Dlaczego ta gęś tak się szarogęsi?
Łukasz Murawski
21 czerwca 2015, 18:05·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 21 czerwca 2015, 18:05Tytułowe pytanie brzmi jak z jakiejś historyjki dla dzieci. Czy gdyby gęś była marką, powinna rządzić
się samowolnie nie zwracając uwagi na innych, zaprowadzać własne porządki? Gęś nie jest taka
głupia, nawet jeśli jest szara i ten wstęp jest rzeczywiście wstępem do fascynującej historii,
aczkolwiek nie jest to bajka (choć zakończenia ma jak z bajki), tylko historia marki, która rzuciła
niesamowite wyzwanie swoim konkurentom.
Grey Goose (z ang. Szara Gęś) to produkowana i rozlewana we Francji, w regionie Cogniac, nazwa wódki.
Marka została wymyślona przez Sidneya Franka w 1997 roku. To, że jest to dzieło Sidney ma mniejsze znaczenie, niż to, że marka faktycznie została wymyślona, a w konsekwencji tegoż pomysłu sprzedana firmie Bacardi za 2 biliony dolarów. Goos Fraba [1], albo jak kto woli Goos Fraaaabaaa!
Jak to zrobiła zwykła Szara Gęś? Odpowiedź jest prosta. Miała pomysł na siebie. Skutecznie wykorzystała jeden z wyzwalaczy fascynacji, a mianowicie prestiż. Sidney Frank, człowiek z wizją, ustalił ceną swojego produktu na poziomie dwukrotnie przewyższającym ceny innych wódek. W dodatku zrobił to zanim powstało cokolwiek innego, tzn. zanim powstała butelka, nazwa, a nawet receptura tego trunku, który miał w przyszłości rzucić wyzwanie największym graczom, półce pełnej luksusowych alkoholi. Skąd taki pomysł? Zamiast prowadzić walkę na tej samej półce Frank stworzył zupełnie nową prestiżową kategorię i zmusił konkurencję do wysiłku, samemu szarogęsząc się.
The End.
Historia zza oceanu brzmi jak American Dream, ale wyłania się z niej ogólna prawda o tym, co zrobić, aby odnieść sukces. Zanim jednak zostanie Ci ona objawiona odpowiedz pytanie:
Co jest niezbędne do zbudowania silnej marki, a jednocześnie niewystarczające do tego, aby odnieść sukces rynkowy? (Odpowiedź znajdziesz w przypisie [2])
Z własnego doświadczenia wiem, że spora grupa rozpoczynających swoją historię przedsiębiorców uważa, że już samo posiadanie fantastycznego, często fascynującego (sic!) produktu jest wystarczające do tego, aby zawładnąć światem. Wtedy dochodzi do wstrząsu, bo nagle okazuje się, że o produkcie trzeba opowiedzieć, trzeba wywołać określone emocje, że ludzie najpierw kupują markę, czyli określony wizerunek będący konsekwencją wizji. Najpierw należy zafascynować odbiorcę i można to zrobić tak jak to zrobił Frank, który, nie oszukujmy się, wiedział, że będzie miał wysokiej jakości produkt. To jednak nie wystarczy do osiągnięcia sukcesu. W to, że jest to produkt lepszy musi uwierzyć odbiorca. Twórca Grey Goose wymyślił więc historię, która pozostawiła na szarym końcu konkurencję, ale to nie jest jedyny sposób i recepta na sukces. To, co jest istotne to, aby pamiętać, że dobry produkt jest niezbędny, ale nie wystarczy, żeby sobie kupić w przyszłości wybrany symbol awansu społecznego (np. auta, którego już sam dźwięk fascynuje przechodniów [3]). Gdyby ludzie kupowali prawdę, to w historii nie mielibyśmy przypadków absurdalnych, jak w XVII w. tulipomania, kiedy to za cebulkę odmiany Viceroy płacono kilkoma hektarami ziemi, a ten sam wizjoner Frank nie doprowadziłbym do spopularyzowania obrzydliwego niemieckiego ziołowego likieru o nazwie Jägermaister. Jeśli mówimy o wizji i budowaniu marki, to prawda nie ma znaczenia. Czasem jest ona wręcz niewygodna, ale o tym za chwilę. Załóżmy, dla dobra tego tekstu, że posiadamy lub posiadać będziemy dobry produkt, a więc rozczarowanie klienta nie zepsuje nam drogi do chwały.
