Jedna z moich znajomych, znana profesor psychologii, podczas żywej dyskusji powiedziała mi kiedyś bardzo mądre zdanie: „To że nie widzimy psa ze skrzydłami nie dowodzi tego, że on nie istnieje. Dowodzi tylko tego, że aktualnie nie posiadamy odpowiednio wykształconych struktur poznawczych, które pozwoliłyby nam go zobaczyć”.
Twój start up jest trochę jak ten pies ze skrzydłami. Różnica polega na tym, że Twój start jest zauważalny, ale ludzie wcale nie chcą go widzieć. Społeczeństwo funkcjonuje zgodnie z zasadą konformizmu - utrzymywanie dotychczasowego status quo jest tym, co naoliwia mechanizm społeczeństwa.
Mówiąc wprost, nikt nie czeka na Twój start (up). Świat doskonale sobie dotychczas radził bez Ciebie i nie czuje potrzeby, aby cokolwiek zmieniać. Może to bolesna prawda, ale jeśli chcesz zarabiać pieniądze, to im szybciej sobie ją uświadomisz, tym lepiej. Fantastycznie, że masz fantastyczny produkt, wyjątkową usługę czy, Twoim zdaniem, wyjątkowy pomysł, który bez wątpienia zmieni Świat. Nikt jednak dzisiaj rano nie czekał na Twój start. Samo Twoje pojawienie się na rynku nie spowoduje, że Twój biznes będzie się kręcił i rozprzestrzeniał jak ogień.
Musisz sobie zasłużyć na uwagę (czytaj: earned media), ponieważ nie możesz (nie powinieneś) sobie pozwolić na fiasko. Większość z nas nie ma zdolności do absorbowania strat. Podobnie jak Starter w telefonie ma ograniczenia i w pewnym momencie nie będzie Cię już stać na rozmowę, tak i Ty pewnie startujesz nie tylko z obawami, ale i z ograniczeniami. Dobrze jeśli to są tylko ograniczenie budżetowe, na które często nie mamy wpływu. Gorzej jeśli mamy budżet, ale nie wiemy co zrobić, aby ktoś nas zauważył. Wtedy popełniamy kardynalne błędy i tracimy podwójnie: pieniądze i szansę na sukces (a więc na więcej pieniędzy).
Sukces startu jest zatem czymś istotnym, bo rzeczywiście może się okazać, że Twój pomysł zmieni życie setek ludzi. Niestety w wielu przypadkach samo pojawienia się alternatywy nie powoduje, że klienci będą akurat do Ciebie walić drzwiami i oknami. Przyczyną śmierci śmiałych przedsięwzięć jest często myślenie, że wciąż jesteśmy w erze przedmarketingowej i że bazowanie na intuicji oraz testowanie empiryczne zastąpi dorobek tak wielkich ludzi reklamy, jak Claude Hopkins. Musisz wiedzieć, że pewne efekty wywołują określone reakcje, że kolor ma znaczenie i for font sake musisz dbać o wizualną poprawność. Warto też pamiętać o tym, że zamiast wmuszać w konsumentów informacje o Tobie i Twojej firmie, lepiej stworzyć samonapędzającą się machinę marketingową.
Na samym początku mojej przygody z marketingiem inna profesor psychologii klinicznej, Tatiana Klonowicz, zapytała nas studentów czy wiemy czym się różni szczur od studenta. Cóż za głupie pytanie. Wszystkim się różni, a w zasadzie w niczym studenta nie przypomina. Profesor była jednak innego zdania. Szczur od studenta różni się tym, że się nie spóźnia.
Parafrazując, startup odnoszący sukces jest jak szczur. Startup musi wykorzystywać szanse i nigdy się nie spóźniać. Startup powinien znać podstawy myślenia marketingowego, ale specyfika sytuacji w jakiej się znajduje nie pozwala mu na czekanie i wykorzystywanie tradycyjnych metod promocji.
Startupowiec dbający o wzrost biznesu to połączenie hakera, który wykorzystuje nowe narzędzia komunikacji, kowboja, który konsekwentnie branduje swoje bydło oraz showmana, który zaprasza na premierę swojego numeru. Brzmi jak dobra zabawa?
PS: Tekst pochodzi z książki Startup Manual, którą miałem przyjemność współtworzyć.