Recenzenci utyskują co prawda na „Nowe przygody” Kajka i Kokosza, ale to nie musi przesądzać o rynkowej porażce nowego albumu. Jeżeli sentyment do dwóch słowiańskich wojów weźmie górę, to za Kajkiem i Kokoszem na księgarskie półki mogą wrócić kolejni bohaterowie sprzed dekad. Zachęci ich fakt, że rynek komiksu jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze.
„Hegemonie, melduję, że zgodnie z planem mieliśmy budować machinę przez tydzień, zobowiązaliśmy się czas ten skrócić o sto procent, a zobowiązanie przekroczyliśmy o dwieście procent” – meldował Hegemonowi Kapral kilka dekad temu, co bawiło dzieci, a dorosłym kojarzyło się z kpiną z realiów „socjalizmu z ludzką twarzą”. „Posadźcie orchidee na mym grobie” – desperował Mirmił. A mądry Kajko i potężny Kokosz przezwyciężali kolejne trudności. Po zeszyty z kolejnymi słowiańskich klonów Asterixa i Obelixa przygodami ustawiały się tysiące młodych i tych trochę starszych wielbicieli.
Gdy dwa lata temu firma DESA Unicum zorganizowała aukcję komiksów sprzed lat, całkowity obrót podczas tej imprezy sięgnął 250 tysięcy złotych. Niekwestionowaną gwiazdą aukcji był szkic okładki do „Zwariowanej wyspy 2” – wylicytowany za 22 tysiące złotych, plus trzytysięczna opłata.
Trudno się zatem dziwić, że wydawnictwo Egmont, na polskim rynku komiksowa potęga, podjęło próbę reaktywacji przygód wojów. A właściwie – jak wytykali twórcom komiksu krytycy – przede wszystkim reaktywacji postaci pobocznych, które w oryginalnych komiksach pojawiały się na drugim czy trzecim planie (co interpretowano jako obawę – mniej lub bardziej świadomą – przed naruszeniem swoistego „sacrum”). Choć zasygnalizowanie na wstępie, że to dopiero „tom 1”, może oznaczać rzeczywisty powrót głównych bohaterów w kolejnych wydawnictwach.
Wystarczy, żeby „Kajko i Kokosz” nie okazali się totalną klęską. Rynek komiksów nad Wisłą wystrzelił w ostatnich dwóch latach niebywale. Tylko w ubiegłym roku do sprzedaży miało trafić przeszło pół tysiąca pozycji autorów z Europy i USA, a do tego – niemal trzysta mang. – To około stu tytułów więcej niż rok wcześniej i dwa razy więcej niż w 2013 r. - wyliczał na stronach Instytutu Książki Artur Wabik, wydawca i badacz popkultury.
Co więcej, przybywa też komiksów polskich: nawet prowadzone przez pasjonatów – i dla pasjonatów – oficyny wydają ponad dziesięć komiksów rocznie, a w całej ofercie rynku mniej więcej co trzecie dzieło zostało stworzone przez polskich rysowników. Przywraca się do życia starych bohaterów, przygotowuje kolekcjonerskie reedycje, odgrzebuje mało znane prace czy eksperymenty mistrzów gatunku. W przypadku niektórych przedsięwzięć nieoceniony stał się crowdfunding – w ten sposób na wydanie albumu „Krzesło w piekle” Krzysztofa Gawronkiewicza zebrano... 34 693 złote. Za tę kwotę udało się wydać księgę mającą 340 stron.
Jeżeli więc autorzy nowej odsłony „Kajka i Kokosza” pozyskają sobie serca czytelników (na recenzentów chyba za późno), słowiańscy wojowie wrócą jeszcze nie raz. A po nich być może Tytus, Smok Diplodok i wielu innych. W końcu, jak to stwierdził Kokosz: „pełny brzuch znakomicie podnosi uroki krajobrazu”.