Praca dyrektora placówki oświatowej jest trudna. Co dzień sprostać on musi wyzwaniom, jakie nakłada na niego konieczność zapewnienia świetlanej przyszłości sobie i szkole, która została mu powierzona. Dyrektorzy co dzień muszą radzić sobie z wieloma problemami i umiejętnie godzić sprzeczne często interesy. Ten felieton wcale nie jest dowcipny...
Koniec roku szkolnego skłania do refleksji i podsumowań... Jako nauczyciel w trzecim juz pokoleniu moich przodków poczułem się zobligowany do podzielenia się swymi obserwacjami zza kulis zarządzania szkołą. Prezentuję "Krótki poradnik przedsiębiorczego dyrektora", który z założenia miał być zabawny. Spróbujmy wspólnie z naszym (fikcyjnym) Dyrektorem rozwiązać kilka kluczowych problemów naszej szkoły...
Jak zatrudnić odpowiedniego nauczyciela?
Mamy problem.
Kolega naszego kolegi (wybitny, niedoceniony fachowiec) został wyatutowany z dotychczas piastowanego stanowiska i trzeba zorganizować godziny w naszej placówce by mógł ciepło wylądować na państwowym etacie.
Wiadomo, że w szkołach redukuje się etaty a nie tworzy miejsca pracy. Co zrobić by pomóc koledze kolegi? Jest na to recepta... Etap pierwszy. Z końcem roku szkolnego zwalniamy jednego z nauczycieli z przyczyn obiektywnych (zawsze coś się tam znajdzie), na otarcie łez możemy dać mu odprawę bo to przecież nie nasze pieniądze, więc co będziemy nieszczęśnikowi żałować.... Etap drugi. Dzielimy pozostawione po zwolnionym godziny pomiędzy pozostałych nauczycieli (dając im po równo lub uznaniowo) po parę nadgodzin. Nauczyciele się cieszą wizją lepszego pensum od nowego roku i wszyscy są zadowoleni (może za wyjątkiem tego zwolnionego, ale o nim już zapominamy). Pod koniec sierpnia wychodząc naprzeciw zaleceniom władz oświatowych i gminnych zatrudniamy jednak kolegę kolegi, który przejmuje już nie etat zwolnionego nauczyciela lecz wyłącznie nadgodziny, które szczodrze zostały rozdane pomiędzy tych, co mieli szczęście jeszcze znaleźć się w planie zatrudnienia. W kolejnym kroku możemy jeszcze „poprosić” nauczycieli by zgodzili się na ograniczenie zatrudnienia ze względu na niski poziom naboru i przejście na niepełny wymiar pensum. Przy takim stanie rzeczy możemy spokojnie zaplanować kolejne zwolnienia i zatrudnienie kolegi kolejnego kolegi.
Jak przeprowadzić kreatywne WDN?
Mamy problem.
Musimy „rozsądnie” wydać państwowe pieniądze na szkolenia naszej kadry tak by nakład z tej inwestycji pokrył również koszty naszego zaangażowania.
Obowiązek stałego rozwoju nauczycieli spoczywa na utrudzonych barkach każdego dyrektora. Musi On poczynić wszelkich starań by rozsądnie i ekonomicznie zorganizować cykl szkoleń w ramach nakreślonych priorytetów i oczekiwań kadry. Jak temu podołać? Naprzeciw tym potrzebom wychodzą (mnożące się jak grzyby po deszczu) wszelkiej maści ośrodki kształcenia nauczycieli oferujące programy szkoleń w atrakcyjnych pakietach... Cała sztuka tkwi w wyborze właściwego programu. Np. takiego, który poza mniej lub bardziej merytorycznych szkoleń dla naszej kadry oferuje dla zaprzyjaźnionych dyrektorów również wyjazd studyjny np. na riwierę turecką celem poznania w praktyce funkcjonowania tamtejszego systemu edukacji by móc wdrożyć wspaniałe wzorce, nowatorskie rozwiązania i doświadczenia w naszym grajdołku. To nic ze wyjazd ten (przypadkowo) przypada w sezonie turystycznym, podczas którego tamtejsze szkoły są zamknięte, brak ten kompensuje bowiem lokalizacja hotelu w bezpośrednio przy plaży i pakiet All Inclusive.
