1,6 mld euro wyniósł w ubiegłym roku całkowity polski eksport do Chin. To mniej więcej tyle, co Francuzi wyeksportowali samej żywności (z czego za 800 mln euro wina). Dlatego nasz rząd i jego agencje postanowili mocno promować chiński rynek wśród polskich producentów żywności, a naszych producentów na chińskim rynku. Słusznie, bo tylko ten kraj daje dostęp do 1,3 mld żołądków. Choć walka o ich wykarmienie łatwa nie jest.
Tak smakuje Państwo Środka
Firma Konspol nawiązała kontrakt z chińskim importerem, podpisała bardo intratną umowę handlową i poczuła, że zgłodniałe brzuchy mięsożerców Państwa Środka należą do niej. Jakież było zdziwienie spółki, gdy okazało się, że nie może zarejestrować swojego znaku towarowego, bo… już jest zarejestrowany. Zrobił to pan Xie Wei.
Biznesmen kilka miesięcy wcześniej był z chińską delegacją w Polsce, gdzie m.in. odwiedzali czołowych producentów mięsa. Wrócił do siebie i zaryzykował kilka tysięcy RMB rejestrując znak towarowy Konspolu. Obstawiał, że spółka będzie chciała eksportować do Chin. Zarobił na tym kilka milionów RMB, bo polska firma za odstąpienie znaku musiała zapłacić 3 proc. wartości kontraktu. Do tej pory ofiarą Xie Wei padło wiele europejskich firm, w tym z Polski.
- Mieliśmy identyczny przypadek. Gdy wchodziliśmy do Chin okazało się, że nasz znak już jest zarejestrowany, choć akurat przez innego innowacyjnego przedsiębiorcę - przyznaje Jan Śmigiel, dyr. ds. Eksportu Food Care.
W Chinach obowiązuje zasada kto pierwszy, ten lepszy. Dlatego wiele firm żyje z tego, że rejestrują cudze znaki towarowe w nadziei na rychły zarobek. - Polscy przedsiębiorcy jeszcze tego nie rozumieją. Bardzo często próbują eksportować do Chin nie chroniąc swojego znaku - mówił Andrzej Jachniewicz, szef oddziału Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych w Szanghaju, podczas spotkania z producentami żywności zainteresowanymi wejściem do Państwa Środka.
- Tymczasem należy to zrobić jak najszybciej, nawet już podczas pierwszej wizyty na targach branżowych. Tym bardziej, że całkowity koszt rejestracji to, w przeliczeniu, ok. 5 tys. zł. Dla takiej kwoty nie warto się narażać - zalecał.
Choć przyznaje, że i zastrzeżenie znaku czasem niewiele pomaga. Najlepiej wie o tym firma Mokate, która zarejestrowała swój znak do sprzedaży kawy, a Chińczycy także zarejestrowali Mokate, ale sprzedają pod tym znakiem herbatę. Podobnie postąpili z hiszpańskim producentem piwa, pod jego marką sprzedają wodę mineralną.
- Na szczęście Chińczycy uszczelnili prawo i teraz rzadziej będzie dochodziło do takich wypadków. A na tamtejszy rynek warto wejść, bo daje dostęp do 1,3 mld żołądków, szybko bogacącego się społeczeństwa - przekonuje Andrzej Juchniewicz.
Zysk wart ryzyka
Polscy producenci żywności mają ogromne szanse odnieść sukces w tym kraju. Powód może prosty, ale nie oczywisty - dla Chińczyka produkt z Europy jest synonimem wysokiej jakości. Równocześnie skoro jest wysokiej jakości, to nie może być tani. - Produkty z Europy kupuje bogatsza część klasy średniej i wyższa. Oni wysoko cenią sobie luksus i są gotowi za niego sporo zapłacić - podkreśla Andrzej Juchniewicz. Przykład - polska wódka, pół litra kosztuje powyżej 50 zł.
- Dlatego, pomimo pewnych barier trzeba tam być. A od rozwiązywania problemów polskich przedsiębiorców na miejscu jest m.in. nasz oddział PAIiIZ - zachęca Juchniewicz. Rząd także jest gotów nieść pomoc. Gdy tylko wystartuje nowe rozdanie funduszy z UE, znów, najprawdopodobniej, zaczną się dopłaty do uczestnictwa przedsiębiorców w konferencjach i targach branżowych. Dla Ministerstwa Gospodarki, promocja polskiej żywności to obecnie temat numer 1.
Gama produktów, które możemy wysyłać do Azji jest szeroka. Poza mięsem wieprzowym i świeżymi owocami oraz warzywami, rynek wchłonie niemal wszystko. I choć Chińczycy przywykli, że mlekiem poją ich Nowozelandczycy, to ostatnio furorę zrobiły wyroby Mlekovity. Choć trudno się wcisnąć na rynek wina, bo zdominowali go Francuzi, to warto zawalczyć o smakoszy miodów pitnych, których jest coraz więcej, a także czystej perlistej.
- Mięso, nabiał, jaja, makarony, sosy, przetwory, słodycze. Na wszystko co ma przynajmniej roczną gwarancję do spożycia, bo 3 miesiące trwa zanim towar od wysłania trafi na półkę, jest tutaj popyt - wylicza szef chińskiego oddziału PAIiIZ. I zaznacza, że potencjalni eksporterzy powinni przestać martwić się o sieć dystrybucji, bo Chińskie klasy średnia i wyższa i tak kupują w sieci. A mało tego, że kupują, to jeszcze uwielbiają się w sieci wymieniać opiniami, co jest do tego najlepszą z możliwych formą reklamy. Oczywiście dla tych, którzy trafią w skośny gust.