Właśnie zeszli ze sceny – większej i poważniejszej niż wszystkie sceny wcześniej. Są podekscytowani, bo od lat marzyli, aby na niej stanąć. Nie są jedyni. Na festiwalach w całej Europie decydują się losy setek początkujących lub jeszcze nierozpoznawalnych zespołów.
Ich członkowie to często zapracowani ludzie, którzy świetnie rozwijają swoje pozamuzyczne kariery. Pomimo to, cały czas nie porzucają marzeń.
W trakcie koncertu zaczęła przede mną latać pszczoła, a ja jestem uczulony na pszczoły – mówi perkusista zespołu Byen. Jeden z członków zespołu opowiada, że ze spoconej ręki niemal spadła mu obrączka między deski na scenie. W tle podekscytowana managerka opowiada o nowych czterech lajkach na fanpage’u zespołu i trzech sprzedanych płytach. To mogą być początki wielkiej kariery zespołu Byen. Przecież każdy kiedyś zaczyna i niemal nigdy początki nie są spektakularne. Rozmawiam z autorami przeboju „Odczuwalnie” – Marcinem Uścińskim i Mateuszem Gołaszewskim.
Marcinie, Twój spokój na scenie jest w stanie ukołysać chyba niemal wszystkich na widowni.
Staram zachowywać się naturalnie na scenie. Nie udaję nikogo innego, nie robię rzeczy na które nie mam ochoty, które mnie krępują. Po prostu staram się być sobą, a na co dzień jestem raczej powściągliwym człowiekiem.
Rozumiem, że tak pewnie będzie wyglądał także Wasz czterdziesty i czterdziesty czwarty koncert?
No chyba, że się trochę rozkręcimy i zaczniemy tańczyć moon walk’a. śmiech
Jak słucham sobie Waszej muzyki, to mam wrażenie, że tworzycie w jakiejś konwencji kołysanki. Wasze piosenki mają unikalną atmosferę – odczuwam coś pomiędzy idealną piosenką do tańca z kochaną kobietą, a… kołysanką.
Myślę, że to dobra diagnoza. W niektórych piosenkach pojawia się motyw kołysanki. Na to wskazują też nasze wokalizy. Nawet mamy jeden tekst o Misiu Uszatku. Słychać tam „Aaaa” i „Ta ta ta ta…”. Mieliśmy kiedyś piosenkę „Pozytywka” w konwencji pozytywki. Ten temat zawsze nam towarzyszył. W piosence „Biesy” pojawia się temat snu np. o „potworach”, które człowieka dotykają. W „Biesach” jest o tym, że ja postrzegam sen jako zbiór doświadczeń z całego dnia, więc jakby straszne sny, to są tylko sny.
Obaj piszecie teksty?
Obaj.
Jeden z Was to ekonomista, a drugi to…
Budowlaniec. Jestem po politechnice.
Nieźle. Kto Was tego nauczył? Jak to się dzieje, że ktoś kto ma wrażliwość do napisania takich tekstów jak Wasze, idzie na takie studia?
Ja się pomyliłem. Człowiek był młody, głupi i poszedł na studia. śmiech Żartuję! Człowiek zupełnie inaczej myśli jak ma 17 – 19 lat. Wykształcenie jest też podstawą do tego, żeby spokojniej zajmować się muzyką. Mamy zawsze jakąś alternatywę.
To co słychać na scenie jest bardzo dojrzałe. Wy – jak na współczesne warunki panujące na rynku – też wydajecie się być w wieku, w którym ludzie…
Umierają? śmiech
Jesteście w wieku, w którym ludzie dzisiaj już może nie zaczynają. Nie macie wrażenia, że dzisiaj zaczyna się wcześniej?
Ostatnio byliśmy na spotkaniu z jednym z producentów i uważaliśmy, że jesteśmy mega starzy. Na co on powiedział: „Słuchajcie, nie ma już w tym kraju takich młodych zespołów jak Wy”. Byłem zaskoczony. Zrobiłem research i faktycznie nie ma. Jedynym zespołem, który w ostatnich latach zrobił karierę z partyzanta była Coma. Oni zrobili karierę bez żadnego talent show jak Dawid Podsiadło. Podsiadło też jest otoczony doświadczonymi muzykami. Nam zdaje się, że gramy długo, bo już półtora roku. A zespoły grają pierwsze poważne festiwale po pięciu czy sześciu latach. My zagraliśmy właśnie na Halfway Festival. Dopasowaliśmy się w zespole pod względem wrażliwości muzycznej. To nasz wspólny mianownik. Nastrojowość jest podobna, nawet jeśli mówimy o różnych gatunkach.
Czyli próby przebiegają spokojnie?
Nie, nie, nie… są burzliwe. To zależy od wielu czynników – sytuacji, nastroju. To złożony proces. Gdy zakładałem zespół, chcieliśmy śpiewać, wyrażać się po polsku. Potem mieliśmy posuchę i śpiewaliśmy długo po angielsku. Nie mogliśmy niczego napisać. W końcu zaczęliśmy się z Marcinem spotykać, żeby pisać teksty. Nasze pierwsze tego typu spotkanie skończyło się tym, że wypiliśmy butelkę whisky i byliśmy pijani. Razem się obudziliśmy rano – on na kanapie, ja na łóżku i mieliśmy dwa wersy. śmiech
To będzie kiedyś świetna historia pod sponsoraśmiech
To, że musieliśmy się we dwóch spotkać i rozmawiać o swojej wrażliwości, było trudne. Nie jesteśmy rzemieślnikami. Czasami konsultujemy tekst trzy miesiące. Czasami ja przynoszę tekst, czasami Marcin.
Żeby pozwolić sobie na tę jakość, trzeba być niezależnym finansowo. Wy wszyscy jesteście niezależni, bo pracujecie także w zawodach poza muzycznych, prawda?
Tak, każdy ma swoje zajęcie, ale próbujemy tak wszystko zorganizować, żeby znaleźć czas na muzykę.
W jakich zawodach pracujecie?
Karol jest logistykiem, Krzysiek nauczycielem muzyki, Piotrek jest związany z giełdą, Marcin kreśli projekty budowlane.
Stale mówicie o jakości i to jest spoko – trzyma się „kupy”, gdy się Was słucha i Was ogląda. A macie w sobie poczucie, że ten zespół to także firma?
Myślę o zależnościach między nami, zatrudnieniu akustyka, menadżera. Myślę o tym wszystkim jak o firmie. Natomiast samej muzyki nie kalkuluję – czy się sprzeda, czy nie (śmiech w tle). Zespół istnieje od półtora roku, ale współpracujemy ze sobą od siedmiu. Gdybyśmy zainwestowali ten czas w dobry biznes, to przypuszczam, że mielibyśmy dziś dobrze prosperującą firmę. A nie mamy dobrze prosperującej firmy, mamy… zespół. Wiadomo, że każdy chce żyć z muzyki. Wiesz, żeby nagrywać lepsze płyty potrzebny jest czas i pieniądze. Zależy nam na rozwoju. Będziemy musieli się zmierzyć z pewnymi wyzwaniami – niektóre piosenki „kąsają”, a niektóre nie. Nie chcielibyśmy się jakoś istotnie zmieniać, tylko po to żeby się komuś przypodobać.
Ale… jest jakieś „ale”?
Nie ma „ale”. Ważne jest, aby zawsze można było podpisać się pod tym co się robi.