To nie będzie tekst o technice biegania, ani jeden z 7 sposobów na zgubienie tkanki tłuszczowej stąd czy owąd. Będzie to natomiast zbiór moich przemyśleń z tej krótkiej, bo zaledwie trzyletniej, drogi przedsiębiorcy. Drogi trochę bardziej niepewnej i wyboistej.
Niedawno zapytano mnie, jak zacząć sprzedawać swój produkt, czy też usługę zupełnie na początku działalności? Moja odpowiedź: Wytrwałość i statystyka.
Gdy rozpoczynałem rozwijanie swojej Agencji Kreatywnej EFEKT Agency (www.efekt.co) na nasze pierwsze biuro obraliśmy moje wynajmowane za czasów studenckich mieszkanie. Jeden stół, trzy krzesła i kilka odpadających kafli. To właśnie tam było nasze „call center". Wiedziałem, że nieważne jak dobre usługi będziemy proponować, to bez aktywnej sprzedaży nikt się o nas nie dowie. Zdawałem sobie sprawę, że po prostu należy dotrzeć do odpowiedniej ilości osób, aby zaprezentować co i jak robimy. Za codzienny cel postawiłem sobie zatem wykonanie 40 telefonicznych rozmów z firmami, których w ogóle nie znałem. Oni mnie zresztą też nie. 40 telefonów przekładało się na ok. 8 e-maili z ofertą, którymi udawało mi się na tyle zainteresować potencjalnego klienta, aby grzecznie wprosić się na 3 spotkania. No i z tych 3 spotkań, wychodziłem z 1… ( słownie jedną!) podpisaną umową. Jak głosi królowa nauk - jeżeli chciałbym mieć 10 takich umów, musiałbym odbyć 400 rozmów (podejrzewam, że mój telefon wyzionąłby ducha zdecydowanie szybciej, niż głosi to data końca okresu gwarancji). Pewnego dnia operator komórkowy stracił cierpliwość do mojego gadulstwa i zablokował mi numer pod podejrzeniem prowadzenia nielegalnego call center. Chcąc nie chcąc – musiałem zmienić numer. Nie ukrywam, schlebiło mi to.
Gdybym wtedy irytował się, że nikt nie chce zaufać 22-letniemu chłopakowi w marynarce, który reprezentuje firmę, która nie ma portfolio oraz jest miesiąc na rynku, to pewnie teraz pracowałbym dla kogoś na etacie. Tym bardziej dumny jestem, że dotarliśmy do momentu, w którym nie musimy już tak aktywnie wykonywać połączeń do nieznanych osób, aby znaleźć kolejne zlecenie. Aktualnie większość z nich wpływa nam na drodze rekomendacji. Fakt faktem, są momenty lepsze i gorsze. Bywa, że projekty przedłużają się w nieskończoność, klienci podejmują decyzję trzy razy wolniej, niż przeciętna kobieta w czasie wyprzedaży, albo odpisują po tygodniu, kiedy ich odpowiedź potrzebna jest na cito. Czy się wnerwiam? Pewnie, że tak, ale jak wrócę myślami 2 lata wstecz, kiedy w zespole mieliśmy trzy osoby, pracowaliśmy na dużo mniejszych budżetach i właściwie niewiele wiedzieliśmy o prowadzeniu firmy, to jestem zwyczajnie dumny, jak długą drogę przeszliśmy. A to przecież dopiero pierwsze kilometry tego maratonu
Nie oczekuj, że uda Ci się zbudować firmę, która ma zapewnić Ci dostatnie życie w rok, czy dwa. Przedsiębiorcy, na których patrzymy z zazdrością i podziwem, gdy są na szczycie i jest o nich głośno, często przeszli długą, żmudną i krętą drogę, aby dojść do momentu, w którym się aktualnie znajdują. Dlatego im szybciej zdasz sobie sprawę z tego, że porażka jest nieodłącznym elementem biznesu, tym lepiej. Będziesz mniej rozmyślał, mniej przejmował się kolejnymi potknięciami i jest spora szansa, że nie utracisz fascynacji. W końcu, jak mówią „przedsiębiorczość to przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu”. Życzę Ci, abyś nie gubił swojego entuzjazmu z powodu codziennych trudności. W perspektywie lat, wszystkie te potknięcia są mało ważne.