Reklama.
Zauważyliście, że produkty i usługi tak naprawdę coraz mniej się od siebie różnią? Wystarczy spojrzeć na modele nowych samochodów czy półki w sklepie. Łatwy przepływ informacji, inspiracji i klonów produktowych zagęścił rynek do tego stopnia, że bardzo trudno zaskoczyć nas, konsumentów czymś naprawdę nowym, świeżym, ciekawym. Na domiar złego, jako klienci kupujemy globalnie, porównujemy, wyszukujemy i oczekujemy coraz więcej. W odpowiedzi na te zachowania producenci i usługodawcy dwoją się i troją, by nadążyć za nami i wyprzedzić jednocześnie konkurencję. Ilu po drodze dostanie zadyszki i opuści peleton? Prognozy nie są optymistyczne.
Dziś tylko dobrze rozpoznane potrzeby klienta zapewnią popyt
Do tej pory to marketerzy mówili ludziom, że produkty i usługi są świetne, mają takie a takie funkcje, że dzięki nim można żyć lepiej. Opowiadali o tych produktach i usługach piękne historie. Rynek ciągnął ile wlezie, konsument kupował, firmy zarabiały. Ale czas mijał, konsument się zmieniał, edukował, za pomocą Internetu zaczął się komunikować z innymi, podobnymi sobie, i teraz wie, czego chce. Role się odwróciły – już nie producent napędza potrzeby i pragnienia klienta, to konsument wpływa na to, co pojawia się na rynku. I nawet nie tyle zachciankami, co swoimi realnymi potrzebami. Nowym wyzwaniem dla projektantów, producentów, marketerów jest dziś zatem odkrycie (a nie wymyślenie), czego naprawdę pragną klienci, rozszyfrowanie ich potrzeb, zwłaszcza tych, o których głośno nie mówią – to tam zaszyte są wartości, za które ci są w stanie zapłacić. Odkrycie tych potrzeb pozwala lepiej zaprojektować produkt/usługę, skuteczniej je zakomunikować i sprzedać.
Współczesny klient musi mieć konkretny powód, dla którego miałby z czegoś skorzystać i za to zapłacić. Dlatego produkt lub usługa powinny wykonać za niego jakąś konkretną robotę, odciążyć w jakimś konkretnym zadaniu, rozwiązać jego problem. Ale też zaspokoić jego ambicje i oczekiwania. Wszystko to upakowane w jednym produkcie lub usłudze to value proposition.
Dobrze zdefiniowana propozycja wartości w produkcie lub usłudze przyciąga klientów
Według Aleksandra Osterwaldera - głównego autora książek „Business Model Generation” oraz „Value Proposition Design” (w Polsce odpowiednio: „Tworzenie modeli biznesowych. Podręcznik wizjonera” i „Projektowanie propozycji wartości”) propozycja wartości składa się z elementów, które możemy podzielić na trzy grupy: problemy (pains), zadania (jobs to be done) i korzyści (gains). Dzięki prostemu schematowi możemy uporządkować chaos i sprowadzić wyobrażenie o produkcie i usłudze do wspólnego mianownika (my-odbiorca). Jeżeli z dużą dozą empatii i inteligencji emocjonalnej podejdziemy do rozszyfrowania potrzeb ludzi - zwłaszcza tych, o których nie mówią - tych prawdziwych motywatorów przekładających się na decyzje zakupowe – mamy szanse na sukces.
Droga przez mękę
Jak wygląda produkt albo usługa w oparciu o dobrze zaprojektowaną propozycję wartości? Posłużmy się przykładem. Taki naszym, polskim, zza rogu. Przykładem usługi, którą bardzo lubię: Paczkomat.
Zacznijmy od naszkicowania kontekstu. Załóżmy, że pracujemy w biurze, fabryce albo urzędzie. Gdziekolwiek, gdzie obowiązuje sztywny podział godzinowy. W przerwie „pomiędzy” kupujemy coś przez Internet. „Dostawa w 24h” krzyczy banner w sklepie internetowym. Klikamy „Kup teraz”, płacimy i...
Rozpoczyna się oczekiwanie. No i kiedy paczka przychodzi, nas akurat nie ma w domu. Wracamy, otwieramy skrzynkę, zamiast paczki zastajemy… awizo, czyli w perspektywie mamy wycieczkę po odbiór przesyłki…
1: Pains, czyli klienta boli
W moim przypadku pójście na pocztę nie należało nigdy do wymarzonych aktywności. Po pierwsze, do najbliższego urzędu pocztowego musiałem dojechać, a ja właśnie odstałem swoje w korku i nie za bardzo miałem czas ani ochotę spędzać w samochodzie kolejne trzydzieści minut, po drugie nie lubiłem tego miejsca - urząd kojarzył mi się zawsze z nudą i tą babką w okienku, o której można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest miła... Spokojnie mogę powiedzieć, że z odebraniem paczki miałem KONKRETNE problemy, bóle, które mi doskwierały. W propozycji wartości definiujemy je jako pains czyli właśnie bóle.
2: Jobs to be done, czyli klient musi coś zrobić
Jak wspomniałem, żeby odebrać paczkę musiałem podjechać do urzędu (i to jeszcze w godzinach, w których jest czynny!) i znaleźć miejsce do zaparkowania, a wiedziałem, że w tamtej części osiedla znalezienie miejsca po 18.00 jest trudne. Po kilkukrotnym objechaniu całej okolicy i wbiciu się w ostatnie wolne miejsce pomaszerowałem na pocztę. Tam kolejka. A niech to szlag... Musiałem stanąć w kolejce, żeby odebrać paczkę. Czas mijał. Wreszcie moja kolej – okienko: Dzień dobry – dzień dobry… Poproszono mnie o dowód osobisty. Tak, musiałem pokazać dowód osobisty. W końcu odebrałem paczkę i wróciłem do domu. Minęła prawie godzina. Radość z zawartości paczki okupiona drogą przez mękę... Aż się zacząłem zastanawiać, czy następnym razem kliknąć „kup teraz”.