Jak zorganizować uzupełniające zajęcia pozalekcyjne?
Mamy problem.
Brak środków własnych uniemożliwia nam prowadzenie zajęć w naszej placówce w ramach kół zainteresowań dla naszych uczniów.
Jak w takiej sytuacji podołać wyzwaniu i wzbogacić szkołę o nową ofertę a przy okazji zadbać również o nadwyrężony budżet własny? Rozwiązanie jest banalnie proste i również w tym przypadku wychodzą naprzeciw naszym potrzebom przeróżne „instytucje i instytuty”. Załóżmy hipotetycznie ze zachęcimy uczniów i rodziców do wzięcia udziału w projekcie, podczas którego uczniowie nauczą się np. czytać z zamkniętymi oczami... Tego typu szkolenia są drogie, wręcz adekwatnie drogie do zakładanych efektów. Trzeba podołać wyzwaniom i zorganizować alternatywne metody ich finansowania. Rzecz jest łatwiejsza niż pozornie się wydaje...
Wystarczy nasłać na rodziców (uczniów wytypowanych do udziału w projekcie) przedstawiciela zaprzyjaźnionej firmy kredytowej, która korzystając (z uzyskanej z niewiadomo skąd) listy teleadresowe złoży wizytę w ich domach i w radosnej atmosferze namówi do zaciągnięcia (niskoprocentowego) kredytu na ewentualność finansowania tychże zajęć. Zaprzyjaźniona firma z pewnością nie zapomni o naszym wkładzie w rozwój systemu edukacji i szczodrze wynagrodzi nam nasz trud.
Jak dobrze przygotować konferencję?
Mamy problem.
Dbając o wizerunek naszej szkoły powinniśmy co jakiś czas wykazać się organom i mediom zorganizowaniem prestiżowego ewentu. Możliwości jest kilka: ogólnopolski zlot czarownic, regionalny zjazd białych misiów lub np. konferencja.
Niezależnie od okoliczności pamiętać należy o tym że impreza taka powinna posiadać sens. Musi więc się zbilansować i pozostawić po sobie wartość dodaną np. w postaci wpływu na nasze konto. Osiągnięcie takich założeń może się udać gdy posiadamy wiedzę o podstawowych prawach ekonomicznych i zdolności bałamucenia żądnych zaświadczeń o udziale uczestników tego wydarzenia. Najważniejszy jest tytuł bo wiadomo, co mądrze brzmi musi niepodważalnie być mądre. Mamy tutaj do dyspozycji słownik wyrażeń obcych oraz synonimów i warto pamiętać o koniecznym przekręcaniu ojczystej mowy np. wplatając w nazwę imprezy symbol „@” zamiast „a” w haśle przewodnim, przykładowo „Konf@bulacje” (co od razu nadaje odpowiedniego, modnego, cyfrowego zabarwienia). Kolejnym wyznacznikiem sukcesu jest obecność prelegentów znanych z tego że są znani i bez znaczenia co powiedzą lub czego nie powiedzą – liczy się że są. Ale kto zmonetyzuje to przedsięwzięcie zgodnie z naszym założeniem? Tutaj z pomocą wychodzi segment edukacyjnych dystrybutorów chińskich ręczników, których przedstawiciele z wdziękiem przekonają uczestników zgromadzenia o konieczności zakupu swojej konfekcji a procent od sprzedaży będzie doskonałą rekompensatą dla organizatora tego prestiżowego, edukacyjnego wydarzenia.
Czytając brudnopis tego tekstu postanowiłem zredukować o połowę pomysły na „konstruktywne” zarządzanie placówką. Czasy są trudne i kto wie, być może wkrótce, desperacko poszukując sposobu na poprawę sytuacji materialnej postanowię wziąć udział w wyścigu do dyrektorskiego stołka. Wówczas, jak znalazł nadadzą się one do planu marketingowego rozwoju jakiejś nieszczęsnej placówki. Agentów CBA, którzy po przeczytaniu tego felietonu nabrali ochoty aby złożyć mi wizytę wieczorową porą, informuję, że opisane tutaj przypadki i dywagacje są zmyślone a ewentualne podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe i niezamierzone.