Reklama.
Wydaje się, że popularne sposoby zarządzania polskimi uniwersytetami nie dają szans na uczynienie z uczelni dobrych organizacji. Ani dotychczasowa quasi-kolegialność oparta de facto na sile niedemokratycznej hierarchii, ani propozycje nowej ustawy z jednej strony czerpiące z metod wziętych żywcem ze światowego biznesu z lat 80. (lean management, performance management itd.), a z drugiej centralizujące władzę nie trafiają w sedno odpowiedzi na pytanie o dobrze zarządzany uniwersytet. Jak pokazuje historia organizacji - modne, racjonalne i ilościowe metody zarządzania działają tak samo nieefektywnie jak autorytarne style kierowania: nie idą w parze z satysfakcją i zadowoleniem pracowników i w dłuższej perspektywie psują organizację od środka.
Jak zatem sprawnie zarządzać uczelnią? Może warto zainspirować się zespołem jazzowym, w którym wszyscy muzycy na scenie włączeni są w proces zarządzania, gdzie rola przywódcy się non stop zmienia i gdzie nie mają znaczenia hierarchia, stopnie i tytuły, a jedynie kompetencje i wiedza? Wspólna improwizacja ludzi kompetentnych, potrafiących razem rozwiązywać problemy, umiejących się porozumieć i reagować w zależności od przebiegu sytuacji: czy nie takiego uniwersytetu chcemy?
Tylko czy potrafimy sobie zaufać?