Kompania Węglowa w zasadzie przestanie istnieć. Jej rentowne kopalnie przejdą pod skrzydła nowej spółki węglowej, dedykowanej rozwijaniu efektywności sektora węglowego. Jeden zakład trafi w ręce Węglokoksu, zaś pozostałe zostaną przekazane Spółce Restrukturyzacji Kopalń, która ma wygaszać nierentowne kopalnie. Część górniczych związków zawodowych już twierdzi, że z nimi nikt takiej restrukturyzacji nie konsultował.
Kompania w stanie agonalnym
Sytuacja Kompanii Węglowej jest tragiczna nie od dzisiaj, ale kolejne rządy nie kwapiły się do rychłej restrukturyzacji. Najlepszym tego przykładem jest Donald Tusk, który z górnikami rozmawiał wielokrotnie, o potrzebie ratowania węgla przekonywał co najmniej raz do roku, ale za jego kadencji nawet nie powstał żaden konkretny plan dla tego sektora.
Były premier Polski miał jednak szczęście, bo kulminacja problemów KW nastąpiła już po odejściu do Brukseli. Ponad miliard złotych strat po pierwszych trzech kwartałach działania, raptem kilka rentownych kopalni z kilkunastu – na każdej tonie wydobytego węgla Kompania traci średnio 42 złote. Tzw. „luka płynnościowa” firmy ma w połowie lutego 2015 roku wynieść pół miliarda złotych, co według ministerstwa gospodarki oznacza, że nie wystarczy już tylko zamknąć kilka kopalń, by uratować spółkę. A zaznaczmy, że 80 proc. strat gotówkowych generują tylko... cztery kopalnie, te najmniej rentowne.
„Zaniechanie restrukturyzacji” doprowadzi, według MG, do „procesu upadłości spółki w ciągu miesiąca”. Na ile to stwierdzenie jest prawdziwe, trudno ocenić, ale to niewątpliwie ostatni gwizdek na zmienianie Kompanii.
Plan: zamknąć i zwolnić. Słusznie! Plan rządu nie jest skomplikowany i w zasadzie trudno było oczekiwać czegoś innego. Najlepsze kopalnie, a jest ich aż 9, gdzie wydobycie węgla jest „ekonomicznie uzasadnione”, zostaną przekazane do dedykowanej spółki celowej. Ta ma z kolei „wdrożyć kompleksowy program poprawy efektywności” zakładów.
Cztery wspomniane, nierentowne placówki zostaną przeniesione do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, która wygasi w nich wydobycie. Jeden zakład przejmie Węglokoks S.A., zaś pozostały majątek firmy, „niezwiązany z działalnością górniczą”, zostanie sprzedany. Rząd podkreśla przy tym, że na zamknięciu kopalni nie ucierpią zapasy surowca. Zakłady, które trafią do SRK, odpowiadają bowiem za raptem 3 proc. zasobów bilansowych węgla w Polsce.
Oczywiście takie zmiany w kopalniach muszą wiązać się ze zwolnieniami. Z wygaszanych zakładów do „nowej Kompanii” przeniesionych ma zostać 6 tysięcy pracowników dołowych. Rząd ten transfer warunkuje jednak tym, czy uda się wprowadzić zmiany w organizacji pracy firmy.
Te na pewno nie spodobają się górnikom. Przede wszystkim bowiem zmieni się system wynagrodzeń: na część stałą i zmienną. Ta druga ma być uzależniana od wyników finansowych spółki, podczas gdy dzisiaj górnicy otrzymują liczne bonusy niezależnie od kondycji całej firmy. Do tego restrukturyzacja zakłada wprowadzenie 6-dniowego tygodnia pracy, który ma zwiększać efektywność pracy kopalni, a jednocześnie pozwoli zatrudnić ludzi z wygaszanych kopalni.
Ministerstwo Gospodarki zaznacza przy tym, że zmiany te „zostały zaakceptowane przez stronę społeczną”, czyli w domyśle: związki zawodowe. Rząd zapewnia również wszelkie niezbędne "osłony" dla pracowników. Jak jednak donosi „Dziennik Zachodni”, część związków już protestuje przeciwko planowanym zmianom i twierdzi, że z nimi nikt restrukturyzacji nie konsultował.
Związki zablokują restrukturyzację?
Takiej reakcji można jednak było się spodziewać. Związki, jak zwykle zresztą, zawsze twardo bronią swoich przywilejów – nawet jeśli w perspektywie ma to powodować straty czy ekonomiczne problemy. Do świadomości związków nie docierało w ostatnich latach, że kiepska sytuacja spółek węglowych to efekt globalny, wynikający m.in. ze spadku zapotrzebowania na ten surowiec. Za tym poszły znacznie spadki cen węgla – ze 120 dolarów w 2011 roku do 70 dol. w 2014.
Rządowy plan bierze pod uwagę te uwarunkowania i wreszcie robi z górnictwem porządek. Wreszcie, choć pamiętać trzeba, że zapowiedziana przez Ewę Kopacz restrukturyzacja i tak rusza zdecydowanie za późno, by nie powiedzieć: na ostatnią chwilę. Biorąc pod uwagę fakt, że ogłoszony dzisiaj plan został ujawniony już w... październiku, na łamach „Financial Times”, trudno nie odnieść wrażenia, że politycy zwlekali z tematem tak długo, jak mogli, byle tylko unikać gniewu górników.
Takie wrażenie zdaje się słuszne tym bardziej, że nawet w ocenie ministerstwa gospodarki raptem miesiąc wystarczy, by Kompania Węglowa upadła, a o fatalnej kondycji spółki wiadomo od co najmniej 2-3 kwartałów. Za brak politycznej odwagi i opieszałość zapłacą w efekcie podatnicy. Zrealizowanie planu restrukturyzacyjnego ma bowiem kosztować ok. 2,3 mld złotych, a większość środków na ten cel popłynie... z budżetu. Bo Kompania Węglowa nie ma już na to pieniędzy.