„Świat pod lupą” - tak brzmiał tytuł warszawskich spotkań międzynarodowych, zorganizowanych przez Heinrich Böll Stiftung oraz European Council on Foreign Relations w Muzeum Polin w dniach 3 i 4 czerwca 2016.
Grono międzynarodowych ekspertów i intelektualistów dyskutowało o bezpieczeństwie, stosunkach transatlantyckich, społeczeństwie otwartym, prawach człowieka oraz ekonomii, zarówno w wymiarze międzynarodowym, jak i w kontekście zmian odbywających się w naszym kraju.
Moją uwagę przykuły dwie debaty dotyczące relacji pomiędzy Europą i USA. Pierwsza - prowadzona przez dyrektora warszawskiego biura ECFR, Piotra Burasa: „Czy Zachód ma przyszłość: Europa i USA w erze niepewności”. Dyskutowali: Ralf Fücks - prezes Fundacji im. Heinricha Bölla, Mark Leonard - dyrektor European Council of Foreign Affairs (ECFR) oraz Judy Dempsey - starszy partner w Carnegie Europe i redaktor naczelna bloga Strategic Europe.
Przedstawiona przez nich wizja świata wygląda mało optymistycznie. Ocena stanu konceptu jakim jest Zachód w kontekście zmian, które zachodzą świecie: wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, wzrostu postaw populistycznych i ksenofobicznych społeczeństw krajów rozwiniętych, problemów Bliskiego Wschodu (wojna w Syrii oraz ISIS), a także stanu Unii Europejskiej, wypada słabo.
W dyskusji dominowało poczucie zagrożenia oraz niepewności. Dużo miejsca poświęcono przyszłości Stanów Zjednoczonych w szczególności wątków stanowiących oś kampanii prezydenckiej i kontaktów transatlantyckich. Na pierwszy plan wysunął się problem pojedynku Donalda Trumpa i Hillary Clinton, przedstawiany jako zderzenie dwóch wizji świata: terytorializm kontra globalizacja, otwarte społeczeństwo – państwo narodowe, wolny rynek i międzynarodowe traktaty handlowe, a protekcjonizm. Dyskutanci zauważyli, że polaryzacja nie dotyczy wyłącznie USA. Podobne problemy nurtują większość państw europejskich: Francję (Front Narodowy), Niemcy (AfD), Wielką Brytanię (Brexit) czy Polskę (PiS). Skala i uniwersalizm zjawiska wymaga znalezienia globalnego wytłumaczenia. Zdaniem ekspertów uzasadnieniem jest kryzys gospodarczy, który naruszył wiarę ludzi w pozytywną przyszłość. Bezradność, czy nawet anachronizm, rządzących elit, które nie potrafią zmienić swoich priorytetów, prowadzi do kryzysu demokracji i poszukiwania przez obywateli nowej drogi. Niknie wieloletni podział na bloki prawicowe i lewicowe. Ludzie mają poczucie, że establishment nie mówi ich językiem i nie rozwiązuje problemów, które stawia nowoczesny świat.
Jako Polacy i Europejczycy uważamy się za środek cywilizowanego świata. Dlatego wydaje nam się, że jesteśmy w centrum zainteresowania największych mocarstw. Tymczasem Stany Zjednoczone odwracają się od Europy, którą wspierały od czasu II Wojny Światowej. Ich uwagę przyciąga rosnąca potęga militarna oraz gospodarcza Chin, które mogą w ciągu dekady sięgnąć po rolę światowego hegemona.
Brak zainteresowania mocarstwa nie pomaga Unii Europejskiej w radzeniu sobie z kryzysem wewnętrznym - obnażonym przez napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu i promieniującym na bezpośrednich sąsiadów Wspólnoty. Odrzucona Turcja przyjmuje postawę autorytarną. Trwa niezagospodarowany bałagan wywołany przez Arabską Wiosnę. Na dodatek Rosja staje się liderem ruchów antyeuropejskich, umiejętnie rozgrywając nastroje członków wspólnoty. Niedokończenie projektu integracji europejskich państw nasila ruchy separatystyczne. Poczucie narodowego bezpieczeństwa jest przeciwstawiane interesowi Wspólnoty.
Gwarantem stabilności demokracji jest brak alternatywy. Tymczasem brak oznacza również niedostatek bodźców do zwarcia szeregów. Paradoksem jest, że żyjąc w świecie zależności i wzajemnych powiązań duża część państw szuka niezależności.
Prelegenci dostrzegają szanse w rozbudzeniu – na nowo – wizji silnej, zjednoczonej Europy, która jako całość zaproponuje realizację projektu społeczno – gospodarczego i wypełni aspiracje jej obywateli. Z braku jasnych perspektyw dla wspólnego trwania, wiele państw może podążyć drogą Rosji lub nawet Chin, które wzięły to co dobre z globalizacji, odrzucając w całości projekt demokratyzacji społeczeństw.
