Crowdfunding udziałowy w Polsce rozwija się jak może. Finansują się projekty, powstają nowe miejsca pracy, coraz więcej platform dedykowanych tej formie pojawia się na rynku. Jednak crowdinvesting mógłby mieć się lepiej, gdyby nie bariery ustawowe które go hamują.
Faktem jest, że uwarunkowania prawne, na chwilę obecną (2016) nie są najlepsze i nie sprzyjają rozwojowi crowdfundingu udziałowego w Polsce. Z drugiej strony, mamy sytuację, gdzie Komisja Europejska nie zaleca krajom członkowskim UE regulacji w kwestii crowdfundingu oraz wszystkich jego odmian. Jednak, mimo wszystko, jest kilka aspektów, którymi ustawodawca w Polsce mógłby się zająć a które miałyby znaczący wpływ na crowdfunding udziałowy i jego rozwój.
Bariera pierwsza. Prawo które hamuje crowdfunding udziałowy
Po pierwsze, głównym zidentyfikowanym przez nas problemem hamującym rozwój udziałowego finansowania społecznościowego (equity crowdfunding, ECF, crowdfunding udziałowy) jest niejasne, nieprecyzyjne prawo, powodujące, że platformy, aby móc oferować akcje spółek akcyjnych, muszą uciekać się do ekwilibrystycznych zabiegów omijających niejako przepisy i wykorzystujące w nich luki. To nie jest dobre, zwłaszcza, że crowdfunding udziałowy jest nowym zjawiskiem i niejasność przepisów prawa może zniechęcać inwestorów. Obecnie, najmniej kolidującym z prawem, jest model pozyskiwania kapitału dla spółek z o. o.
Bariera druga. Cena nominalna udziału w spółce z o. o.
Po drugie, czynnikiem którego zmiana bardzo, naprawdę bardzo, by pomogła rozwojowi i wsparła crowdfunding udziałowy, jest zmiana zapisów KSH o minimalnej wartości udziału w spółce z o. o.
Według KSH minimalna i niepodzielna wartość udziału w spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością to 50 złotych. Wartość ta ma ogromne znaczenie w planowaniu kampanii crowdfundingu udziałowego dla sp. z o. o. Dlaczego? Ze względu na możliwość wytworzenia udziałów i kapitał zakładowy w spółce, który należy pokryć. W świetle prawa, minimalny kapitał zakładowy spółki z o. o. to 5000 zł. Mając kapitał zakładowy w wysokości 5000 złotych i dzieląc go przez minimalną wartość udziału, z prostej matematyki wynika, że we wspomnianym kapitale zakładowym mamy tylko 100 udziałów (100x50=5000). Chcąc w kampanii ECF zaoferować, na przykład 30%, w zamian za 200,000 złotych, musimy wyznaczyć cenę sprzedaży udziału aż na 6666 złotych. Czemu? Bo 30% to 30 udziałów przeznaczonych do sprzedaży. Dzieląc poszukiwaną kwotę 200,000 zł na oferowane udziały w spółce z o. o., które chcemy sprzedać (30 szt.) otrzymujemy tak wysoką cenę. Dla wielu inwestorów taka cena jest po prosu za wysoka, a nie o to w crowdfundingu udziałowym chodzi, by sprzedawać udziały nielicznym i po tak wysokich cenach. Ideą jest zebranie wielu małych kwot od wielu użytkowników.
Pomyślmy, jak sytuacja uległaby zmianie, gdyby ustawowo, minimalna nominalna wartość jednego udziału w spółce z o. o. wynosiła 1 zł. Przy powyższym kapitale zakładowym, spółka składałaby się z aż 5000 udziałów z których 30% to 1500 udziałów przeznaczonych na sprzedaż. Przy poszukiwanym kapitale od inwestorów - 200,000 złotych cena udziały wyniosłaby tylko 134 zł. Taka kwota jest już o wiele bardziej akceptowalna dla drobnego inwestora, przeciętnego Kowalskiego, który płacąc za udziały w spółkach poszukujących finansowania przez crowdfunding udziałowy, tak niewielkie kwoty, mógłby sobie pozwolić na wiele inwestycji oraz dywersyfikację portfela inwestycyjnego.
Bariera trzecia. Po co notariusz, skoro w spółce akcyjnej nie trzeba?
Po trzecie, zbędny i jeszcze raz zbędny obowiązek notarialny. Każdą sprzedaż udziału w spółce z o. o. trzeba poświadczyć notarialnie. W przypadku pozyskiwania inwestorów oraz kapitału przez crowdfunding udziałowy może to rodzić problem natury logistycznej. Zorganizowanie umów dla potencjalnie setek inwestorów może być nie lada wyzwaniem, poświadczenie podpisów u notariusza to też koszt, zwykle przerzucany na inwestora. Obowiązek notarialny nie jest problemem nie do przejścia, można z nim żyć, aczkolwiek o wiele przyjemniej by było, jakby go nie było.
Bariera czwarta. Brak zachęt
Bez zachęt można żyć, lecz każdy o tym wie, że jak nie widać marchewki to jest troszkę trudniej. Brytyjscy inwestorzy, korzystają ze świetnych ulg podatkowych, EIS oraz SEIS, dzięki którym, kwoty inwestycji w młode spółki mogą być odpisywane od podstawy opodatkowania. Takie ulgi nie tylko skłaniają poważnych inwestorów do zainteresowania się crowdfundingiem udziałowym ale napędzają również gospodarkę i tę branżę. Nie dziwi więc, że wartość brytyjskiego rynku crowdfgunding’u udziałowego jest większa niż całej Europy kontynentalnej razem.
Ogólnie, brytyjski rynek ECF (equity crowdfunding), powinien być przykładem do naśladowania. Rozwiązania zastosowane na wyspach nie są technologią rakietową, a jednak pozwoliły tamtejszemu rynkowi się rozwinąć do ogromnych rozmiarów w zaledwie trzy lata.
A Polska? Tradycyjnie w ogonie Europy. Co ty o tym myślisz?