Jakiś czas temu wysłałem mailing zatytułowany „Życzę Ci abyś umarł… pusty”.
Fakt, zszokowałem nim kilkadziesiąt osób, które dały mi jasno do zrozumienia, że nie życzą sobie takich wiadomości.
ALE oni zatrzymali się jedynie na temacie i nie poszli poziom głębiej celem zrozumienia co autor miał na myśli.
Mam dziesiątki pomysłów i frustrowało mnie to, że nie starczy mi życia aby je wszystkie zrealizować. Zacząłem szukać sposobów, strategii działania, która pozwoli zwiększyć moją „przepustowość”.
Natknąłem się na filozofię „die empty”, która w dużym skrócie polega na tym, aby na końcu swych dni, mieć poczucie tego, że we mnie- w moim sercu i umyśle, nie ma żadnego pomysłu, który chciałem zrealizować ale nie zdążyłem lub po prostu nie miałem zasobów aby go zrealizować.
Dlatego stosuję dwa podejścia do pomysłów:
1. mam pomysł to go realizuję, od tak, po prostu, bez zastanawiania się czy powinienem, albo czy wypada ;)
2. mam pomysł, ale go nie realizuję (bo np. zajmuję się czymś innym) to przekazuję go dalej.
Pierwsza strategia super prosta i nie będę się nad nią teraz rozpisywał.
Druga zaś bardziej kontrowersyjna.
Mam pomysł/kontakt/klienta/rekomendację/zasób, którego wiem, że nie wykorzystam to oddaję dalej, za free, albo za 39zł w postaci np. książki.
Dzięki filozofii „die empty” zacząłem tworzyć książki, organizować darmowe webinary, prowadzić bardzo angażujące mnie grupy mastermindowe.
A wszystko to, abym mógł… umrzeć pusty, czego i Wam życzę :)