Przed nami stworzenie wizji marki, czyli wyrazistego i konsekwentnie stosowanego „pomysłu na markę”, jej „kodu genetycznego”, który jasno określi, czym marka ma być dla konsumenta, jakie emocja ma wywoływać, z jaką korzyścią i wartościami ma się kojarzyć. To także w konsekwencji wyróżniający i kompletny Key Visual, czyli „główny motyw graficzny” (np. Szara Gęś, a w tle Alpy). Dobre marki mają nie tylko logo, ale właśnie kompletny system wizualny składający się z ikon, typografii, kolorów i układów (layoutów).
Marki, które chcą odnieść sukces na rynku, muszą także zafascynować odbiorcę. Wizję tego, kim lub czym chcemy być dla klienta możemy oprzeć na jednym z siedmiu wyzwalaczy fascynacji. Możemy wybrać pomiędzy pożądaniem, tajemniczością, niepokojem, prestiżem, władzą, rozpustą i zaufaniem. To oczywiście nie jest nowość, że aby być i mieć się lepiej trzeba fascynować, a nie być szarą myszką (bo szara gęś ma się dobrze). Na co dzień każdy z nas (i ty także) stosuje ww. wyzwalacze. Oczywiście możemy stosować dwa wyzwalacze jednocześnie. Cokolwiek lub ktokolwiek może fascynować. Coca-cola i jej tajemniczy składnik. Pożądanie wywoływane niegdyś przez pudełko czekoladek Godiva. Niepokojące fakty podawane przez organizacje charytatywne. Cesar Milan fascynujący władzą nad psami.
Czym ty będziesz fascynować? Jako właściciel restauracji z azjatyckimi potrawami możesz fascynować zaufaniem... Gdyby twój kucharz był rodowitym Chińczykiem na pewno byłoby to łatwiejsze. A co jeśli jest Francuzem (chociaż od urodzenia mieszkającym w Chinach)? Wtedy dla własnego dobra musisz skłamać. Właśnie dlatego prawda nie zawsze jest wygodna. Marka musi być wiarygodna, ale niekoniecznie musi być prawdziwa. Kucharz twojej restauracji (Francuz wychowany w Chinach) może być doskonałym Szefem, ale zaufanie do jakości potraw na jego wizerunku nie zbudujesz. Prawda?
Wszystko prawda, jeśli tworzymy markę firmę lub markę produktu. Wtedy niech Cię gęś kopnie, ale musisz opowiedzieć wiarygodną historię, obudzić emocje. A co jeśli prowadzisz działalność jednoosobową i twoja marka to ty w pełnej krasie? Twoja twarz to twoje logo przyczepione do Twojej myślącej głowy, która przez usta komunikuje korzyści dla odbiorcy. Twoje ciało i kończyny to Twój key visual. Czy w takim wypadku możemy wykorzystywać wyzwalacze fascynacji tak swobodnie, jak w przypadku marki firmy czy produktu? Możemy być nieprawdziwi i wiarygodni? Pewnie tak długo aż się nie zdemaskujemy.
