Innowacje czy praca u podstaw
Wojciech Ozimek
07 lipca 2016, 17:39·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 lipca 2016, 17:39Skupiamy się na innowacjach, nowych technologiach natomiast w jakiś dziwny sposób nasza gospodarka nie jest potęgą, a w rożnych rankingach innowacyjności wypadamy słabo. Wydaję mi się, że, jako kraj mam jeszcze bardzo wiele do nadrobienia i wcale nie w obszarze innowacji.
Polski biznes i nauka poza bezsprzecznymi wielkim sukcesami, w dużej mierze opiera się na modelu pańszczyźnianym: widzę całą masę firm, których właściciele budują ogromne domy, posiadają kilka bardzo drogich samochodów, spędzają wakacje w tropikach, a u których pracownicy zarabiają 1500 złotych na umowę o dzieło. Wiele z tych firm to relikty lat dziewięćdziesiątych, które wyrosły na fali ogromnego popytu na wszystko, gdy skończyła się komuna i uwolniono rynek. Fakt, że nie można odebrać tym przedsiębiorcom zasług za odwagę i samozaparcie i nie można winić za braki w wiedzy, ponieważ studia MBA po prostu nie istniały, a gospodarka była tylko jedyna słuszna – socjalistyczna. Jednak wiele z tych firm kontynuuje w tym samym stylu: bez żadnej wizji, planów, narzędzi, bez żadnej refleksji na temat swoich klientów. Ich główna cechą jest brak samoświadomości własnych braków oraz nieumiejętność delegowania, przez co skazują się na stagnację, a na problemy zawsze mają wyjaśnienia; bo kryzys, bo urzędy, bo za wysokie podatki. Ktoś może powiedzieć, że to utopia, ale wierzę, że można konkurować wiedzą, pomysłami i perfekcyjnym wykonaniem (innowacyjnością), a nie tylko niską ceną (pomijając, że chyba umarłbym ze wstydu).
Są też inne obszary, w których musimy wiele nadgonić: kapitał społeczny i zaufanie między ludźmi. Ludzie chowają często swoje pomysły bo się boją, że ktoś je ukradnie. Na szczęście z przyjemnością widzę coraz więcej ludzi, tak w świecie biznesu jak i sztuki i rzemiosła, w których także się trochę obracam, z przyjemnością pomagających bezinteresownie innymi i mających przyjemność oglądać sukcesy innych. Tworzą się sieci networkingowe i ludzie zaczynają czuć, że w grupie jest siła.
Na końcu, to co mnie osobiście najbardziej denerwuje, to wieczne narzekanie i pesymizm. W Polsce nic się nie da, a jak komuś za płotem wyjdzie to zalewa nas żółć z zawiści. To właśnie było głównym zapalnikiem, który spowodował, że wraz z moim pierwszym wspólnikiem założyłem pierwszą firmę: żeby pokazać, że da się osiągnąć globalny sukces od zera także w Polsce. Myślę, ze jesteśmy na dobrej drodze, jako efekt uboczny mam mnóstwo super dodatków: mam okazje przyjaźnić się i pracować z najlepszymi profesjonalistami w swoich dziedzinach, poznawać wybitne umysły i uczyć się i wymieniać wiedzą z bardzo ciekawymi ludźmi. Uczta dla ducha.
Zachęcam do zaglądania na mój profil
Instagram, na którym zdaję fotograficzną relację z postępów z prac nie tylko w Invinsys, ale także jeszcze jednego ciekawego projektu, o którym napiszę niebawem.