo wystawia sobie w ten sposób dyskutant. W zasadzie na tej obserwacji można byłyby poprzestać, gdyby nie masowość i powtarzalność tego zjawiska oraz znajdujące się też w polemice tendencyjne odniesienia do kwestii wynagradzania profesury i osób kierujących polskimi instytucjami naukowymi.
Osoby chcące zweryfikować ocenę autora zachęca się do zapoznania z tekstami, które nie są szczególnie długie i w całości dostępne pod linkami.
NAD POLSKĄ NAUKĄ DEBATUJMY UCZCIWIE
Rzeczywistość szybko dopisała postscriptum do artykułu prof. Zadrożnego:
1. W lipcu 2018 r. NIK opublikowała raport dotyczący finansowych nieprawidłowości w PAN, w tym łamania ustawy kominowej przez osoby kierujące instytucjami naukowymi. Okazuje się, że NIK skontrolowała i stwierdziła nieprawidłowości m.in. w instytucie kierowanym przez prof. Sławomira Zadrożnego. W efekcie kontroli został on zobowiązany do zwrotu nienależnie wypłaconych sobie wynagrodzeń. Dodatkowo, wg. informacji prasowych NIK skierowała zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa do Prokuratury i Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jak wynika z informacji od NIK, prof. Sławomir Zadrożny pisząc polemikę pt. „Nad polską nauką debatujmy poważnie” miał pełną świadomość ww. okoliczności.
2. Również niedługo po publikacji polemiki ukazał się w „Dzienniku Gazecie Prawnej” artykuł „Badania i rozbój w ‘służbie’ innowacji” autorstwa red. Miry Suchodolskiej. Opisywał on jak doszło do zniszczenia, w wyniku działań w które zaangażowany był prof. Sławomir Zadrożny, nowoczesnego centrum badawczego, bazującego na wiedzy z Oxbridge i finansowanego ze środków komercyjnych. Jak można przeczytać w artykule prof. Zadrożny miał w swoich działaniach poparcie Prezesa PAN, prof. Jerzego Duszyńskiego i innych osób z najwyższych kręgów kierowniczych Polskiej Akademii Nauk. W ich wypowiedziach pojawiał się też znany już wątek prób osiągania swoich celów przez dyskredytowanie oponentów. Taki wzorzec postępowania stawia pod dużym znakiem zapytania kwalifikacje tych osób do kierowania instytucjami naukowymi. I to nie tylko moralne (to nie uchodzi), ale również intelektualne – czy naprawdę nie potrafią przedstawić lepszych argumentów?
Niejako na marginesie warto dodać, że odniesieniu do ww. lipcowego raportu NIK na temat finansowych nieprawidłowości w PAN w przypadku prof. Jerzego Duszyńskiego była mowa o nierzetelnym sprawowaniu nadzoru nad instytutami.
Kontynuując wątek należy zauważyć, że również prof. Duszyński miał świadomość stanu faktycznego rozmawiając z red. Suchodolską w czasie przygotowania tekstu „Badania i rozbój w ‘służbie’ innowacji”. Podobnie jak kiedy wiosną 2018 r. mianował prof. Sławomira Zadrożnego na kolejną kadencję jako dyrektora instytutu, w którym miały miejsce te i inne budzące zażenowanie nieprawidłowości.
BIZANCJUM PO POLSKU
Jeszcze większe kontrowersje niż nominacje jak powyższa wzbudziły wybory Prezesa PAN jesienią 2018 roku, gdzie jedynym kandydatem na to stanowisko był przymierzający się do drugiej kadencji prof. Jerzy Duszyński. Sprawe opisuje m.in. artykuł „Obraz PAN w przededniu wyborów nowego prezesa. ’Bizantyjskie PANowanie’.” opublikowany przez INNPoland w przededniu ww. wyborów. Inną bulwersującą sprawą jest zaprzepaszczenie możliwości nawiązania bliższej współpracy z brytyjskim Royal Society, i to w sytuacji kiedy nawet konserwatywne Royal Society stawia obecnie mocno na innowacyjność czego wyrazem jest m.in. przyjęcie na członka Elona Muska. O tym wszystkim pisałem w „Minister Nauki czyta z kartki po polsku na anglojęzycznej konferencji…”. Choć w tym przypadku trzeba też powiedzieć, że akurat na tej imprezie działania prof. Duszyńskiego nie odbiegały istotnie od średniej reszty obecnego tam polskiego establishmentu naukowego – wszyscy ‘mówili po polsku’.
