Grafen to materiał przyszłości. Jego właściwości można wykorzystać m.in. w medycynie, elektronice czy sporcie. Cały rynek ma, według firmy badawczej BCC Research, osiągnąć do 2025 r. wartość 2 mld dolarów. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że w globalnym wyścigu o te pieniądze, Polacy zostają w tyle. Czy wizja Polski jako zaledwie "kopalni" grafenu jest realna? – To raczej przesądzone - komentuje w rozmowie z INN:Poland dr inż. Włodzimierz Strupiński z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych.
Miał stać się polskim dobrem narodowym – przepustką do świata, w którym Polska nie będzie już kopciuszkiem w dziedzinie innowacji. Nadzieje wiązane z grafenem odchodzą jednak w przeszłość. Podczas, gdy Chińczycy organizują rozbuchane do granic możliwości prezentacje i kuszą możliwościami nowego materiału, Polska grzęźnie w dysputach i teoretycznych rozważaniach nad jego wykorzystaniem.
Dlaczego grafen jest tak ważny? Materiał szykowany jest na następcę wyeksploatowanego przez naukę krzemu. Może przyczynić się do znacznego zwiększenia mocy obliczeniowej. Jego cechy charakterystyczne, czyli niski ciężar, wysokie przewodnictwo elektryczne i cieplne oraz elastyczność i wytrzymałość sprawiły, że z z utęsknieniem czekają na niego praktycznie wszystkie branże. Idzie nowe – mógł zakrzyknąć kibic tenisa, obserwując jak w 2013 Novak Djoković, zwycięża w Australian Open. Korzystając z grafenowej rakiety oczywiście. Dostępne na rynku dzieło Head'a może budzić w nas zazdrość.
A nie musiało tak być. Kilka lat temu w pracach nad grafenem mieliśmy jedną, oczywistą przewagę. W 2011 roku zespół pod kierownictwem dr inż. Włodzimierza Strupińskiego z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych stworzył technologię pozwalającą na produkcję tego materiału na skalę przemysłową. Polska błyskawicznie znalazła się na uprzywilejowanej pozycji.
Od tego czasu wiele się jednak zmieniło – tańszy grafen nauczyło się produkować wiele innych państw, a sam instytut obserwuje jak konkurencja nam ucieka. Korzystając z wartego miliard euro grantu (który współdzieli ze 140 innymi organizacjami), jaki dostał od Unii Europejskiej, ITME chwali się na swojej stronie internetowej projektami m.in. grafenowego atramentu i pokrycia kół zębatych. Tymczasem w Chinach...
...napięcie rośnie. W lipcu chiński producent Dongxu z wielką pompą obwieścił światu powstanie grafenowej baterii, która pojemnością ma przebijać dowolny dostępny na rynku powerbank i ładować nasze smartfony nawet do 20 razy szybciej, niż jesteśmy to w stanie zrobić w tej chwili. Nie trzeba chyba dodawać, że akcje firmy poszybowały natychmiast w górę.
Na tym się oczywiście nie kończy. Tylko w ostatnim czasie Państwo Środka pokazało światu superwytrzymałą i ultralekką piankę (która może zostać użyta np. w kamizelkach kuloodpornych) oraz elastyczne telefony z grafenu, które można okręcać wokół nadgarstka. Te drugie do produkcji chce wprowadzić jeszcze w tym roku firma Moxi Group. Za chwilę Polacy mogą więc chodzić po ulicach z grafenowymi smartfonami przywiezionymi z Dalekiego Wschodu. Nie tak wyobrażaliśmy to sobie kilka lat temu.
A co z naszymi wynalazkami? Potencjalni inwestorzy milczą.
– W Azji jest wiele firm i kręgów biznesowych dysponujących odpowiednimi środkami koniecznymi do przeprowadzenia wdrożenia i uruchomienia produkcji. W Polsce, gdzie nie ma zbyt wielkich nadwyżek finansowych, to znacznie większy problem – tłumaczy powody Strupiński.
To właśnie wspomniana Azja jest motorem napędowym badań nad grafenem. Zdaniem Włodzimierza Strupińskiego Państwo Środka staje się liderem w dziedzinie badań naukowych i wdrożeń innowacyjnych, wyprzedzając w wielu tematach tradycyjnych liderów z Europy czy USA.
Nad Wisłą skazani zostaniemy, w tym samym czasie, na rolę dostarczyciela surowca. – To raczej przesądzone, z tym, że produkcja grafenu została już uruchomiona w dużej skali, w wielu azjatyckich firmach – mówi Strupiński. Dostawa tego surowca z Polski nie musi więc Azjatów interesować. Zdaniem naukowca przyszłość polskiego grafenu stoi pod dużym znakiem zapytania. – Wciąż dysponujemy lepszym know-how, ale to także wkrótce się zmieni – prognozuje naukowiec.