Kontynuacja wątku USA miała miejsce w debacie “Wybory w Stanach: implikacje dla Europy”, z udziałem wspominanej już Judy Dempsey, Chrisa Steingera – amerykańskiego senatora z nadania partii demokratycznej, który obecnie wspiera Republikanów, Marcina Zaborowskiego – dyrektora Center for European Policy Analysis. Panel prowadził znawca Ameryki, publicysta Bartosz Węglarczyk.
Spotkanie z amerykańskim senatorem było ciekawym doświadczeniem. Forma wypowiedzi, wizerunek, sposób formułowania myśli potwierdzają, że nie tylko smoking ale również garnitur, w szczególności na politykach, dobrze leży dopiero w co najmniej drugim pokoleniu użytkowników demokracji. Siła poglądów i sprawność retoryczna senatora spowodowała, że dyskusję zdominował Donald Trumpa i jego wpływ – w razie wygrania wyścigu o Biały Dom – na kształt USA. Zaniepokojenie udzielało się prawie wszystkim, biorącym udział w dyskusji, nawet widowni podczas sesji pytań z sali. Nastroje łagodził Chris Steineger, który – co nie jest dla nikogo zaskoczenim - otwarcie zadeklarował poparcie dla republikańskiego kandydata.
Donald Trump, jako kandydat spoza grona zawodowych polityków, dzięki otwartej komunikacji, poruszaniu tematów tabu oraz populistycznym hasłom, szybko zyskał aplauz ludzi, którzy uznają się za zepchniętych na margines życia, w tym przedstawicieli ubożejącej klasy średniej i robotniczej. Trafił do szerokiego grona odbiorców bezkompromisowymi obietnicami, które – w ocenie senatora – nie będą realizowane po wyborach (sic!), w szczególności te dotyczące zerwania umów handlowych w celu przywrócenia miejsc pracy w Ameryce, wysiedlenia nielegalnych imigrantów czy mniejszości muzułmańskiej. Duże poruszenie wśród rozmówców wywołała propozycja zmniejszenia znaczenia i zmiany polityki działania NATO. Zarówno Chris Steineger, jak i Marcin Zaborowski, zwracali uwagę, że w celem wywołania dyskusji o NATO jest zwrócenie uwagi na dysproporcję udziału amerykańskich żołnierzy w misjach wojskowych. Obaj panowie podkreślali, że Republikanie będą w stanie dostarczyć gabinetowi Donalda Trumpa kompetentnych doradców pokroju Richarda Haassa, którzy zagwarantują stabilność polityki zagranicznej.
Senator Steineger uspakajał słuchaczy obawiających się nieprzewidywalnego kandydata na prezydenta, podkreślając jego mały wpływ na machinę biurokratyczną, polityczną i lobbystyczną, oplatającą Waszyngton. Inercja administracji rządowej miałaby być wystarczająco silnym hamulcem dla najbardziej rzutkich pomysłów Donalda Trumpa. Amerykański gość uważał, że kandydat Republikanów - mając duże doświadczenie w biznesie - będzie lepszym negocjatorem układów handlowych i politycznych, niż reprezentanci Demokratów, choć przyznał z niechęcią, że Hillary Clinton ma większe szanse na elekcję.
W odniesieniu do polityki wewnętrznej i gospodarczej senator Steineger uznał, że Amerykę krępuje zbyt dużo regulacji (pokroju ObamaCare). Pozbycie się ich dodałoby nowej siły wzrostowej ekonomii, co w sumie z potęga militarną, utrwaliło pozycję Stanów Zjednoczonych jako supermocarstwa. Pomimo obiekcji innych prelegentów, co do faktycznego stanu amerykańskich finansów oraz niewystarczających kontaktów z partnerami europejskimi, gość zza oceanu przejawiał duży optymizm, co do kierunku w którym zmierza zachodnia cywilizacja. Zaznaczył, że problemy społeczno-gospodarcze mogą być dobrymi katalizatorami, dla wydobycia nowych pomysłów i rozwiązań, które przełamią obecne skostniałe struktury administracyjne, zarówno amerykańskie jaki unijne.
Dwudniowe spotkanie ekspertów ds. międzynarodowych w Warszawie, omawiających z udziałem publiczności bieżące wyzwania, stojące przed światem, jest inicjatywą potrzebną, a jednocześnie unikalną. Dobrze się dzieje, że organizacje non-profit oraz think tanki zamknięte na co dzień w przestrzeni analitycznej, stwarzają możliwości wszystkim zainteresowanym zapoznania się z przemyśleniami ciekawych ludzi.
Dobra organizacja konferencji (był nawet – co prawda mało oblegany, ale doceniony przez mojego młodszego syna – kącik zabaw dla dzieci), ciekawe miejsce (muzeum Polin) oraz różnorodni paneliści spowodowali, że życzyłbym zarówno sobie jak i obserwatorom globalnych trendów, aby konferencja wpisała się na stałe w kalendarz warszawskich imprez.