Inne ‘osiągnięcia’ prof. Jerzego Duszyńskiego można wyczytać z wywiadów, których w ostatnich latach udzielał. Niektóre z początku jego kadencji nie różnią się istotnie od tych z jej końca. Również jeśli chodzi o sprawy, którymi prof. Duszyński „zamierza w najbliższym czasie się zająć”. Ogólną niemożnością działania prof. Duszyński tłumaczył też brak odpowiedniej reakcji na liczne ujawniane nieprawidłowości.
Innym niespełnionym zamierzeniem okazało się powołanie Uniwersytetu PAN.
Choć wielu, w tym kierownictwu PAN, bardzo na tym zależało to nawet tutaj nie odnotowano sukcesu.
W efekcie stracono szanse na jakiekolwiek pozytywne zmiany, a Polska Akademia Nauk została w ostatnich latach praktycznie spetryfikowana w formie którą sam prof. Duszyński publicznie krytykuje.
W takiej sytuacji Prezes PAN, kierując się elementarnym poczuciem przyzwoitości, powinien poddać się do dymisji, kiedy uznał, że ma związane ręce i nic nie może zrobić. A już na pewno nie do zaakceptowania jest aby z takimi „osiągnięciami” walczyć o kolejną kadencję.
Prof. Jerzy Duszyński zachował się dokładnie odwrotnie, zaś jak zaś wyglądały same wybory ‘jedynego słusznego kandydata’, przebiegające w cieniu wątpliwości prawnych i licznych protestów, opisane zostało w INNPoland w tekście „Rozłam w PAN. Postępowi naukowcy domagają się zmian, boją się represji władz Akademii” opublikowanym w grudniu 2018 r.
DLA CIERPLIWYCH
Cierpliwy czytelnik, który dotrwał do tego punktu mógłby zapytać: jaki to ma związek z komercjalizacją i innowacyjnością?
Odpowiedzią i podsumowaniem jest upubliczniony w styczniu 2019 r. raport NIK z bardzo krytyczną oceną działań w zakresie komercjalizacji i innowacyjności prowadzonych w środowisku akademickim, w tym w PAN. Cytując główne ustalenia efekty „prac są mizerne, a przychody znikome, uzyskiwane głównie z usług doradczych czy szkoleniowych”. Stwierdzono też, że w nie ma praktycznie przychodów z tytułu wykorzystania wyników prac badawczych. Jest to dość mocną przesłanką do stwierdzenia, że bardzo niewiele jest takich prac badawczych i ich wyników, które mogą być przydatne poza polską jednostką naukową. I to mimo intensywnej „produkcji” publikacji dokumentujących doniosłe rzekomo wyniki prac badawczych i stanowiących podstawę dobrego samopoczucia osób odpowiedzialnych za stan polskiej nauki.
Tę sytuację najlepiej chyba podsumowują słowa Stefana Kisielewskiego (Kisiela) nt. gospodarki planowej: „…żyjąca własnym życiem (…) rzeczywistość budżetu i planu w żaden sposób nie odpowiada społecznemu konkretowi, co znalazło swe odzwierciedlenie w znanym polskim powiedzonku: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?”
NARODOWY PANTEON?
Fakt, że w gronie tak negatywnie ocenionych przez NIK, nie pierwszy raz zresztą, instytucji znalazła się Polska Akademia Nauk jest szczególnie dla tej instytucji kompromitujący. Po PAN należałoby się spodziewać najlepszych wyników badań oraz największego potencjału intelektualnego. W końcu miano narodowego panteonu nauki, jak niektórzy chcieliby PAN widzieć, do czegoś zobowiązuje. Tymczasem wygląda na to, że jak w soczewce skupiają się w PAN patologie polskiego środowiska akademickiego.
Ale jest też kreatywność i innowacyjność. Ostatnio ich dużą dozę wykazał prof. Jerzy Duszyński i inne osoby z kierownictwa PAN, kiedy przyszło do odsuwania od siebie odpowiedzialności za powierzoną im instytucję o charakterze publicznym, czy utrzymanie się za wszelką cenę na stanowisku.
Niewątpliwie „cysorz to ma klawe życie”, zwłaszcza oglądając świat ze szczytu Pałacu Kultury, czy zza szyb służbowej limuzyny z kierowcą. Jak zaś widać m.in. na przykładach wskazanych w tym tekście odpowiedzialności za swoje postępowanie w praktyce nie ponosi. Nawet jeśli jego skutki są zdecydowanie negatywne i spotykają się z szeroką krytyką, w tym ze strony NIK. To powoduje, że osoby takie jak prof. Jerzy Duszyński, wraz ze wspierającym go otoczeniem, bardzo angażują się w działania jak te opisane w tym tekście.
