"Mam nadzieję, że dorośli będą opiekować się światem wystarczająco długo, aby dać nam naszą szansę."; Hej! Jak zabijemy dziś nasz projekt ?"; "Potrzebujemy więcej odwagi drag queens i astronautów,"; "Prawdziwe buczenie to radość”. Tak mówili na konferencji inaugurującej TED2016.
Po raz pierwszy można było obejrzeć wykład inauguracyjny TED w kinie. Miliony ludzi usiadło przed dużym ekranem, by obejrzeć retransmisję z wyjątkowej konferencji TED2016 z Vancouver. Byłam i wierzcie mi - nikt nie zajadał się popcornem. Było sporo o technologii, która może zrewolucjonizować życie człowieka i zmienić przyszłość naszej planety. Nie zabrakło też gorzkich słów o kondycji człowieka w dzisiejszym świecie. A było mniej więcej tak.
Sesję rozpoczęła przemowa „przyszłego pokolenia”, ponieważ na mównicę wkroczyła 10-latka Ishita Katyal. Ta młoda, hinduska pisarka wypowiedziała się w imieniu dzieci tego świata. Prosiła, by dorośli zamiast zadawać pytanie –kim chcesz być w przyszłości? – zainteresowali się, co taki malec chciałaby robić teraz. Dziewczynka podkreślała, że jej rówieśnicy nie są traktowani poważnie, a przecież rozumieją i odczuwają strach przed głodem, wojnami, brakiem dostępu do edukacji. Jej marzeniem jest, aby ludzie pomyśleli 10 razy zanim podniosą czesne w szkołach, 100 razy zanim zdecydują się pójść na wojnę z innym krajem, 1000 razy zanim zmarnują żywności oraz wodę i 10000 razy dłużej zanim odbiorą najmłodszym ich prawo do dzieciństwo. Prosiła, by dorośli zaopiekowali się naszą planetą i tym samym dali szansę jej pokoleniu na korzystanie z dóbr Ziemi.
Kolejnym mówcą był Astro Teller, szef X (dawnego Google X), który wraz ze swoim zespołem realizuje najśmielsze wynalazki rewolucjonizujące życie człowieka. "Cześć, jaki projekt dzisiaj odrzucimy?". To jego codzienne pytanie po przekroczeniu drzwi biura. Zdaje sobie bowiem sprawę, że większość pomysłów nie zostanie nigdy zrealizowanych w wyniku konfrontacji z rzeczywistością. Trzeba jednak próbować dalej i po porażce szukać nowych idei. Zresztą Teller nie nazywa tego porażką, a managerowie - którzy zakwestionowali wiele pomysłów - dostali u niego awans. Nie powiódł się pomysł automatycznego auta czy wertykalnej farmy, ale może uda się zrealizować ostatni projekt dotarcia z zasięgiem internetowym do 4 miliardów ludzi pozbawionych obecnie takiej możliwości. Jak mówi, pomimo usilnych starań nie udało im się na razie zabić tego projektu. Może więc tak duża populacja świata będzie miała dostęp do informacji, a tym samym poprawi swoją jakość życia? Podkreśla, że "entuzjastyczne sceptycyzm nie jest wrogiem bezgranicznego optymizmu. To jest doskonały partner optymizmu".
Następnie na scenę wkroczył Riccardo Sabatini wraz ze 175 księgami, w których rozpisane jest ludzkie DNA. Na 260 tysiącach stron drobnym maczkiem ukryte są zagadki naszego genotypu. Przyznaje, że na razie poznaliśmy tylko 2% z tego kodu. To wystarczy na rozpoznanie niektórych chorób, przewidywanie wzrostu, wagi, a nawet wieku badanego. Jest jeszcze dużo pracy w odkrywaniu „kodu życia”, ale docelowo możliwe będzie zindywidualizowanie opieki medycznej człowieka.
Później pojawiał się aktywista Dan Pallotta, tłumacząc dlaczego powinniśmy mieć odwagę na miarę drag queens i astronautów. Ci pierwsi wychodzili na ulicę demonstrując swoją odmienność, wspierając walkę z AIDS lub rakiem piersi w czasach, kiedy było to dla nich bardzo ryzykowne. Wspomina również, jak mając 8 lat oglądał z zafascynowaniem lądowanie człowieka na księżycu. Teraz jednak już wie, że ogromna większość astronautów zapłaciła wysoką cenę za swój udział w podboju kosmosu w postaci rozwodów, alkoholizmu, depresji. Przedstawił na wykresach, jak wysoko szybuje rozwój technologiczny i dostępy do informacji przy jednoczesnym pełzającym poziomie funkcjonowania relacji międzyludzkich i niskim stopniu odczuwania przez nas radości. Pallotta wysłał w świat wiadomość, że równolegle do postępu technologicznego musimy zadbać o rozwój naszego człowieczeństwa. Pozwolić sobie na work-life balance, odkrywania naszego potencjału, beztroską radość i miłość.
W podobnym tonie wybrzmiała ostatnia mówczyni - Shonda Rhimes - pisarka scenariuszy do popularnych seriali "Chirurgów", "Skandalu" i "Sposobu na morderstwo". Przestrzegała przed wypaleniem zawodowym spowodowanym natłokiem pracy i zapomnieniem, czym jest beztroska zabawa oraz miłość. Wcześniej towarzyszyło jej zawsze buczenie, nakręcające do realizacji jej najskrytszych celów. Uwielbiała swoją pracę i ten radosny szum, przypominający - że wszystko jest możliwe. Jednak z czasem on zniknął, bo na jego miejscu pojawiła się frustracja i zmęczenie. Powrócił dopiero za sprawą zabawy z córkami, bo jak sama Rhimes podkreśla „czy to będzie zabawa z dziećmi, spotkanie z przyjaciółmi, czytanie książek lub wpatrywanie się w przestrzeń - to naprawdę jest ważne, aby czerpać radość z prostych rzeczy, które czynią nasze życie wartościowym”. Namawiała, aby za jej przykładem nauczyć się mówić TAK. Nie odmawiać automatycznie ze względu na brak czasu, lenistwo czy strach. Próbować się temu sprzeciwiać poprzez zwykłe mówieni ‘zrobię to’, ‘spróbuję’. Przekonuje, że warto!
Po ostatniej części artystycznej kurtyna opada. W sali kinowej zapada cisza. Po raz kolejny TED zmusił do myślenia. Refleksji nad przyszłością, która ma nam wiele do zaoferowania. Świat może być lepszy, ale to zależy głównie od nas. Bo choć żyjemy w czasach niepohamowanego postępu technologicznego i wielu możliwości, to towarzyszy temu alienacja jednostki, pracoholizm, bezkresne zużywanie ograniczonych zsobów naturalnych, głód. Z wielu ust usłyszeliśmy przestrogę, żeby w tym wirującym świecie nie zatracić siebie, relacji z najbliższymi i radości z życia. Polecam to przemyśleć.