Googlowanie nie takie oczywiste?
Marek Porzeżyński
08 czerwca 2017, 09:57·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 czerwca 2017, 09:57Jak czegoś nie wiem to googluję... Żyjemy w takich czasach, że wygooglować można wszystko. Bez znaczenia pozostaje czy chcę się dowiedzieć czegoś konkretnego, czy nie wiem nawet czego poszukuję. Zazwyczaj, po mniejszej lub większej ilości zmian zapytania ostatecznie dowiaduję się też wielu innych rzeczy, o których istnienia nie miałem pojęcia. Brzmi znajomo?
Jeżeli poprzedni akapit był dla Ciebie w pełni zrozumiały i wydawał się znajomy to znaczy, że podobnie do mnie, nie masz wątpliwości co oznacza termin „googlować”. Choć jest to w tym kontekście zupełnie oczywiste, to może mieć istotne znaczenie dla obrotu gospodarczego. Znaki towarowe bowiem muszą posiadać zdolność odróżniającą tzn. pozwalać na odróżnienie produktów lub usług jednego podmiotu od innego. Jest to jedna z ich najważniejszych właściwości. Z niełatwym zadaniem rozstrzygnięcia, czy Google to nadal znak towarowy posiadający zdolność odróżniającą mierzyły się
sądy w USA. Okazało się jednak, że w tym konkretnym przypadku odpowiedź nie była już tak oczywista, jak sugerowana na początku tego akapitu.
To już nie pogoogluję?
Nie! Oczywiście, że takie znaczenie tego pojęcia jest obecnie uznawane i nie budzi sprzeciwu. Sąd postawił jednak nacisk na zupełnie inny aspekt. Wskazano bowiem, że używając tego terminu w miejsce potocznego „wyszukiwania” nie mamy na myśli jakiegokolwiek aktu ale jedynie tego konkretnego poszukiwania przy wykorzystaniu zasobów internetu i za pomocą silnika wyszukiwarki dostarczonego przez konkretny podmiot. Zdaniem sądu, które zdecydowanie podzielam, nie mówimy o googlowaniu odnosząc się do wyszukiwania za pomocą silnika Bing (silnik wyszukiwania dostarczany przez Microsoft). Co nie budzi również żadnych kontrowersji - nie odnosimy się również do przeszukania starej komody. Chodzi zatem jedynie o skorzystanie z pewnego produktu i w tym celu użycia jego nazwy.
Co z adidasami?
Nie jest to oczywiście ani pierwszy, ani jedyny przypadek kiedy pewna nazwa własna wchodzi do potocznego użycia. Podobnym przykładem mogą być wspomniane adidasy, których użycie w porównaniu do googlowania, jest już w chwili obecnej zdecydowanie szersze gdyż częstokroć odnosimy się w ten sposób do obuwia różnych marek.
Gdy boli nas głowa to bierzemy… oczywiście aspirynę. Aspiryna niegdyś była znakiem towarowym. Posiadała zatem zdolność odróżniającą, która pozwala na rejestrację danego oznaczenia (np. logotypu lub nazwy) w charakterze znaku towarowego. Jej właściciel jednak ostatecznie przegrał walkę z upowszechnieniem swojej nazwy, w odróżnieniu do cały czas walczącego producenta obuwia.
Przykłady można mnożyć, a niektóre mogą być nie małym zaskoczeniem. Niewielu bowiem zdaje sobie sprawę, że podobną drogę w ewolucji języka przebył termos. W przypadku tego ostatniego nie mamy już chyba żadnych wątpliwości, że nazwa będąca niegdyś znakiem towarowym weszła do powszechnego użycia. Jak bowiem inaczej określić… no właśnie… termos?