W połowie grudnia agencja ABR SESTA wysłała swoich pracowników do sklepów, by sprawdzić, jak sieci reagują na zamiar zrobienia zdjęcia cenom produktów. Okazało się, że taka praktyka wywołała bardzo duże niezadowolenie.
– Wyniki pokazują hipokryzję niektórych sieci. Mocno reklamują swoją wyjątkową atrakcyjność cenową, ale nie pozwalają na jej weryfikację przez klientów – komentuje w „Gazecie Wyborczej” Sebastian Starzyński, prezes zarządu ABR SESTA.
Pracownicy jego agencji spotkali się z odmową w 71 proc. przypadków. I to nawet w sytuacjach, gdy biuro prasowe danej sieci otwarcie zachęcało do robienia zdjęć cenom produktów na półkach i porównywania ich z konkurencją. W E.Leclercu w Nowym Sączu na pytanie o możliwość zrobienia zdjęcia ochrona miała odpowiedzieć” „Ceny można zapisać na kartce, którą to kartkę należy pokazać ochronie przy wyjściu”.
Agencja podała także listę sieci, w których pracownicy nie zgadzali się na robienie zdjęć. Widnieją na niej: Freshmarket; Top Market; Tesco (hipermarkety), Simply Market, Rossmann, E. Leclerc, Carrefour (hipermarkety) i Biedronka.
Reakcje ochrony bywały bardzo różne. W niektórych sieciach pracownicy sklepów po prostu przymykali na to oczy, w innych grozili zatrzymaniem telefonu i wezwaniem kierownika. Ci najbardziej radykalni chcieli jednak wyprowadzać klienta siłą ze sklepu i wzywać policję.
Czy takie postępowanie sklepów jest legalne? Zdaniem Jakuba Bartosiaka z Kancelarii Michrowski Bartosiak Family Office, nie da się go w żadnej mierze usprawiedliwić. – Pracownicy sklepu nie mają prawa żądać okazania lub wydania telefonu. Nie mogą także żądać skasowania wykonanych zdjęć – opowiada "GW" adwokat.