Co tydzień do Łodzi przyjeżdża specjalny pociąg. Wyjeżdża ze stacji Chengdu w prowincji Syczuan. Wygląda niemal jak z "Lokomotywy" Tuwima - 40 wagonów, a każdy po brzegi wypełniony towarami. Po 14 dniach i 10 tys. przejechanych kilometrów pociąg dojeżdża do Łodzi. Podobny transport w drugą stronę - wypełniony towarami z Polski do Chin, jeździ sporadycznie. – To najlepiej pokazuje, jak wygląda nasz handel z Chinami – komentuje Andrzej Kaczmarek z KPMG.
Rzeczywiście, polsko-chińska współpraca handlowa wygląda dokładnie jak pociąg. W Chinach kupujemy. Według danych GUS w 2013 r. wartość importu z Chin wynosiła 14,6 mld euro. To około 9,4 proc. całkowitego importu Polski. Co więcej, w ciągu 9 lat ta wartość (w ujęciu nominalnym) wzrosła ponad czterokrotnie. Jednocześnie do Chin mało sprzedajemy. W 2013 wartość naszego eksportu do Państwa Środka wyniosła zaledwie 1,6 mld euro. Choć było to o około 17 proc. więcej niż w poprzednich latach, to przepaść pomiędzy importem a eksportem jest wciąż olbrzymia.
Import/Eksport
Chiny nie chcą kupować w Polsce? Wręcz przeciwnie. Pekin po całym świecie szuka przedsiębiorstw, które dostarczą im pożądanych dóbr. W zeszłym tygodniu na konferencji zorganizowanej przez polski i chiński urząd patentowy mówili o tym przedstawiciele tej drugiej instytucji. Rzecz w tym, że Chińczycy chcieliby, aby pociąg z Łodzi do Chengdu wypełniony był towarami z konkretnych branż: nowymi technologiami, chemią, biotechnologią, rozwiązaniami dla lotnictwa, dla branży medycznej, a także firm energetycznych, zwłaszcza z zakresu zielonych technologii.
Chinom przyświeca ostatnio hasło "innowacje". Nie chcą wagonów z prostymi produktami ani z surowcami. Polscy przedsiębiorcy najchętniej wysyłaliby z kolei do Chin kontenery właśnie z surowcami albo żywnością.
Made in Poland
Polskie firmy nie kwapią się, żeby sprzedawać innowacje. Latem zeszłego roku polski i chiński urząd patentowy podpisały porozumienie o tzw. "szybkiej ścieżce" patentowej. Firma, która uzyskała patent w Polsce, po przedstawieniu odpowiednich dokumentów może dużo szybciej zyskać ochronę na swój wynalazek w Chinach. Przez półtora roku obowiązywania umowy szybką ścieżką zainteresowały się... dwie firmy z Polski. Jedna - LCF z Zielonej Góry - zdobyła już ochronę na swój produkt w Chinach. Z kolei na konferencji w Warszawie przeważały firmy, których model biznesowej współpracy z Chinami opiera się na zlecaniu produkcji i sprowadzaniu towarów do kraju. Do tego w małych seriach i w częściach, żeby Chińczykom jak na dłużej nie udało się skopiować produktu.
Takich przedsiębiorców jest większość. W 2013 KPMG we współpracy z Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych sprawdzili, jak duże i średnie firmy w Polsce oceniają współpracę z Chinami. Okazało się, że 27 proc. przedsiębiorców deklaruje, że współpracuje z tym krajem. - Ale z tej grupy aż 76 proc . importuje z Chin towary i usługi. Co trzeci ankietowany deklarował, że zleca w tam produkcję. Jedynie 28 na 100 firm przyznaje, że wysyła produkty do Chin. Jak pokazało to samo badanie większość naszych przedsiębiorców wciąż traktuje Chiny jako miejsce taniej produkcji. Około 45 proc. widzi w nich szansę na znalezienie nowego rynku zbytu. Tymczasem w innych krajach, gdzie prowadzono podobne ankiety, pierwszym powodem, dla którego firmy decydują się wejść na rynek chiński są perspektywy sprzedaży własnych towarów.
Tę sytuację próbuje zmienić rząd. Dwa lata temu zainicjowano program "Go China". Miał zachęcić polskie firmy do wchodzenia na chiński rynek. Zorganizowano kilkadziesiąt polskich misji gospodarczych do Chin. Do Polski przyjechało ponad 100 delegacji chińskich. Ale efekty są wciąż niewielkie. – Nie ma żadnych fajerwerków. Te kilka lat promocji nie spowodowały, że Chiny stały się pierwszym partnerem gospodarczym Polski – podsumowuje Kaczmarek.