W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej działały dwie dostępne dla wybrańców sieci handlowe, kóre były synonimem luksusu i jakości, powiewem zachodniego świata. Jedna padła, druga nie dość, że istnieje na rynku już 71 lat, to radzi sobie coraz lepiej.
Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego „Pewex” powstało w 1972 roku. Od razu stało się synonimem luksusu, bo w tych sklepach można było kupować tylko za dolary albo specjalne bony udające tę walutę. W 1989 roku Pewex miał w Polsce ok. 840 sklepów. Płacenie złotówkami stało się możliwe dopiero w 1991 r. I to w zasadzie był gwóźdź do jego trumny. Firma kilka lat upadała, by w końcu zniknąć z polskiego rynku. Marka została reaktywowana jako sklep internetowy, należy do Monster Media Group, właściciela serwisów Demotywatory.pl i JoeMonster.org.
Baltona poszła inną drogą. Jednak zasady jej działania również były nieco inne, niż Peweksu. Powstała ona już w roku 1946 jako przedsiębiorstwo zaopatrujące statki pływające po Bałtyku. Kilka lat później zakres jej działalności został rozszerzony o dostarczanie produktów wszystkim polskim statkom i placówkom dyplomatycznym, samolotom, portom lotniczym a nawet wyprawom naukowym.
Jeszcze później – od 1956 roku firma zaczęła otwierać swoje sklepy na polskim wybrzeżu oraz na przejściach granicznych. Były one dostępne głównie dla dyplomatów i marynarzy. W głębi kraju powstawały za to organizowane przez partię tzw. sklepy specjalne, dostępne wyłącznie dla socjalistycznych dygnitarzy.
W latach 80. zeszłego wieku Baltona miała ćwierć tysiąca dobrze zaopatrzonych sklepów. Poza tymi oazami luksusu (który dziś jest normalnością) w kraju szalał kryzys, a jeśli chcieliśmy dostać chleb, mięso, mleko i inne produkty, musieliśmy okupić to wyczekiwaniem w kolejkach i polowaniem na dostawy do placówek handlowych. Warto też przypomnieć, że Baltona miała własne marki produktów – na przykład wędliny i konserwy produkowane przez firmę Krakus, słodycze i pieczywo – które charakteryzowały się wysoką jakością i długimi terminami przydatności do spożycia.
W rzeczywistości wolnorynkowej Baltona zaczęła nieco podupadać i w 2010 roku została sprywatyzowana. Jej inwestorem została Ashdod Holdings Limited - spółka zależna firmy Flemingo International zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych, z siedzibą w Dubaju. Rok później trafiła na NewConnect, chwilę później na rynek główny GPW i doskonale odnalazła się w nowej rzeczywistości. W samym 2010 roku osiągnęła przychody rzędu 115 mln dolarów.
– W tej chwili zaopatrywanie statków i placówek dyplomatycznych jest częścią naszej działalności. Dostarczamy towary na przykład do placówek we Francji i Wielkiej Brytanii, działamy tam pod spółką Chacalli de Decker. Statkami zajmuje się podmiot o nazwie Baltona Shipchandlers. Ale clue naszej działalności jest handel na terenie portów lotniczych (głównie regionalnych), zarówno polskich jak i zagranicznych – mówi nam Judyta Żur z Baltony.
Sklepy Baltony można spotkać zarówno w strefach wolnocłowych, jak i ogólnodostępnych. Sprzedają wszystko, nawet ubrania. Funkcjonują na lotniskach we Lwowie, Alghero na Sardynii, we francuskim Montpellier, w Liege (Belgia), Rotterdamie i Weeze w Niemczech. W Polsce sklepy Baltony działają w Gdańsku, Poznaniu, Katowicach, Bydgoszczy, Rzeszowie i Modlinie. Zaopatrzeniem statków zajmują się oddziały firmy w Świnoujściu i Gdańsku. Ale Baltona nie ogranicza się do handlu.
– Nasza oferta jest dość szeroka i od jakiego czasu prowadzimy również działalność gastronomiczną. Mamy swoje punkty w Poznaniu, Katowicach czy Krakowie – dodaje Judyta Żur. W tym segmencie działają zarówno kawiarnie typu take away, jak i bardziej rozbudowane, a także pełnoprawne restauracje.
Spółka z rodowodem z czasów głębokiego socjalizmu nieźle radzi sobie finansowo. W styczniu tego roku zanotowała przychody w wysokości 28,3 mln zł – to o 20 proc. więcej, niż rok wcześniej. Zyski z działalności handlowej wzrosły o 22 proc., z gastronomicznej prawie o 40 proc. Tylko trochę szkoda, że z logo firmy zniknął wyluzowany marynarz z fajką w zębach, a pojawiły się nieco smutne sylwetki bocianów.