Stało się – ledwo zipiąca UniCredit Group pozbyła się swojego klejnotu w koronie, czyli banku Pekao. Wraca on w polskie ręce. Cena to prawie 10,6 mld zł za prawie 1/3 akcji. PZU wykłada na stół prawie 6,5 mld, resztę dorzuca Polski Fundusz Rozwoju. Czy to dobrze dla klientów?
Bo dramatycznie potrzebuje gotówki. Ta instytucja finansowa jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej i pozbywa się różnych aktywów. Nawet tych najcenniejszych – a takim jest Pekao. Dzięki temu uzyska ponad 10 mld złotych. Warto przypomnieć, że Pekao jest bankiem dochodowym, jak na razie wypłaca udziałowcom kilkaset milionów dywidend rocznie.
Co czeka klientów banku?
Na początku na pewno niewiele. Cała operacja potrwa do wiosny - wymaga jeszcze zgody organów antymonopolowych i KNF. Trudno jednak przypuszczać, że będą przeciw. Można przypuszczać, że do komunikacji marketingowej powróci symbol żubra. To nie żart. Na rynku działają dwa banki o podobnie brzmiącej nazwie – PKO BP i Pekao. Aby je odróżnić ludzie bardzo często mówią „ten z żubrem”. Żubr stał się symbolem banku już w roku 1997, przed UEFA Euro 2012 został zastąpiony barwami UniCredit Group. W późniejszym okresie klienci banku mogą dostać preferencyjne oferty ubezpieczeniowe od PZU, ale to też kwestia miesięcy.
Co połączenie oznacza dla przeciętnego Polaka?
– Jest to niebezpieczne dla całej polskiej gospodarki, bo rośnie upolitycznienie sektora bankowego, zaś banki kontrolowane przez polityków są bardziej podatne na kryzysy. Bardziej kierują się kryteriami politycznymi, niż ekonomicznymi. Jak spojrzymy na państwa strefy euro, to banki kontrolowane przez państwo w czasie kryzysu chętniej kupowały obligacje banków prywatnych, żeby wspierać rządy – mówi w rozmowie z INNPoland Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Podkreśla, że nie jest to tylko polski problem, dotyczy on bardzo różnych gospodarek i systemów bankowych.
– Jak spojrzymy na badania dotyczące np. Indii i Niemiec, czyli państw o zupełnie innym poziomie rozwoju, widać wyraźnie, że w latach wyborczych banki kontrolowane przez państwo, szczególnie w tych okręgach gdzie sytuacja partii rządzącej była zagrożona, luzowały kryteria kredytowe albo zwiększały liczbę kredytów. Nawet w Niemczech, czyli kraju naprawdę dobrze zarządzanym. Pokazuje to, że pokusa polityczna jest bardzo silna. W Hiszpanii największa część kryzysu bankowego przypadła na „cajas” – czyli banki kontrolowane przez lokalnych polityków, które finansowały lokalne inwestycje bez większego sensu ekonomicznego, ale atrakcyjne dla polityków. I to jest kluczowe zagrożenie, które można powiązać z kupnem Pekao przez PZU – dodaje ekspert.
Potwierdza to tezę wysuniętą kilka lat temu przez dziennikarzy Wall Street Journal, dotyczącą znacjonalizowanych banków w USA. Zaobserwowali oni, że takie instytucje chętniej udzielają kredytów i pożyczek a także rzadziej zajmują majątek klientów z przeterminowanym zadłużeniem. Są więc bardziej „łagodne”.
– Problem w tym, że to nie jest dobra praktyka. Weźmy przykład osoby, która nie powinna dostać kredytu, bo może mieć problem ze spłatą. Mieszka jednak w kluczowym okręgu wyborczym i kredyt dostaje. Co to oznacza dla banku? Że rośnie ryzyko utraty tych środków. Im większy udział banków państwowych na rynku, tym większe ryzyko kryzysu bankowego – dodaje Aleksander Łaszek.
Maciej Samcik z Gazety Wyborczej pisze, że zmniejszy się również konkurencja na rynku. Tak potężna fuzja oznacza, że dwa państwowe banki – Pekao i PKO BP będą razem kontrolować prawie jedną trzecią aktywów bankowych w naszym kraju. W ciągu 5 ostatnich lat udział pięciu największych banków w rynku kredytów wzrósł z prawie 40 do ponad 50 proc. To zaś ma bezpośrednie przełożenie na portfele klientów – bo równocześnie marże na tych kredytach wzrosły z 5 do 9 procent.
– Mniejsza konkurencja to jedna rzecz. Druga to taka, że państwo jest z jednej strony olbrzymim udziałowcem a z drugiej kontroluje UOKiK i KNF. Czyli jest i graczem, i sędzią jednocześnie. Jeśli więc te banki będą miały problemy, to będą mogły naciskać na urzędy, by pozwoliły im na rzeczy, które normalnie, w prywatnych bankach, byłyby ostrzej tępione. Mniejsza konkurencja oznacza większe ryzyko kryzysu, czyli większe ryzyko dla każdego podatnika! Kolejnym problemem jest gorsza alokacja kredytu. W skrócie chodzi o to, że pieniądze będą szły tam, gdzie jest polityczne zamówienie a nie tam, gdzie opłaca się je lokować. Oznacza to wolniejszy wzrost gospodarczy – podkreśla Łaszek.
Co ciekawe - nie wiadomo, czy PKO BP już nie zostało włączone do nieformalnego konsorcjum polskich instytucji fiannsowych. W ostatnich dniach ten bank wydał jednemu z klientów promesę na 3,2 mld zł. Jest to obietnica przyznania pożyczki na działalność inwestycyjną. Nazwa klienta jest ściśle tajna, ale zbieżność terminu przyznania promesy i sprzedaży/kupna Pekao rodzi plotki, że chodzi o Polski Fundusz Rozwoju.