Reklama.
Koniec października. Dostaję powiadomienie z sądu o terminie rozprawy, z zobowiązaniem pokazania się przed obliczem sądu w charakterze świadka.
Odległość od miejsca zamieszkania - 200km. Niby nic nowego, zwykła procedura sądowa z przesłuchaniem w tle. Aby otrzymać zwrot kosztów podróży, trzeba jechać komunikacją masową - przedłożyć bilety, itd. Koszty podróży samochodem, nie podlegają kosztom kwalifikowanym. Życie! A właściwie Prawo oderwane od Życia.
W polskich firmach powszechnie znane są stawki za "użyczenie samochodu prywatnego do celów służbowych". Nawet Urząd Skarbowy nie ma co do tego żadnych zastrzeżeń. Jednak Prawnicy to nie Księgowi, więc z bardziej skomplikowanymi obliczeniami kilometrówki mieliby już kłopot.
To dopiero początek tej historii.
Po przybyciu na miejsce, rozprawa rozpoczyna się z 10 min. opóźnieniem. Życie - tak bywa czasami, nie tylko u dentysty.
Rozpoczyna się rozprawa, podczas której sędzia poinformował mnie, że niestety rozprawa zaraz zostanie zmaknięta. Powód?
Sąd Okręgowy wypożyczył sobie akta, akurat tej sprawy ... do kontroli.
Termin rozprawy znany od ponad 2 miesięcy, więc WTF?
Jednocześnie, po zamknięciu rozprawy, okazuje się że parę godzin wcześniej próbowano powiadomić mnie telefonicznie o całej sytuacji, abym nie musiał jechać. Jednak nie odebrałem połączenia przychodzącego z nieznanego mi numeru.
Wydawać by się mogło, że "ludzki system", chciał mnie zawiadomić, że inny sąd zaskoczył ich dzisiajszego poranka, zaborem akt sprawy.
Tylko, że patrząc na procedury sądowe, to forma telefoniczna raczej mało jest właściwa. Dlaczego?
Wyobraźmy sobie jakąś sprawę sądową, w której zostaje wezwany na przesłuchanie, w trybie procesowym, Świadek. Obecność obowiązkowa.
Brak zeznań Świadka zamyka jednej ze stron możliwość poszerzenia dowodów w sprawie lub ich lepszego posadowienia w kontekście sprawy sądowej.
Dla mało doświadczonych przez los, krótki komentarz. Niestety w polskim prawie nie działają schematy pokazywane w serialach prawniczych. Gdzie prawnik podczas końcowej rozprawy wbiega na salę sądową i w geście zwycięstwa pokazuje kluczowy dowód dla sprawy.
W polskiej rzeczywistości dostarczenie dowodu w sprawie cywilnej, po złożeniu pozwu, może być odrzucone przez sędziego. Choćby nie wiadomo jak bardzo zależało na tym dowodzie którejś ze stron.
Z zeznaniami świadka to inna histora. Metoda "na świadka" często stosowana jest przez polskich adwokatów, aby do zestawu dowodowo-uzasadniającego wprowadzić treści, czy fakty, które nie zostały zawarte w pozwie. W ten sposób sąd pozbawiony jest możliwości odmowy przyjęcia "nowego dowodu" w sprawie.
Wróćmy do wezwania świadka na rozprawę. Przychodzi dzień rozprawy.
Z rana, w drodze (200km do sali rozpraw), Świadek otrzymuje telefon, gdzie rozmówca, miłym, dziewczęcym głosem mówi:
"Dzień Dobry, dzwonię z Sądu Rejonowego w XXXX, niestety muszę poinformować, że rozprawa w dniu dzisiejszym nie odbędzie się, ponieważ Sąd Okręgowy wypożyczył akta tej sprawy, tym samym nie ma możliwości, aby sędzia mógł kontynuować proces".
Wiarygodne? Ale czy prawdziwe?
Kto zagwarantuje Świadkowi, że to autentyczna informacja? Jeżeli nie stawi się na rozprawie, to sędzia nie zawsze będzie wzywał ponownie, w wielu procesach, po prostu pominie ten wątek w sprawie.
Powstaje zatem pytanie - jak udowodnić sądowi, że Świadek został celowo wprowadzony w błąd? Na przykład przez jakiegoś spryciarza, reprezentującego interesy drugiej strony.
Oczywiście każdy prawnik powie, że można się odwołać, spróbować ponownie wezwać świadka, itd. Pytanie czy sędzia będzie miał życzenie przekładać ponownie rozprawę?
Co w przypadkach, gdy sąd nałoży grzywnę za niestawiennictwo w wyznaczonym terminie? Jak udowodnić, że Świadek został świadomie wprowadzony w błąd?
Zadziwiające, że w XXI-wieku, gdzie adres e-mail oraz komunikacja przy wykorzystaniu poczty elektronicznej, mogą stanowić już dowód w sprawie, nie ma obowiązku podawania takiej informacji do akt sprawy.
Nawet posiadanie przeze mnie poświadczonego konta w ePUAP nie pozwala na wiarygodne powiadomienie mnie o zaistniałych okolicznościach.
Jednak cóż się dziwić. W większości sądów, za grube setki tysięcy złotych wdrożono systemy elektronicznej ewidencji rozpraw - eWOKANDA. Problem w tym, że w większości z tych sądów te systemy nie działają w ogóle, a informacje o miejscach rozpraw wywieszane są na każdej z sal w weresji papierowej.
Jedno jest pewne.
Obowiązuje prawo "Kolejności wykonywania działań": Sąd wyższej instancji ma wyższy priorytet nad sądami niższej instancji.
Tym samym nie ma problemu, aby jeden sąd mógł podprowadzić legalnie drugiemu sądowi akta toczącesj się sprawy - przy znanym terminie rozprawy.
Tylko niech szpitale nie uczą się od sądów, bo wtedy przy wyznaczonym terminie operacji chirurgicznej, anestezjolog otrzyma telefon "z nieznanego numeru", że zabieg w dniu dzisiejszym jest nieaktualny. Bo NFZ pożyczył sobie dokumentację medyczną do kontroli.