Zauważmy, że znów pojawiły się KONKRETNE rzeczy, które musiałem zrobić, żeby odebrać paczkę. W propozycji wartości te konkretne rzeczy do zrobienia nazywamy jobs to be done czyli jakieś zadania, prace, które klient musi wykonać, żeby coś otrzymać.
3: Gains, czyli ten wspaniały świat
A teraz pomyślmy, jak mógłby wyglądać idealny świat takiej usługi? Na przykład, co wywołałoby uśmiech na mojej twarzy? Może szybka informacja, kiedy mam odebrać paczkę? Może, żeby to wszystko poszło sprawnie – tak, żebym mógł zaoszczędzić jak najwięcej czasu? A może, żeby ktoś był dla mnie miły i miał dla mnie dobre słowo? W propozycji wartości takie elementy nazywamy gains, czyli korzyściami.
Konkretne rozwiązania konkretnych problemów!
Zżymałem się wielokrotnie z tych samych, co wyżej opisane, powodów. Aż kiedyś kliknąłem, że zamawiam Paczkomat i… poszło naprawdę nieźle. Dlaczego?
- Po pierwsze, mogłem wybrać, gdzie i kiedy odbiorę przesyłkę. Jak wspominałem, jeżdżę samochodem. Po drodze mam stację benzynową. Wjechać tam, zaparkować i odebrać - to dla mnie pestka. Nie musiałem tracić czasu ani szukać miejsca do parkowania. To ja decydowałem! Alleluja!
- Po drugie, nie musiałem stać w kolejce, oglądać tej pani i słuchać jej: „Dowód poproszę!”…
- Po trzecie, czas jakiś po zakupie dostałem mail o treści: Twoja paczka od sklep@....pl wyruszyła w drogę do Paczkomatu. Widzisz tę pędzącą paczkę na obrazku powyżej? To Twoja Paczucha. Najpóźniej za 2 dni robocze poznacie się bliżej. Spodziewaj się SMS-a i e-maila z radosnymi wieściami. Paczek jest wiele, ale Paczucha InPost — tylko jedna. I nic nie zatrzyma jej na drodze do Twojego Paczkomatu! System informował mnie, co się dzieje z moją paczką, że wyruszyła, że jest w drodze. Kiedy przyszła, dostałem sms-a z informacją, że już jest i mogę ją odebrać. I to wszystko w niezobowiązującym, luźnym tonie, jakże innym od tego urzędowego, czy kurierskiego – poważnego, szorstkiego lub/i lekko zblazowanego.
- Po czwarte, samo odbieranie paczki z Paczkomatu okazało się … po prostu fajnym doświadczeniem. Wpisałem kod i… bach, otworzyły się drzwiczki. Wyjąłem paczkę, system poinformował mnie o tym, w jakim czasie to zrobiłem i mrugnął do mnie okiem zachęcając do rywalizacji, czyli jeszcze szybszego odbioru w przyszłości. Uśmiechnąłem się.
- Po piąte, kiedy wróciłem do domu, otrzymałem mail z potwierdzeniem, że wszystko jest ok i że dziękują za odebranie, a, że jest weekend, to życzą dobrego i załączają link do piosenki. Akurat to był Maanam, który lubię.
Albercik, to… działa
Kiedy przyjrzymy się usłudze Paczkomat i spróbujemy rozłożyć ją na czynniki pierwsze, dojdziemy do wniosku, że składa się ona z:
1. konkretnych rozwiązań zdefiniowanych bardzo trafnie problemów (to te bóle – pains, o których pisałem, możemy zatem użyć metafory środków przeciwbólowych);
2. zadań wykonanych za nas przez usługodawcę (jobs to be done) oraz
3. wzmocnionych elementów adresujących gains, czyli korzyści (patrz rysunek). Wszystko bardzo zręcznie poukładane w wiązkę, która stanowi punkt wyjścia dla modelu biznesowego, jest spójnie opakowane i zakomunikowane. Wartość dla mnie jako usługobiorcy, wartość dla InPostu, usługodawcy. Kurtyna.
2. zadań wykonanych za nas przez usługodawcę (jobs to be done) oraz
3. wzmocnionych elementów adresujących gains, czyli korzyści (patrz rysunek). Wszystko bardzo zręcznie poukładane w wiązkę, która stanowi punkt wyjścia dla modelu biznesowego, jest spójnie opakowane i zakomunikowane. Wartość dla mnie jako usługobiorcy, wartość dla InPostu, usługodawcy. Kurtyna.
Spójną propozycję wartości można zaprojektować dla każdego produktu i każdej usługi. W zasadzie… każdy produkt i każda usługa powinny mieć zdefiniowaną value proposition, jeżeli mają być chętnie kupowane. Wykorzystując bardzo zdroworozsądkowe podejście możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa stworzyć wyróżniający produkt, usługę, model biznesowy, markę i jej komunikację. Potrzebne jest wnikliwe spojrzenie na klienta z jego perspektywy, trafne spostrzeżenia, wyciągnięcie wniosków, spójność i konsekwencja. Potem kwestia zaprojektowania procesów i "dowiezienia" usługi. Ale to temat na osobny artykuł.
Wojtek Ławniczak
Współpraca: Iza Bernau-Ławniczak