Zachowujemy się, jak na Titanicu. Orkiestra gra, my tańczymy - choć za chwilę statek pójdzie na dno. Bo jak inaczej ująć naszą obojętność na rabunkową działalność człowieka i zmiany klimatyczne? Skrajnie upalne lata, łagodne zimy, smog w miastach i wszechobecne kataklizmy wdzierają się w naszą codzienność. Czy aż tak jesteśmy nieprzytomni, by tego nie zauważać?
Mam ścisk w żołądku, kiedy myślę o przyszłości. Może naszemu pokoleniu uda się przetrwać na tej planecie bez większych katastrof (czytaj kataklizmów naturalnych i wojny o surowce mineralne albo wodę), ale czy mój Junior będzie miał tyle szczęścia? W tym roku odnotowaliśmy najcieplejszą zimę od ponad 130 lat w skali całego świata. Zeszłoroczne lato natomiast było najgorętsze w historii, tj. od momentu pobierania stałych pomiarów meteorologicznych. Nie dziwi zatem, że na świecie zanikają lodowce. Ich topnienie nie tylko niebezpiecznie podwyższa poziom wody w oceanach – co powoduje wdzieranie się jej na ląd i zatapianie nadmorskich miejscowości. Przede wszystkim jednak przyczynia się do kurczenie naszych rezerw wody słodkiej. W lodowcach znajduje się 75% pitnej wody na świecie, którą czerpie z rzek i jezior obecnie aż 2,5 miliarda ludzi. Jeżeli pozwolimy im tak szybko topnąć, nasze zapasy przeciekną niekontrolowanie do mórz i oceanów. A to, że powinniśmy być bardzo przeczuleni w tym temacie potęguje fakt nadmiernej wycinki lasów, który zmniejsza ilość opadów. Co sekundę na świecie wycina się las wielkości boiska piłkarskiego. Dla węgla, gazu, ropy, miedzi, cynku, etc. To stanowi poważny problem nie tylko dla wielu milionów ludzi korzystających z wody deszczowej w swoich gospodarstwach domowych, ale także dla wyginających w ten sposób wielu gatunków zwierząt – często bardzo istotnych dla naszego ekosystemu. W konsekwencji jest susza i brak plonów, co zmusza ludzi do poszukiwania swojego szczęścia w przeludnionych miastach. A tam zazwyczaj znajdują tylko biedę, izolację. Stają się łatwo ofiarą radykalizmu, często prowadzącą do patologii i dyktatur. Prześladowani muszą ponownie migrować. Dalej. Do innych państw, na inne kontynenty. Czy nie brzmi to znajomo?
Z drugiej strony upały przynoszą gwałtowne i bardzo intensywne deszcze, które potrafią wylać wodę z koryt rzek. Nagrzane tafle oceanów pobudzają huragany- o których jakoś słychać ostatnio coraz częściej. Mamy jeszcze więcej aut, ale przede wszystkim jeszcze WIĘKSZE auta. Usłyszałam ostatnio, że ten kto ma duży silnik wspiera terroryzm. Taki gorzki żart. W Norwegii ludziom wstyd się przyznać, że posiadają samochody. Natomiast we Wrocławiu lub Krakowie mieszanka spalin samochodowych i emisji kotłowni węglowych zmusza mieszkańców do chodzenia w maskach chroniących przed coraz częstszym smogiem. Może niedługo będę musiała chronić Juniora przed astmą i niewydolnością płuc trzymając go w domu - jak to się już dzieje w Chinach. I co, nadal chcesz udawać, że problem nas nie dotyczy?
Alarmujące światełko się nie zapaliło? Chcesz się beztrosko bawić na Titanicu i udawać, że nie widzisz jak zmierzamy ku katastrofie? A może to wszystko brzmi, jak Armagedon i wypycha Cię z Twojej strefy komfortu. Dzisiaj już nie ma czasu na kompromis - trzeba bić na alarm, by nie przegapić momentu, kiedy da się jeszcze to wszystko naprawić. Pomyśl, ile wody dziennie tracisz niepotrzebnie. Czy przekładasz jazdę autem w pojedynkę nad transportem publicznym? Jak wygląda Twoja segregacja śmieci, używanie plastikowych jednorazówek, gaszenie światła w pustym pokoju. Rozliczaj Państwo za działania na rzecz ochrony środowiska i tym samym ochrony naszego życia i naszych bliskich! Bądź świadom.
PS. Tylko jak czytałeś ten tekst, wycięto drzewa o wielkości 200 piłkarskich boisk…