Podatkiem w prezesów
Rafał Kinowski
19 grudnia 2016, 12:56·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 grudnia 2016, 12:56Portland, w stanie Oregon, skupiło niedawno uwagę światowych mediów. W zeszłą środę, 8ego grudnia, rada miejska przegłosowała nowe przepisy podatkowe. Na ich mocy, każde działające w mieście przedsiębiorstwa, których prezesi zarabiają więcej niż 100 krotność mediany zarobków pracowników, będą płacić wyższą daninę fiskusowi. W ten sposób skromne Portland staje w pierwszym szeregu krucjaty, mającej na celu zmniejszenie amerykańskich nierówności. Jest też jedynym – póki co - miastem w Stanach Zjednoczonych, które nałożyło podatki na zarobki dyrektorów zarządzających.
Kwestia rosnącej nierówności stała się jednym z głównych tematów amerykańskich debat ekonomicznych. Jest to pokłosie Wielkiej Recesji, która odcisnęła mocne piętno na wrażliwości społecznej obywateli Stanów Zjednoczonych. Objawia się ono miedzy innymi wzmożoną aktywnością ruchów pracowniczych, które żądają podwyższenia minimalnej stawki godzinowej do 15 dolarów.
Można powiedzieć, że włodarze Portland przeczytali dzieło Thomasa Piketty’ego „Kapitał XXI wieku” i postanowili na własną rękę rozprawić się z jednym z ważniejszych czynników nierówności, rosnącymi w kosmos pensjami dyrektorów zarządzających. Według danych Economic Policy Institute prezesi 350 największych amerykańskich spółek zarabiają 276 razy więcej, niż wynosi pensja przeciętnego zatrudnionego. Od 1978 roku pensje zasiadających za sterami przedsiębiorstw urosły o 940%, w tym samym okresie czasu pracownicy otrzymali 10% podwyżki.
Jak podaje magazyn Fortune, stawka podatku dla przedsiębiorstw działających w Portland wynosi obecnie 2,2 procenta. Jeśli prezes zarabia więcej niż 100 krotność mediany płac w danej spółce zobowiązanie podatkowe wzrośnie o 10%. Jednak jeśli dysproporcje są wyższe i przekraczają 250-cio krotność, wówczas zobowiązanie wobec fiskusa będzie o 25% wyższe. Władze miasta będą wyliczać odpowiednie domiary na podstawie raportów wynagrodzeń, które przedsiębiorstwa składają w Komisji Giełd i Papierów Wartościowych (SEC). Inicjator nowych przepisów podatkowych liczy na roczne dochody w wysokości ponad 2 milionów dolarów, które to pieniądze mają być przeznaczone na budowę mieszkań socjalnych.
Tymczasem największą przeszkodą we wdrożeniu rozwiązania może być nowa administracja federalna. Od 2017 roku ma obowiązywać ustawa Dodd-Frank nakazująca amerykańskim firmom, raportującym do SEC, podawanie relacji zarobków prezesa do zwykłego pracownika. Grupa republikańskich doradców prezydenta-elekta, Donalda Trumpa, zapowiedziała już, że planuje wdrożyć nowe formy nadzoru nad sektorem finansowym, a wyżej wymieniony akt prawny – uchwalony jeszcze w 2010 roku - będzie jednym z pierwszych do „rozmontowania”.
Gdyby tak się stało władze Portland musiałyby na własną rękę wyliczać dysproporcje między zarobkami prezesa i przeciętnego pracownika. Eksperci zajmujący się wycenianiem stanowisk uważają, że będzie bardzo trudne. Szczególnie w przypadku międzynarodowych koncernów gdy zatrudnieni pracują w innych krajach, gdzie obowiązują różne systemy wynagrodzeń. Łatwo sobie wyobrazić, że firmy mogłyby kwestionować wyliczenia miejskich urzędników i pozywać władze, za niesłusznie naliczone podatki.
Nie jest to jedyny problem. Kręgi biznesowe kontestują poczynania władz Portland. Padają ostrzeżenia, że windowanie obciążeń fiskalnych jedynie zniechęci przedsiębiorców do prowadzenia dalszej działalności. Kwestionuje się również skalę podatku. Szefowa Miejskiej Izby Handlowej, Sandara McDonough, uważa że wpływy z nowej daniny nie będą miały żadnego wpływu na zmniejszenie nierówności, a jedynie odstraszą potencjalnych inwestorów. W mieście działa obecnie wiele firm międzynarodowych, jak Wells Fargo, Wallmart czy General Electric. Część analityków uważa, że oczywistą pokusą dla spółek będzie manipulowanie danymi, aby zmniejszyć rozmiary nierówności.
Czas pokaże czy inicjatywa portlandzkich radnych przyniesie spodziewane dochody i nie wystraszy działających w mieście firm. Gdyby pomysł zaskoczył, wówczas więcej metropolii może pójść w ślady Oregonu i wyciągnąć ręce po łatwe pieniądze.
Tylko czy spodziewane przychody nie okażą się fatamorganą? Jeśli spółki rzeczywiście wzięłyby sobie do serca nierówności w zarobkach i postanowiły je zniwelować, wówczas radni nie obejrzeliby ani jednego dodatkowego dolara. Nie bądźmy jednak pesymistami. Dużo bardziej prawdopodobna jest sytuacja, w której firmy uznają podwyższone podatki jako usankcjonowanie dysproporcji.
Tak czy inaczej wszystkie te wyliczenia mogą wziąć w łeb. Wszak największym zagrożeniem jest odrzucenie przez Kongres ustawy, który nakłada konieczność zgłaszania przez przedsiębiorstwa rozziewu między wynagrodzeniami prezesów i pracowników. Bez rzetelnych wyliczeń na potrzeby SECu, władze miasta skazałyby siebie na długie lata sądowych sporów.