„… PRZYNOSZĄ W LEKTYCE…” (‘Ballada o cysorzu’ – Tadeusz Chyła)
Tyle, że uwzględniając rozliczne obowiązki reprezentacyjne, Panu Prezesowi w wieku 70. lat, może już nie starczać potem często energii, kreatywności, etc.,, aby zajmować się rzeczami tak przyziemnymi np. badania, czy innowacyjność. Czy choćby przygotowanie konstruktywnej koncepcji do rozmowy z odwiedzającym Polskę jednym z prezesów Royal Society. Zwłaszcza, że innowacje oznaczają ryzyko i zmiany, więc po co dokładać sobie pracy i ryzykować?
A jako, że przykład idzie z góry to zjawisko to ma swoje odbicie na niższych szczeblach w hierarchicznej strukturze nauki polskiej. Obecnie mając już uchwaloną reformę Gowina, całe środowisko akademickie wraz z przyległościami bohatersko zmaga się z jej wdrożeniem uprawiając, każdy na swoim poziomie, tzw. politykę ‘naukową’. I tak urzędnicy ministerialni i wpierający ich (za stosownym wynagrodzeniem) naukowcy, twierdzą, że walczą z oporem materii i środowiska. Zaś to ostatnie próbuje się odnaleźć w nowych biurokratycznych regułach. I choć biurokracja nie uległa zmniejszeniu to jednak nowe reguły różnią się, przynajmniej ilościowo, od poprzednich. W efekcie ci, którzy doszli do wniosku, że mogą na tym stracić próbują się bronić. Czasem dość desperacko - w końcu swoich stanowisk i pieniędzy.
Cytując znów Kisiela „bohatersko zwalcza się problemy, które samemu się tworzy” .
A w efekcie wielu z zaangażowanych w te działania analogicznie też nie starcza już potem energii, kreatywności, a niewykluczone, że i intelektu aby zajmować się rzeczami tak przyziemnymi rzeczywista działalność naukowo-badawcza, czy komercjalizacja wyników prac. I poza „polskim piekiełkiem” to też jedna z przyczyn dlaczego takie sytuacje jak z komercjalizacją grafenu się powtarzają i powtarzać się będą. Podobnie jak obojętność osób odpowiadających za nadzór wobec takich sytuacji – w przypadku grafenu media wielokrotnie donosiły o szykanowaniu i niszczeniu dr. Strupińskiego i jego zespołu, twórcy tego sukcesu, przez przełożonych.
Efekty są przewidywalne i widzimy je na własne oczy, obserwację zaś potwierdzają wyniki międzynarodowych rankingów i raporty NIK. Ten obraz widzą też młodzi ludzie. Wielu z nich, zwłaszcza tych najbardziej przedsiębiorczych i kreatywnych decyduje się opuścić Polskę, aby gdzieindziej realizować swoje aspiracje naukowo-badawcze, przyczyniając się do rozwoju innowacyjności zagranicą.
To wszystko jest smutne i raczej źle rokuje na przyszłość. Ale raczej nie robi to wrażenia na „cysorzach”, bo dla nich ważne jest „klawe życie” tu i teraz. Zaś odpowiedzialność z reguły żadna, więc dominuje postawa "po mnie choćby i potop".
I choć pewnie historia ich kiedyś osądzi, to mam dziwne wrażenie, że oni wszyscy cynicznie liczą, iż będzie to na tyle oddalone w czasie, że zanim to nastąpi zdążą załapać się na de mortuis aut bene aut nihil („o zmarłych dobrze albo wcale”).
Tyle, że nawet u tworców tej sentencji, starożytnych Rzymian, zdarzało się, że zwłoki osób, które szczególnie źle zapisały się w pamięci były wydobywane, a następnie wleczone wśród naigrywań tłumu ulicami Wiecznego Miasta i wrzucane do Tybru ...
Aby jednak nie kończyć aż tak jednoznacznie negatywnie, obiecuję, że w jednym z najbliższych wpisów postaram się pokazać pozytywny przykład jak można w praktyce robić innowacje w obszarze R&D bez wyjeżdżania z Polski.
Drugie ostrzeżenie: autor tego tekstu zdaniem wielu z 'polskich samców alfa uprawiających „wielką politykę naukową”' (terminy zapożyczone od prof. Leszka Pacholskiego) jest niekompetentny, nie ma żadnych osiągnięć i nie rozumie specyfiki tzw. Nauki Polskiej. Dodatkowo w Cambridge nie do końca wiadomo co robił, etc. (patrz wypowiedzi Władz PAN w artykule red. Miry Suchodolskiej „Badania i ‘rozbój’ w służbie innowacji”). Dlatego też czytelnika tego tekstu uprasza się o skorzystanie z własnego rozumu. A i w innych przypadkach to z reguły też nie szkodzi.