
Prawie w każdym startupie, prędzej czy później pojawia się temat opcji. Często założyciele rozmawiają o nim już na etapie pomysłu i kształtowania się pierwszego zespołu. Wynika to zwykle z tego, że jedna lub dwie osoby są „spiritus movens” projektu i dobierając kolejne osoby do zespołu wolą proponować im nie udziały teraz, ale raczej w przyszłości. W praktyce taka „przyszłość” nadchodzi bardzo szybko, i po kilku miesiącach zespół i pierwsze „cap-table” startupu jest wstępnie określone. Ale temat programu opcyjnego wraca, zwykle przy okazji otwierania rozmów z inwestorem. Niestety mam wrażenie, że większość startupowców (i zaskakująco wielu inwestorów) czerpie wiedze o programach opcyjnych z serialu Silicon Valley. Co jest równie sensowne jak uczenie się medycyny z serialu Dr. House.
Zanim zaczniemy dzielić skórę na niedźwiedziu warto przypomnieć sobie po co właściwie program opcyjny. Podstawowe funkcje programów opcyjnych to:
• Nagroda – za dotychczasową pracę i wkład
• Motywacja – do dalszej pracy
• Lojalizacja – minimalizuje chęć do zmiany tej pracy, np. tylko z powodu trochę wyższej pensji.
• Rekrutacja – łatwiej jest pozyskać dobrych ludzi z góry definiując dla nich jasny udział we wzroście wartości firmy.
O programie opcyjnym warto pomyśleć już na samym początku. Nie ma sensu jednak rozpisywanie jego struktury, planowanie terminów, vestingu, i innych zasad. Na wczesnym etapie, często jeszcze przed założeniem spółki warto uzgodnić w gronie założycieli, że taki program będzie, jaka cześć „założycielskiej” puli udziałów na niego zostanie przeznaczona i umówić się na kolejny etap jego doprecyzowania gdy biznes zacznie nabierać kształtów. Ustalenia takie można wpisać do „founders agreement” wraz z pozostałymi kluczowymi zasadami i ustaleniami założycieli i zająć się realizacją projektu.
Jak w praktyce ma działać program opcyjny? Nie ma uniwersalnego rozwiązania pasującego do każdej branży, firmy czy sytuacji. Często kluczowa jest też kultura organizacyjna jaka w danej firmie panuje lub jest kształtowana przez zarząd. Poniżej kilka przedstawię kilka możliwych konstrukcji i pare uniwersalnych rad.
Program w zamiarze wykorzystujący całą pulę przeznaczona na program opcyjny, ale rozkładający to w czasie i na wszystkich pracowników. Opierając się na planowych wzrostach zatrudnienia i generalnie strategii biznesu, tworzymy macierzową strukturę, w której w zależności od poziomu „zaszeregowania” pracownika (manager, ekspert, junior) oraz „kohorty” w której przyszedł do firmy. Pierwsi pracownicy zwykle najwięcej ryzykują, więc mają wyższe pule udziałów, kolejni niższe itd. Dla wszystkich jest jeden regulamin, jeden zbiór zasad dotyczących vestingu (nabywania opcji w czasie), zasad związanych z ich realizacją, sprzedażą, odkupem itd. Taki model programu opcyjnego zalecam jedynie w przypadku bardzo świadomych i dojrzałych zarządzających.
Tutaj w odróżnieniu od pierwszego przykładu nie ma żadnych z góry narzuconych zasad mówiących o tym kto i ile opcji dostanie. Decyzje o zaproszeniu do programu podejmuje zarząd i pule ustala wyłącznie z zainteresowanym. To co jest wspólne dla wszystkich beneficjentów to regulamin i umowa przystąpienia, w których regulujemy zasady wspólne – jak w przykładzie powyżej.
Czyli program opcyjny dotyczący jedynie managerów. Może być skonstruowany bardzo przewidywalnie, jak w pierwszym przykładzie albo bardziej elastycznie. Czasami w przypadku programów dedykowanych managerom dodatkowym kryterium przyznania opcji, poza upływem czasu zatrudnienia, jest jakość ich pracy wyrażona w ustalonych KPI, zarówno ogólnofirmowych jaki i bezpośrednio związanych z danym stanowiskiem.
