Klient klientowi klientem
Katarzyna Kazior
09 lipca 2015, 16:50·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 lipca 2015, 16:50Dzisiejszy rynek potrafi wszystko zamienić w produkt. Coraz częściej konsumenci dostrzegają możliwość zrobienia biznesu na tym, co już posiadają. Pokolenia, które doświadczyły gospodarczego kryzysu, a przynajmniej o nim słyszały, stają się sprytniejsze w zarządzaniu swoimi zasobami, wykorzystując je do zarabiania pieniędzy.
Podczas ostatniej konferencji NOAH w Berlinie, eksperci rozmawiali o tym, że rynek e-commerce przestaje być już domeną wielkich firm, skupiających swoje olbrzymie nakłady na klientach końcowych. Coraz częściej to sami konsumenci stają po drugiej stronie, oferując w sieci swoje produkty i usługi. Służą do tego tzw. Marketplaces, czyli platformy internetowe, które skupiają indywidualnych dostawców i odbiorców w jednym miejscu.
Prywatne osoby posiadają kumulatywnie bardzo dużo zasobów, które mogą być przedmiotem wymiany handlowej. Jeśli dostarczy się im miejsce, gdzie mogą sprzedawać swoje usługi lub produkty, to stworzą oni zupełnie nowe formy biznesu.
Nowy trend ma swoje uzasadnienie ekonomiczne. Zamiast płacić pełną stawkę za coś, czego używamy okazjonalnie, można to coś pożyczyć za mniejszą kwotę – wynająć mieszkanie prywatne zamiast pokoju w hotelu czy skorzystać z wolnego miejsca w czyimś samochodzie. Właśnie taki model biznesowy wykorzystują firmy Wimdu, Uber czy BlaBlaCar. Świadczą one przeważnie usługi, jednak model znajduje również zastosowanie w handlu produktami. Firmy takie jak Showroom czy Etsy wypracowały swój unikalny model biznesowy, skupiając na platformie internetowej wielu niezależnych producentów. Zasada działania takich platform jest niezwykle prosta. Pośrednik, który dostarcza rozwiązanie, pobiera prowizję od transakcji od sprzedającego produkt lub usługę, a w zamian prowadzi działania marketingowe, aby ściągnąć użytkowników na platformę.
Nowa kategoria e-handlu
Model C2C (consumer-to-consumer) według wielu ekspertów czeka szybki wzrost. Wciąż daleko mu co prawda do zaawansowania modeli B2C i B2B, jednak w najbliższych latach możemy spodziewać się jego boomu. Według firmy doradczej PwC już teraz rynek sharing economy opiewa na wartość 15 mld dolarów, a jego potencjał będzie coraz większy. Cieszy to inwestorów ponieważ otwiera zupełnie nowe, często niewykorzystywane dotąd, kierunki inwestowania. Taki model biznesowy wprowadza bowiem na rynek nowe formuły wymiany handlowej, których wcześniej w gospodarce nie było.
W myśl sharing economy konsumenci mogą korzystać z większej ilości zasobów bez zwiększania ich produkcji. Umożliwiając im ich wymianę, możemy znacznie zredukować nieefektywności. Użyczać można wszystkiego, a walutą w takich transakcjach mogą być inne produkty, inne usługi lub tradycyjnie - pieniądze. I tak wkrótce za naprawę pralki będzie można „zapłacić” opieką nad dzieckiem, a za transport po mieście - przygotowaniem obiadu.
Taki system wprowadza zupełnie nową kategorię wymiany handlowej w Internecie, gdzie granice stanowią wyłącznie wyobraźnia przedsiębiorców i potrzeby klienta. Właśnie te granice są często przedmiotem sporu pomiędzy konsumentami-przedsiębiorcami, a podmiotami, które świadczą konkurencyjne usługi. Kwestia ekonomicznego współdzielenia nie jest jeszcze dostatecznie regulowana – od kierowców nie wymaga się specjalnych uprawnień, a od wypożyczających mieszkania opłat turystycznych – co budzi wątpliwości czy nie prowadzi to do nadużyć i nieuczciwej konkurencji.
Sharing economy udowadnia, że nie potrzebna jest wielka firma, aby zaistnieć w e-commerce. Trend bazuje przede wszystkim na współużytkowaniu zasobów i tworzeniu ufającej sobie społeczności. To dobry punkt wyjścia dla początkujących przedsiębiorców, którzy chcą postawić pierwszy krok na drodze do własnego biznesu.