Zgadzam się z Karolem Zielińskim, który w swoim tekście na InnPoland pisze ,że „W dzisiejszych czasach - bezustannych pitchów, konkursów, eventów, co-worków, meetupów, startupowych ekosystemów - powoli wszyscy zapominamy, czym tak naprawdę startup w ogóle jest. I czym ma być. A ma być biznesem. Biznesem zarabiającym pieniądze". Nie sposób się nie zgodzić. Może więc moje pytanie nie powinno brzmieć, „po co startupowi misja?”, ale PO CO BIZNESOWI MISJA?
Na każdy element biznesu można patrzeć przez pryzmat wskaźników finansowych. Pozornie więc misja niespecjalnie wpisuje się w arkusze księgowe. W końcu startup to firma, a firma ma zarabiać pieniądze. A jeśli ma zarabiać pieniądze, to ważny jest obrót, koszty i zysk. Jak największy zysk. Po co więc misja? Może to tylko taki kwiatek do kożucha, o którym chętnie gadają marketingowcy i brandingowcy, a który w rzeczywistości nic nie wnosi. W końcu firmy są po to, by zarabiać, a nie zbawiać świat. Po co więc akcentować w biznesowej rzeczywistości misję? Właśnie po to, aby zarabiać pieniądze.
Misja, czyli dlaczego robimy to co robimy Simon Sinek to facet, którego w zasadzie nie trzeba przedstawiać. Jego wystąpienie podczas TED miało już ponad 23 miliony wyświetleń. Jego książka Start With Why jest bestsellerem. Wszystko o czym mówi, to po prostu motywacja i misja. No dobrze, trochę uprościłem. Simon Sinek ma prosty lecz skuteczny model dla inspirującego przywództwa, mający swój początek w teorii złotego kręgu i pytania "dlaczego?" Jako przykład podczas swojej popularnej prezentacji przytacza firmę Apple (Think Different), Martina Luther Kinga (I have a dream) oraz braci Wright (tych od latania). Jako kontrapunkt firmę TiVo, która (do momentu niedawnego zwycięstwa w sądzie, które potroiło cenę jej akcji) zmagała się z trudnościami. Za pomocą tych studiów przypadków Sinek udowadnia swoją tezę – ludzie rezonują z tymi firmami, które wiedzą DLACZEGO coś robią. Nie tylko zresztą z firmami. Z ludźmi także. Nie będę tu jeszcze raz analizował teorii Sineka. Po pierwsze – zgadzam się z nią. Po drugie jest dość prosta – nasz układ limbiczny, ciało migdałowate i te obszary mózgu, które są odpowiedzialne za emocjonalne tworzenie więzi świetnie rezonują z misją zawartą w odpowiedzi na pytanie DLACZEGO.
Kasa jako skutek uboczny
Biznes musi zarabiać, ale manifestowanie, że to co robimy, robimy dla kasy nie jest czymś, co nasi klienci chcą słyszeć. Jasne, że podejrzewają, że zarabiamy świadcząc usługi i produkty, ale przede wszystkim chcą wierzyć, że im pomagamy rozwiązywać ich problemy i spełniać ich marzenia. Kasa to skutek uboczny „zbawiania świata”. Nic nie poradzimy na to, że w czasach naprawdę wytężonej konkurencji po prostu lepiej mieć wiarygodną misję, która lepiej sprzedaje nasze wartości, z którymi mogą identyfikować się klienci. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich produktów i wszystkich usług. Manifestowanie misji sprzedawcy koperku może… nie mieć sensu, ale jeśli mamy już dwóch sprzedawców obok siebie i jeden tylko sprzedaje, a drugi sprzedaje i robi wszystko żebyśmy dobrze się odżywiali koperkiem z polskich upraw, to są szanse, że kupimy u tego drugiego. Zwłaszcza jeśli różnice w cenie będą minimalne. Zresztą Apple całą swoją polityką udowodniło, że ceny mogą być znacznie wyższe. A klient przekonany, że „myśli inaczej” i że jest wyjątkowy, bo „podważa istniejące status quo” może zapłacić więcej.
Prawda, cała prawda i g…no prawda
Poza tym, że świetnie identyfikujemy realną motywację wspartą misją, to świetnie też potrafimy wytropić kłamstwo. I misje pisane na kolanie, niespójne z działaniami są po prostu do niczego. Dlatego pisanie misji warto zacząć dokładnie od zastanowienia się dlaczego robimy to co robimy. Ja pomagam przedsiębiorcom tworzyć sensowne i proste komunikaty. Dlaczego? Bo zbyt dużo dobrych projektów przepadło z powodu fatalnej komunikacji. Po angielsku (tak, mam też anglojęzycznych klientów) brzmi to tak: I help entrepreneurs and companies hone their message and communicate ideas. I to jest prawda. Misja ma być prawdziwa i prosta. Komunikat im prostszy tym bardziej przekonuje i tym łatwiej z nim się identyfikować. Nasz mózg dzieli rzeczy na szybko zrozumiałe (przetwarzane za pomocą systemu hot cognition) i te mniej zrozumiałe, przy których musi się namęczyć (przetwarzane za pomocą systemu cold cognition). Te pierwsze są – w przypadku misji – lepsze. Jeśli ktoś musi się głowić przy misji Twojej firmy, to najpewniej gdzieś popełniłeś błąd. Wspomniana w moim wpisie Cindy Wu ma jedną misję, którą zresztą manifestują na stronie. We help find the next wave of scientific research. Co więcej, to misja, w którą wpisuje się każdy użytkownik. Dove, marka kosmetyczna tworzy swoje działania marketingowe w oparciu o jasno sprecyzowaną misję – tworzyć świat, w którym naturalne piękno jest źródłem pewności siebie a nie lęku. Warto działać w ten sposób. I warto pamiętać, że ludzie potrzebują ludzi z misją. A nie tylko z kasą. W końcu na dopalaczach też ludzie zarabiają… A nie do końca chyba rezonujemy z ich misją.
Po co więc ta misja? Żeby przekonać klientów, żeby tworzyć relacje, żeby się wyróżnić i przede wszystkim, żeby pokazać jakie wartości nam rzeczywiście przyświecają. No chyba, że wolimy robić biznes bez wartości. Kto bogatemu zabroni.