Wybudowany za prawie 230 mln zł most łączący Podkarpacie ze Świętokrzyskiem nie spełnia swojej funkcji. Kierowcy ciężarówek i tak muszą nadrabiać prawie 20 km. Unia Europejska zażąda zwrotu dotacji?
Most miał ułatwić ciężki transport firmom skupionym w strefach ekonomicznych. I ułatwił, ale tylko do pewnego stopnia. Blisko 3 km po przekroczeniu mostu na skrzyżowaniu z drogą krajową nr 79 w kierunku Staszowa drogowcy z województwa świętokrzyskiego postawili znak ograniczenia tonażu - do 12 ton.
Teraz ciężarówki muszą dojechać do obwodnicy Osieka, a później drogą wojewódzką nr 765 do Staszowa. To 17 km więcej, niż gdyby kierowcy jechali wyremontowaną drogą wojewódzką 764 przez Rudnik i Rytwiany. Tak też w projekcie był zaplanowany ruch transportowo - tranzytowy po oddaniu mostu do użytku.
Podkarpacki Zarząd Dróg Wojewódzkich nie wiedział o ograniczeniu tonażu i jak twierdzi, ma w tej sprawie związane ręce, bo problem jest już w województwie świętokrzyskim. PZDW wysłał do sąsiadów prośbę o usunięcie znaku, ale póki co nie ma na to odpowiedzi.
Jednocześnie rozmówcy "Gazety Wyborczej" z urzędu marszałkowskiego województwa twierdza, że w efekcie Unia Europejska może zażądać zwrotu dotacji na ten projekt. Most kosztował 230 mln złotych, z czego 188 mln zł pochodziło z funduszy UE. Władze podkarpackiego potwierdzają przy tym, że gdyby o ograniczeniu wiedzieli, mostu w ogóle by nie stawiali.