„Budowanie marki osobistej ma wiele elementów wspólnych z tworzeniem marki produktu” – twierdzi
Anna Szubert, Strateg Personal Brandingu. „W jednym i drugim przypadku opieramy się na przemyślanej strategii. Zgoda, że marka musi wyzwalać emocje, bo tylko one zapadają w pamięć. W zasadzie bez emocji marka nie istnieje, jest tylko mniej lub bardziej doskonały produkt. A jakość, nawet doskonała, nie jest już wyróżnikiem marki, jest jego oczywistym elementem. Ok, to produkty, a jak jest z człowiekiem? Pierwsza różnica jest taka, że nie jesteśmy doskonali i nigdy nie będziemy. A nawet jeśli dojdziemy do etapu prawie doskonałości, to nasuwa się pytanie dla kogo? Dla każdego? Niestety nie. Jeśli odnosimy się do wyzwalacza fascynacji - to z marką osobistą jest podobnie. Aby marka rosła w siłę musi być pożądana, a to oznacza, że jest dla kogoś ważna, potrzebna, że ma na kogoś wpływ. Obserwujemy kogoś z daleka lub bliska i wiemy, że właśnie z tą osobą chcemy pracować i żadna cena tego nie zmieni. Bo właśnie ta, a nie inna osoba składa nam obietnicę wartości, której ufamy. Czyli zaufanie to podstawa. Nie możemy jednak posługiwać się kłamstwem zawodowym, bo utracimy wiarygodność.
Powiem więcej, nawet na niedoskonałościach można zbudować solidny fundament - na miksie wartości, z którymi nie idziemy na kompromis i niedoskonałościach, które dobrze komunikujemy. Patrząc na Łukasza Jakóbiaka [4] często podziwiam jego dystans do siebie, zwłaszcza dystans do własnej fizyczności, a konkretnie nosa. Czy niedoskonały nos może być doskonałym wyróżnikiem marki osobistej? Ależ tak! To nasze atrybuty zewnętrzne. Spójrzmy dalej - nasza osobowość, to dopiero jest wyzwanie. Istnieje doskonała osobowość? Nie istnieje, więc jej ukrywanie, maskowanie będzie nieautentyczne i niepotrzebne. A to kolejny atrybut silnej marki -autentyczność!
A sposób pisania, mówienia? Czy każdy musi być wielkim i doskonałym mówcą? Ludzi do siebie przyciągają emocje, ale zraża dokładnie to samo. Silne marki przyciągają ludzi bo komunikują prestiż, władzę czy autorytet. Silne marki przyciągają ludzi bo budzą szacunek. Silne marki przyciągają innych, bo fascynują. W budowaniu marki osobistej najważniejsza jest świadomość co czyni ją wyjątkową - może specyficznie wymawiane "r", dla jednych męcząca, dla innych fascynująca niedoskonałość; może powściągliwość w wyrażaniu emocji - ta prawdziwa będzie budziła tajemniczy niepokój. Ale wszystko sprowadza się do jednego mianownika - marka osobista jest silna jeśli jest autentyczna, spójna, charakterystyczna i ważna dla innych” - dodaje Anna.
Być znaczy fascynować. Dotyczy to zarówno marki firmy, produktu, jak i marki osobistej. Różnica jednak polega na tym, że w przypadku marki osobistej „pracujemy” z tym, w co wyposażyła nas natura, czyli z pewnym pomysłem natury na markę, a w przypadku marki firmy możemy tworzyć wizję od „czystej karty”. W pierwszym przypadku wykorzystujemy nasz własny potencjał i autentyczność, a w drugim potencjał naszego produktu i wiarygodność komunikatu dla odbiorcy.
1. Zwrot, którego Jack Nicholson użył jako mantry w filmie „Dwóch Gniewnych Ludzi”. Ponoć jest to także zwrot, którego używają Eskimosi kiedy chcą uspokoić swoje dzieci, a także kiedy chcą uprawiać sex. Co znaczy ten zwrot?
2. Odpowiedź brzmi: produkt.
3. Badania dowodzą, że dźwięk wydawany przez silnik samochodu marki Ferrari, Lamborghini czy Maserati powoduje, że u kobiet w ślinie odnotowuje się znaczy wzrost testosteronu. Może warto warczeć włoskim silnikiem :)
4. Łukasz Jakóbiak twórca i prowadzący internetowy talk – show 20 m2