TTIP – o co w zasadzie chodzi i czy jest się czego bać?
Marek Porzeżyński
29 września 2015, 08:15·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 września 2015, 08:15Co to w zasadzie jest TTIP? Co kryje się za tym tajemniczym skrótem? Dlaczego powstaje tyle form sprzeciwu wobec czegoś, o czym w zasadzie niewiele wiadomo? Czy rzeczywiście jest czym straszyć? Postaram się przybliżyć podstawowe aspekty Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji, które powinny dać odpowiedź na postawione powyżej pytania i zaznajomić zainteresowanych, oraz inne osoby chcące aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym w zakresie sporu o TTIP.
TTIP to umowa pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi Ameryki, a dokładniej umowa o wolnym handlu. Nie jest to pierwsza umowa tego typu. UE zawierała już wiele podobnych porozumień, o których nie było jednak tak głośno. Jest to spowodowane w głównej mierze faktem, że żadna z umów, które bezpośrednio mogą dotyczyć Europejczyków nie była negocjowana w takiej tajemnicy. Najlepiej to zobrazować faktem, że formalne negocjacje trwają od 17 czerwca 2013 r. czyli już ponad dwa lata, a opinia publiczna nadal nie wie o co chodzi, o ile w ogóle słyszała o TTIP.
Na stronie Ministerstwa Gospodarki możemy odnaleźć informacje, że „głównym celem TTIP jest przede wszystkim dalsza liberalizacja dostępu do rynków wewnętrznych, niwelowanie barier inwestycyjnych poprzez lepsze regulacje, eliminacja ceł we wzajemnym handlu oraz niwelowanie kosztownych barier pozataryfowych. Umowa między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską dąży również do obniżenia kosztów różnic w przepisach i standardach poprzez promowanie większej zgodności, przejrzystości i współpracy, przy zachowaniu wysokiego poziomu ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i ochrony środowiska. Ma też promować globalną konkurencyjności małych i średnich przedsiębiorstw, a także dbać o poprawę dostępu do rynku usług.” Dodatkowo podaje się, że w wyniku podpisania TTIP znacznie polepszy się stan gospodarki UE (szacunkowo na poziomie 119 mld eur. rocznie) i wpłynie pozytywnie na ekonomie obu stron umowy.
Skąd więc tyle sprzeciwu?
Wszystkie te postulaty i szacunki brzmią fantastycznie i tylko głupiec chciałby prostestować przeciwko polepszeniu stanu gospodarki. Opór jest jednak znaczny. Petycję w sprawie zaprzestania negocjacji z USA w sprawie transatlantyckiego partnerstwa w sprawie handlu i inwestycji (TTIP) i do nieratyfikowania umowy gospodarczo-handlowej (CETA) z Kanadą podpisało już ok. 3 mln obywateli krajów Unii Europejskiej. Z tego względu warto przyjrzeć się pewnym aspektom przedmiotowej umowy (zdecydowanie nie są to wszystkie elementy podnoszone przez sprzeciwiających się, jak również nie są to argumenty najważniejsze), które mogą wpływać na jej negatywny odbiór i budzić sprzeciw.
1) Podpisanie TTIP wprowadzi ACTA.
ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) to kolejny przypadek mistycznej umowy, o której niewiele osób wie, a jeszcze mniej ją w ogóle czytało. Faktem jest jednak, że przepisy wprowadzane w ACTA należało oceniać negatywnie i dzięki społecznemu oporowi nie doszła do skutku. Strach przed wprowadzeniem pod przykrywką TTIP postanowień ACTA jest całkiem racjonalny i wynika z prób dokonania takiego zabiegu w umowie pomiędzy UE a Kanadą. Po fiasku tamtego przedsięwzięcia nie zdecydowano się jednak na kolejną próbę i tym razem nie trzeba się tego obawiać (przynajmniej w obecnym kształcie).
2) Żywność genetycznie modyfikowana (GMO).
Obawy podsycane przez działaczy pro-ekologicznych w całej Europie wynikająca z faktu, że Unijne przepisy wydają się być zdecydowanie bardziej restrykcyjne w tej materii od przepisów USA. Nie wydaje się jednak aby sama umowa TTIP miała jakikolwiek wpływ na kwestie możliwości wprowadzenia na rynek żywności genetycznie modyfikowanej. Każdy kraj UE ma swoje odrębne przepisy regulujące przedmiotową kwestię dlatego TTIP w chwili obecnej nie powinno mieć żadnego wpływu na zmianę regulacji państwowych w zakresie GMO.
3) Brak jawności i znikoma ilość informacji.
Ten element budzi największe zastrzeżenia i obawy. Jest to całkiem racjonalna postawa gdyż obawiamy się tego, co jest przed nami ukrywane i negocjowane bez stosownej ilości informacji. Fakt ten tłumaczy się powszechnie ważnymi informacjami poufnymi, które wymagają odpowiedniego zabezpieczenia przed wyciekiem. Nie zmienia to jednak faktu, że w innych przypadkach negocjacji środki zapewnienia poufności nie były tak szczelne jak przy negocjacjach TTIP. W mojej opinii przez pryzmat utajnienia wszelkich negocjacji i podawania do opinii publicznej jedynie śladowych lub bardzo ogólnych informacji budzi nastroje niepokoju, a w konsekwencji oporu. Nie powinno to nikogo zadziwiać i prywatnie sam jestem przeciwnikiem tak tajnych rozmów w kwestiach mających wpływ na dużą część społeczeństwa.
Oprócz powyższych elementów, które zostały wyróżnione ze względu na fakt ich największej powszechności w środkach przekazu, podkreśla się również wiele innych powodów do obaw przed TTIP. W szczególności należy przywołać tezę, że „Wolny handel sprzyja silnym. Jeśli słabe kraje godzą się na niesprzyjające im warunki, to same stawiają się w niekorzystnym podziale pracy” wygłoszone przez prof. Leokadia Oręziak (SGH). Można również napotkać głosy przeciwne. W chwili obecnej nie wiem, z którą stroną się zgodzić gdyż posiadam za mało informacji dla całościowej oceny efektów regulacji. Na stronach Komisji Europejskiej zamieszczono
dokument traktujący o wpływie TTIP na małe i średnie przedsiębiorstwa. Całość dokumentu w tym zakresie to trochę ponad jedna strona, w które nie sposób doszukać się jakichkolwiek odniesień do konkretnych postanowień, a jedynie cele postawione przed TTIP. Pozostało jedynie wyrazić nadzieję, że przy okazji kolejnego wpisu w tym zakresie będzie istniał dostęp do całości przebiegu negocjacji i ostatecznej wersji umowy.